ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 4/2007 (40)

CIESZYN

23 kwietnia 2007

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1. KONFRONTACJE WOKÓŁ TRZYNIECKIEJ "DWÓJKI (o likwidowanej szkole ciąg dalszy)  -  Alicja Sęk

2. SKOMÍRAJÍCÍ ... POLSKÉ ŠKOLSTVÍ ! – (LEDWO ZIPIĄCE ... SZKOLNICTWO POLSKIE?)  

3. LOTEM Z CIERLICKA - CZEMU NIE ?

 

KONFRONTACJE WOKÓŁ
TRZYNIECKIEJ „DWÓJKI”

(o likwidowanej polskiej szkole ciąg dalszy)  

W marcowym serwisie PBI Zaolzie org. zamieściliśmy korespondencję na temat polskiej szkoły w Trzyńcu na Tarasie – zwanej potocznie dwójką – likwidowanej przez czeskie, lokalne władze samorządowe wbrew obowiązującym również w RC standardom międzynarodowym. Nie wracalibyśmy już do tego tematu, gdyby nie wyraźne żądanie p. Romana Wróbla, byłego dyrektora likwidowanej placówki, dziś prominentnego działacza samorządu lokalnego w miejscu zamieszkania. To na jego życzenie publikujemy przysłany nam przez niego tekst. Zamieszczamy go w formie, w jakiej on sam umieścił go na portalu 3nec. Przytaczamy też reakcje internautów, które pojawiły się na tym forum natychmiast po ukazaniu się tam tekstu p. Wróbla.

 

NA TRZYNIECKIM PORTALU

 

Roman Wróbel 25.03.2007 14:51

"Kulisy likwidacji szkoły..." – reakcja

Witam wszystkich, o ile macie ochotę , zapraszam do czytania listu, który wysłałem do p. red. Alicji Sęk na www.zaolzie.org , gdzie zrobiono ze mnie potwora i demona. Serdecznie pozdrawiam,

 Roman Wróbel.

Dzień dobry, witam ślicznie, Pani Redaktor!

W odróżnieniu od ludzi, którzy atakując boją się przyznać swej tożsamości, postaram się być w swoim liście do Pani konkretny, jawny i czytelny.

 Nazywam się Roman Wróbel, przeszło 12 lat byłem dyrektorem PSP Trzyniec-Taras, od 1.listopada 2006 jestem wiceburmistrzem Bystrzycy. Podejrzewam, że przeciętny czytelnik czytający artykuł "Kulisy likwidacji polskiej szkoły w Trzyńcu na Tarasie" na www.zaolzie.org  po przeczytaniu artykułu dojdzie do wniosku, że Roman Wróbel to demon, potwór, Polakożerca, w najlepszym wypadku zdrajca.

Ja, w odróżnieniu od ludzi, którym brak odwagi, aby ze mną porozmawiać, nigdy nie bałem się mówić o tym, co bolesne, przykre, niemiłe. Roman Wróbel nie ma w zwyczaju siedzieć pod miotłą i bać się wszystkiego i wszystkich. Tak został wychowany, tak wychowywał swoje dzieci i swoich uczniów, tak będzie to robił, kiedy raz wróci do szkolnictwa.

Pisze Pani: „...w obliczu coraz częściej pojawiających się pogróżek wobec zaolziańskich Polaków ze względu na osobiste bezpieczeństwo Autora, nie podajemy Jego nazwiska....“

Szanowna Pani, po przeczytaniu opinii na mój temat zdobyłem pewność, kto kryje się za artykułem. Natychmiast kontaktowałem telefonicznie ową osobę, która POTWIERDZIłA, iż udzieliła bardzo długiego wywiadu, ale szczegółów nie może zdradzić, ponieważ BOI SIĘ! Na pytanie, czego ów szanowny Pan się boi , usłyszałem w telefonie następującą odpowiedź - "...RÓŻNYCH CZYNNIKÓW!".

Nazwiska tego Pana nie podaję, ponieważ prawdopodobnie bał by się jeszcze więcej. Niemniej, może nie przeszkodzi to temu panu, aby znów udzielić absolutnie „obiektywnego wywiadu“ i przy okazji kompletnie wynegować pracę ludzi, którzy mają inną receptę na patriotyczne wychowywanie niż ktoś inny.

 Całokształt swoich działań, które robiłem, robię i będę robił na polu patriotycznego wychowywania był oparty na moim głębokim przekonaniu, że to nie Polak Polaka powinien na Zaolziu wzajemnie przekonywać o tym jakim jest patriotą, jakie potrafi robić fajne imprezy, jak mnoży dokonania przodków. Moja filozofia jest inna - Polak musi zaistnieć swoimi dokonaniami, słowem odwalać kawał dobrej roboty dla całego społeczeństwa tak, aby czeska większość powiedziała: Ci Polacy są dobrzy! Nic dodać, nic ująć.

Wiem, że w tym diametralnie różnię się od wielu działaczy, którzy za aktualny liczebny stan posiadania środowiska lub omawianej szkoły winią Czechów. Na podstawie artykułu na www.zaolzie.org  można sądzić, iż prócz Czechów jest dalszy winowajca aktualnego stanu rzeczy - demoniczny dyrektor Roman Wróbel.

 Szanowna Pani Redaktor, rzeczywistosć jest zupenie inna - sami jesteśmy winni za aktualny stan posiadania a Roman Wróbel? Znalazł się po prostu chłopiec do bicia.

 Jeszcze raz Pani powtarzam - ja się nie boję swoich poglądów, nie boję się nazywać rzeczy po imieniu. Aby nie być gołosłownym, zwrócę uwagę na niektóre rzeczy związane z treścią umieszczonego artykułu.

1. Roman W. Człowiek nie lubiący Wspólnoty. Rzeczywistosć jest następująca - którą Wspólnotę ma autor na myśli? Znam dwie - Towarzystwo "Wspólnota Polska", które niezmiernie cenię, z którym współpracuję i efektem tej współpracy jest m.i. kompletnie odnowiona siedziba MK PZKO w Bystrzycy. Druga Wspólnota to partia polityczna, której działacz udzielił informacji na mój temat. Nie powiedziałem, że nie lubię tej partii. Owszem, nie zgadzam się z jej konfrontacyjnym programem, ale to przecież zupenie coś innego.

2. Informacje n.t. „...mikołajek...“ są tak głupie, że nawet nie czuję potrzeby ich jakkolwiek komentować.

3. Miss Mister zaczęło wg autora upadać jak zaprosiliśmy do udziału czeską szkołę. Tak może sądzić człowiek z innej planety lub pacjent domu bez klamek. Rzeczywistość była dokładnie odwrotna - międzynarodowy udział w imprezie zapewnił ogromną promocję szkoły, miasta i całego regionu /dowodem niechaj będą transmisje Tv, opinie mediów lub dla mnie najważniejsza rzecz - ogromne zateresowanie widzów wszystkich kategorii wiekowych/

4. Autor pisze o gwałtownym przyklejeniu komisji szkolnej do Rady Polaków - o tym gwałcie nic nie wiem, jednak wydaje mi się, że o wiele większym gwałtem jest masaż czytelników przez autora artykułu "Kulisy likwidacji szkoły..."

5. „.Przed dwoma laty dyrektor aż do czerwca trzymał w niepewności rodziców piątoklasistów, czy z powodu niskiej liczby - ośmiorga dzieci, zostanie po wakacjach 6 klasa..." - to największy IDIOTYZM całego artykułu! Nie był to przed dwoma laty, ale w czerwcu ubiegłego roku, piątaków NIE BYłO OśMIORGA, LECZ CZTERECH. Tak, do czerwca byli rodzice CZWORGA piątaków w niepewności, lecz powodem było to, że do samego końca starałem się zdobyć kolejne dzieci, by móc utrzymać samodzielną klasę szóstą. TAKA JEST RZECZYWISTOŚĆ PANI REDAKTOR. Pytam się - czy nie jest to trochę inne od brzmienia tekstu w artykule?

UWAGA!!!

Muszę przyznać autorowi, że w niektórych sprawach nie przesadził. Mianowicie:
1. Autor jest zbulwersowany moimi słowami, iż "..MIARĄ WARTOŚCI SZKOłY NIE JEST LICZBA DZIECI ZWERBOWANYCH DO PZKO!!!" - respektuję zdanie autora, ale proszę autora, aby respektował moje zdanie. Ja po prostu RZECZYWIŚCIE SĄDZĘ, ŻE MIARĄ WARTOŚCI SZKOłY NIE JEST LICZBA DZIECI ZWERBOWANYCH DO PZKO!
/sam jestem w PZKO i uważam, że to nie szkoła a PZKO powinno robić wszystko po temu, by zaoferować produkt, który jest atrakcyjny dla młodzieży i potencjonalnego członkowstwa w tej organizacji/

2.  ...“dyrektor szkoły był przeciwny temu, aby przedstawiciel partii Wspólnota rozprowadzał ulotki wśród rodziców..." - autor zapomniał dodać, że ów działacz w dowód wdzięczności zaproponował szkole Trylogię jako gest przeciwko WYNARADAWIANIU PRZEZ CZECHÓW. Rzeczywiście, dałem zakaz dystrybucji i działacza wyrzuciłem, ponieważ to jest metodyka działań, które są dla mnie nie do przyjęcia. Rozmawiać z oczu do oczu tak, lecz korespondować, tumanić i bluźnić? Przepraszam, to nie dla mnie..

3. Autor artykułu już wie, co będzie za trzy lata. Ja tego, z ręką na sercu, nie wiem. Wiem jednak jedno, Pani Redaktor: bardzo łatwo kogoś oczernić lub demonizować. Jeżeli chodzi o moją osobę, to artykuł, który pojawił się na www.zaolzie.org  tego dokonał. Nie wiem, jakie są Pani uprzedzenia do mej osoby, nie pamiętam, czy kiedyś miałem przyjemność Panią poznać lub przynajmniej poznać Pani poglądy, w każdym razie kończąc ten list, chcę Pani powiedzieć jedno:
o ile Pani nie była w temacie w chwili umieszczenia artykułu "Kulisy likwidacji polskiej szkoły w Trzyńcu na Tarasie" na serwerze www.zaolzie.org , to została Pani kompletnie wykołowana przez autorów tego artykułu. Powody wytłumaczyłem w powyższym tekście.
O ile Pani była w temacie, to przykre, ale widocznie taki jest Pani kąt spojrzenia na całą sprawę.
Jeszcze dwa ostatnie zdania:

Jakikolwiek był Pani udział w powyższym, proszę Panią o umieszczenie tego listu na www.zaolzie.org.

Ten sam list przekazuję na trzynieckie forum dyskusyjne.

W odróżnieniu od tych, co się "...BOJĄ PEWNYCH CZYNNIKÓW"

  Z szacunkiem  

Roman Wróbel

 

REPLIKA ?

 

Jura 25.03.2007 16:56

Reakcja Wróbla

Roman Wróbel sie wypowiedzioł! I dzięki mu za to, jednak brakuje mi informacji związanych z jego działalnoscią koło likwidacji szkoły na Terasie. Artykuł na www.zaolzie.org   tyn temat poruszoł a dyrektor w swoji reakcji napisoł dużo, ale w sprawach innych..

czesil 25.03.2007 17:50

...

A ocena z ust obecnej dyrektorki Cienciałowej jest również krzywdząca i nieprawdziwa? (wywiad Głosu Ludu  z 13.3.2007 z obecną panią dyrektor szkoły J. Cienciała zamieszczamy niżej – przyp. A.S.).

A z  PZKO?  Tego kompletnie nie zrozumiałem....że niby Pan jest członkiem, ale dzieciaki nie? To, że PZKO jest skostniałe nie oznacza jeszcze, że ogołocimy je o generację, która mogłaby je reaktywować - oczywiście w przyszłości, kiedy podrośnie polskie zaplecze kulturalne.

Francek 25.03.2007 23:42

dyrektor

Obawiam się, że Pan Dyrektor albo nie opanował na wystarczającym poziomie umiejętności czytania ze zrozumieniem, albo nie cechuje Go dobra wola, bowiem w tekście na www.zaolzie.org  jest o Jadze, a On o Madze... No cóż, może rzeczywiście lepiej, że nie uczy już naszych dzieci.

Powiem krótko, prawda jest taka, czeska szkoła uczy nasze dzieci być Czechami (m.in.te dzieci, które do niej trafiają na skutek likwidacji polskich szkół – przyp. A.S.), polska powinna uczyć bycia Polakami. Dla człowieka, który tej prawdy nie rozumie, nie powinno być miejsca nauczyciela, czy dyrektora w polskiej szkole. Jestem pewien, że dyrektorzy czeskich szkół doskonale tę prawdę znają i konsekwentnie ją stosują w praktyce.

W tym świetle nie jest istotny spór o to, co powinno, a co nie powinno PZKO, o to, czy była dwójka więcej, czy mniej dzieci. Nie stanowi meritum sprawy, czy konkurs na miss podupadł, z powodu, czy nie z powodu Czechów, bo oni i tak się wszędzie wcisną, jak woda do strzewików, itd. To nie jest żadne usprawiedliwienie. Za to jest odpowiedzialny dyrektor, żeby nie doszło do takich rzeczy. A skoro doszło, nie szukać winy wszędzie indziej, tylko nie u siebie.

Francek 26.03.2007 00:42

...

Nauka w szkole, to nie tylko rozwijanie umysłu, ale także kształtowanie człowieka, osobowości, postawy, w tym postawy wobec swojego narodu i społeczności lokalnej.

[...]

Francek 26.03.2007 01:43

Właśnie tak uważam. Jakkolwiek sam mam do PZKO wiele zastrzeżeń, głównie natury ideologicznej, jednak praktycznie nie ma innej organizacji tak integrującej polskie społeczności na Zaolziu, jak PZKO. Dopóki nie powstanie coś lepszego, trzymajmy sie sprawdzonego modelu działania. Chyba, że celem jest spowodowanie, żeby polskie społeczności się rozpadły, zatomizowały i wtopiły w społeczeństwo czeskie.

Tu koniec cytatów z portalu 3nec. Pan Roman Wróbel zastanawia się w swoim sprostowaniu, „czy miał mnie kiedy przyjemność poznać“. Zapewniam, że nie. Jako dziennikarz z wieloletnim stażem nie zdecydowałabym się  jednak na zamieszczenie oprotestowanej przez niego korespondencji, gdyby nie dotarły do nas innformacje na ten temat także z innych źródeł,  m.in. ze źródła drukowanego jakim jest Głos Ludu. Przed zamieszczeniem omawianej tu korespondencji czytaliśmy m.in. wywiad z p. Janą Cienciała, obecną dyrektor likwidowanej szkoły, zamieszczony 13.03.br. na łamach tej gazety.

Oto jego dosłowna wersja, przeniesiona z www.glosludu.cz:

 

TA  SZKOŁA WCIĄŻ ŻYJE

 

Na ostatnim posiedzeniu Samorząd Miejski w Trzyńcu zadecydował o zamknięciu polskiej szkoły na Tarasie. Z pytaniem o to, jak obecnie funkcjonuje szkoła, zwróciłam się do pełniącej obowiązki dyrektora Jany Cienciała. Spotkałyśmy się w szkole, na biurku w dyrekcji leżą kopie artykułów prasowych piszących o „optymalizacji polskiego szkolnictwa”. Pytam więc, jak żyje się w szkole, nad którą zapadł wyrok likwidacji? Czy to prawda, że szkoła umiera, że spada poziom nauczania?

 

 To nas obraża i niesamowicie rani. Uczymy normalnie, normalnie pracujemy. Bierzemy udział w konkursach. Właśnie teraz Tomek Cienciała, uczeń 5. klasy zdobył drugie miejsce ex aequo w powiatowych eliminacjach olimpiady matematycznej Pikomat. Marysia Cicha uplasowała się tuż za nim. Przygotowujemy się bardzo aktywnie do międzynarodowego konkursu matematycznego Kangur. Z każdej klasy liczna grupka dzieci bierze udział w konkursie, zdobywają dobre wyniki. Wierzę, że w tym roku będzie tak samo. Szkoła więc żyje, działa, pracuje, przygotowuje się do konkursów. Nie wiem naprawdę, skąd te informacje, że spada jakość nauczania. Często namawiam uczniów, by brali udział w tzw. testach porównawczych. Właśnie przed chwilą przeglądałam wyniki testów z 2005 r. i dla naszej szkoły wcale nie były takie złe. Bo jeżeli w testach z matematyki tzw. percentil wynosi w Trzyńcu 20, a w naszej szkole 53, to chyba nie jest najgorzej. Wręcz przeciwnie! Podobnie sprawa ma się z testami z języka czeskiego.

. A jak radzą sobie absolwenci szkoły? To również może być miernikiem jakości nauczania.

Uczniowie kontynuują naukę w gimnazjum, w akademiach handlowych, przemysłówkach. Potem studiują w kraju i za granicą. W tym roku tylko dwaj dziewiątacy wybierają się do zawodówek. Reszta chce rozpocząć naukę w szkołach średnich z maturą. W zeszłym roku też dosyć pokaźna grupka poszła do czeskocieszyńskiego Gimnazjum. Wielu z byłych uczniów odwiedza nas później. Mówią, że kiedy będą mieli dzieci, to również poślą je do tej szkoły. Choć wszystko wskazuje na to, że nie będą już mieli tej możliwości..

Wiele osób myśli, że uciekają ze szkoły nauczyciele i że nie mają już motywacji do dalszej pracy.

Tak, burmistrz Věra Palkovská stwierdziła kiedyś, że poziom nauczania obniży się, kiedy zaczną uciekać ze szkoły nauczyciele. Ale to jest absurdalne stwierdzenie. W każdej szkole dochodzi do rotacji pracowników. Ktoś odchodzi, ktoś nowy przychodzi. To nie ma nic wspólnego z jakością nauczania. Na razie ze szkoły odeszła jedna nauczycielka, która uzyskała lepszą propozycję pracy. To zdarza się w każdej profesji. Jeżeli ktoś otrzyma lepszą posadę, to oczywiście z niej skorzysta. Druga nauczycielka za chwilkę wybiera się na urlop macierzyński. To nie ma nic wspólnego z zamykaniem szkoły i nie należy mieć przecież o to do niej pretensji. Nikt więcej nie odchodzi, nie planujemy przedwczesnego „rozpuszczenia” szkoły, jak niektórzy sugerują.

Jak długo jest Pani związana z tą szkołą?

W szkole pracuję od 1991 roku. W 1993 r. zostałam zastępcą ówczesnej dyrektor Ireny Małysz. W latach 1995-2000 pełniłam również obowiązki ekonomisty i księgowej. Jeżeli chodzi o stronę finansową, szkoła nie ma żadnych problemów. Dzięki obniżonym limitom dla szkół narodowościowych do dnia dzisiejszego nigdy nie brakowało nam pieniędzy i miasto nie musiało nas dodatkowo finansować. To wydaje mi się limitujące

.Jak długo nauczyciele wiedzieli o planowanym zamknięciu placówki?

Nie wiedzieliśmy o niczym. To znaczy, domyślaliśmy się, że szkoła przestanie kiedyś istnieć, że będzie za mało dzieci. Ale byliśmy przekonani, że skoro na razie mamy dotrzymane limity uczniów w klasach, to nie ma podstaw do zamknięcia placówki. Zostaliśmy postawieni w bardzo trudnej sytuacji. Dyrektor Roman Wróbel przez cały czas powtarzał: „moi nauczyciele wszystko wiedzą”. Nic nie wiedzieliśmy. Nie mieliśmy szansy, by jakkolwiek zareagować. Roman Wróbel pracował w miejskiej komisji szkolnej i razem z nią przygotowywał projekt „optymalizacji polskiego szkolnictwa” (czyli likwidacji szkoły – podkreślenia w odpowiedziach i przypisek - A.S.). Nie poinformował nas o niczym. Trzeba jednak podkreślić, że związał mu w pewien sposób ręce obowiązek milczenia (? – A.S.), który był nałożony na komisję.

Więc kiedy Pani dowiedziała się o likwidacji?

Pamiętam dokładną datę. Dowiedziałam się o tym 13 listopada 2006 r. Wtedy Roman Wróbel już miał zapewnioną posadę w Bystrzycy i podczas przekazywania dokumentów przekazał mi również projekt „optymalizacji polskiego szkolnictwa”. Powiedział, że jeszcze z tym będę sobie musiała poradzić. Naprawdę zostałam postawiona w bardzo trudnej sytuacji. Z dnia na dzień musiałam objąć obowiązki dyrektora i natychmiast okazało się, że chodzi o obowiązki dyrektora likwidowanej szkoły. Pół żartem, pół serio mówię, że Roman Wróbel jest dobrym organizatorem i zamknięcie placówki też dobrze zorganizował. Nie zgadzam się wcale z jego zdaniem na ten temat. Tę szkołę trzeba utrzymać. Niestety razem z jej likwidacją będzie nas Polaków na Tarasie ubywać. Wielu rodziców, na przykład z mieszanych małżeństw pośle dzieci do czeskiej szkoły.

. Jak wspomina Pani obrady Samorządu Miejskiego?

Tyle półprawd, które wypowiedziała pani burmistrz Palkovská, dawno nie słyszałam. Powiedziała, że mamy trzy połączone klasy – w rzeczywistości są tylko dwie. Albo, że w Trzyńcu są trzy polskie szkoły – nasza, przy ul. Dworcowej i w Oldrzychowicach. Przecież oldrzychowicka placówka już od dłuższego czasu nie jest samodzielna. Słowa o niskim poziomie nauczania też nie były niczym konkretnym podłożone. To było przykre.

Przed szkołą jeszcze półtora roku...

Niekoniecznie. Teraz otrzymałam zarządzenie, by przeprowadzić wśród rodziców imienną ankietę, do której szkoły będą posyłali dzieci w przyszłym roku szkolnym. Wyniki ankiety muszę w czwartek przekazać władzom miasta. Od liczby uczniów zależy, czy ta szkoła będzie istniała jeszcze w przyszłym roku, czy też zamkną ją już w czerwcu. Boję się, by ta ankieta nie stała się wyrokiem śmierci dla szkoły. Z jednej strony Samorząd Miejski dał szkole jeszcze rok i pół, a parę dni potem prowadzone są kroki, które mogą ją zlikwidować jeszcze w tym roku. To też jest bardzo dziwne.

A jak było z zapisami do pierwszej klasy? W telewizji kablowej, która promowała szkoły przed zapisami, polska szkoła na Tarasie się nie pojawiła. Nie pojawiły się też żadne informacje o zapisach np. w „Głosie Ludu”.

Tak, redaktorka z telewizji kablowej dzwoniła do nas, że chciałaby zrobić reportaż. Wtedy powiedziałam, by tylko przekazała informację o tym, że są zapisy. Bo czym niby mam przyciągać dzieci do tej szkoły? To byłoby nie w porządku wobec rodziców. Nie chciałam potem słuchać wyrzutów, że obiecałam otworzyć następną klasę, a szkoła w rzeczywistości została zlikwidowana.

 

 Jak w tym wszystkim znajdują się rodzice?

Rodzicom chodzi w pierwszym rzędzie o dobro dziecka a dopiero potem o szkołę. I nie można im się dziwić. Teraz młodzi ludzie już nie myślą kategoriami zachowania polskiej szkoły, ale kategoriami, co będzie lepsze dla mojego dziecka. Oczywiście to nie jest tak, że los podstawówki jest im obojętny, przecież wielu z nich się tutaj uczyło. Jednak jeżeli rodzic ma na przykład wysłać jedno dziecko do pierwszej klasy na ul. Dworcową, a drugie dziecko jeszcze mogłoby kontynuować naukę w czwartej klasie w naszej szkole, to normalne, że będzie się zastanawiał, czy nie posłać oboje dzieci na ul. Dworcową. Jednak prawda jest taka, że los szkoły zależy teraz tylko od rodziców. Mam taką skromną nadzieję, że nasze polskie środowisko się zmobilizuje i pozwoli szkole istnieć jeszcze w przyszłym roku. Ta szkoła cały czas żyje, dzieci kształcone są na wysokim poziomie. Ten poziom, wbrew opiniom władz miasta i wbrew przeciwnościom, będziemy podtrzymywali i starali się go podwyższać. (13 marca 2007, str. 3)

Rozmawiała: HALINA SIKORA

 

Na zakończenie jeszcze fragment wywiadu z p. Wróblem, zamieszczonego w Głosie Ludu 31 marca w2007, odnoszący się bezpośrednio do zamieszczonego przez nas tekstu. Na pytanie red. Jacka Sikory „Pana zdaniem walka o utrzymanie samodzielnej polskiej „dwójki” jest zatem walką z wiatrakami?” były dyrektor tej szkoły odpowiada:

„Broń Boże! Jeśli ktoś chce o nią walczyć, to niech walczy (podkreślenie – A.S.). Niech jednak stosuje zasady „fair play”, bez stosowania ciosów poniżej pasa. A takim ciosem poniżej pasa są np. słowa o tym, że dyrektor ucieka niczym szczur z tonącego statku do bystrzyckiego ratusza /.../ A jeszcze gorzej było na stronach internetowych www.zaolzie.org. Jak mówię – szanuję poglądy innych i żądam, aby inni szanowali moje poglądy. A tu pojawiają się słowa o zdradzie, o „szkopyrtokach”. A co najważniejsze – ludzie się boją. /.../ Wiadomo, ja się nie boję i tak samo uczyłem swoje dzieci w szkole... ”

  Ocenę tych słów zostawiam Czytelnikom. Całość wywiadu zamieszczono na stronie Głosu Ludu (www.glosludu.cz). Jeśli natomiast chodzi o „fair play”, to konia z rzędem temu, kto w naszym marcowym numerze znajdzie słowo szkopyrtok, lub co gorsza szczur. Autor korespondencji pisząc o ucieczce z tonącego statku  miał zapewne na myśli przysłowie o kapitanie, który wraz z tonącym okrętem „idzie pod wodę”. Pan Wróbel najwidoczniej czuł się źle w roli kapitana, więc skojarzył z sobą inne przysłowie, w którym występują te niezbyt sympatyczne, acz ponoć bardzo chytre zwierzaki.

Na zakończenie jeszcze mała refleksja. Dlaczego ludzie się boją? Dlaczego muszą się bać ci co walczą o prawa przysługujące ich społeczności, zaś chodzić z podniesioną głową mogą ci, co się lubią kłaniać obcym? Pan Wróbel w swoim sprostowaniu wyraził obawę, że zostałam „wykołowana przez autorów” opublikowanego przez nas artykułu. Ja niestety - po przeczytaniu wywiadu zamieszczonego w Głosie Ludu 31 marca 2007 - nabrałam przekonania, że jednak nie zostaliśmy przez nikogo wprowadzeni w błąd. Utwierdziły mnie w tym przekonaniu dwa zdania p. Wróbla z tego wywiadu :  „Zrozumiałem, że jako dyrektor muszę myśleć koncepcyjnie. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że szkołę trzeba utrzymywać do granic wytrzymałości, do końca”.     Nic dodać, nic ująć!

Alicja  Sęk

do góry

   

Tymczasem w Konsulacie RP w Ostrawie pada z czeskich ust ocena:

 

SKOMÍRAJÍCÍ ... POLSKÉ ŠKOLSTVÍ ! –
(
LEDWO ZIPIĄCE ... SZKOLNICTWO POLSKIE?)

 

W ostatniej chwili otrzymaliśmy od jednego z czytelników e-mail następującej treści:

            „Żywo interesuję się sprawą trzynieckiej szkoły, o której ostatnio zrobiło się  głośno na Zaolziu - i nie tylko, a i Wy o niej pisaliście. Pragnę więc podzielić się najświeższą informacją na ten temat:

Misja mediacyjna u trzynieckiej p. burmistrz V. Palkowskiej w sprawie ratowania polskiej szkoły na Tarasie nie wypaliła! Podjęła się jej podobno 17 kwietnia br. - po rozmowach na ten temat w Konsulacie RP w Ostrawie - trójka przedstawicieli czeskiego rządu. Fiasko tych rozmów chyba usatysfakcjonowało  p. R. Wróbla, byłego polskiego dyrektora tej polskiej szkoły. Wytrawni dyplomaci z Pragi musieli skapitulować przed panią burmistrz, choć trudno się było w tym wypadku spodziewać ich wielkiej siły przebicia, skoro jeden z nich miał się ponoć w Konsulacie wyrazić, że najlepszą pomocą dla „ledwo zipiącego ... szkolnictwa polskiego” (w dosłownym brzmieniu: „skomírajícího ... polského školství“) będzie właśnie likwidacja tej placówki, choć uczęszcza do niej prawie setka uczniów. Jak mi powiedziano, wielu spośród obecnych - zwłaszcza zaolziaków - odebrało to sformułowanie jako obraźliwe.”

Spróbowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat spotkania w Konsulacie Generalnym RP w Ostrawie. Obecni na tym spotkaniu z zadowoleniem przyjęli wiadomość, że Pan Premier Jarosław Kaczyński, jako pierwszy Premier Polski od wielu dziesiątek lat, wystosował do czeskiego Premiera Mírka Topolánka pismo, w którym ujął się za zaolziańskimi Polakami w ważnej dla nich sprawie, tu w sprawie ratowania zagrożonej szkoły. Przywołując zacytowane w zakończeniu poprzedniego artykułu dwa zdania p. R. Wróbla, byłego dyrektora likwidowanej polskiej szkoły o tym, iż jego zdaniem szkoły nie należy utrzymywać do końca, obawiamy się, że jego ta informacja  nie ucieszy.

            Nas jednak ucieszyło to, że doczekaliśmy się, iż polski premier wreszcie w zdecydowany sposób wystąpił w interesie tych,  których  przodków na „Těšínsku”, czyli na Zaolziu po II wojnie światowej prześladowano jako „beckowskich faszystów” i do dziś nie przeproszono za to ani ich, ani ich potomnych (poza przeproszeniową  sztafetą – p. Premier Paroubek via Niemcy sudeccy), choć wielu  z nich wracało wtedy z niemieckich, faszystowskich obozów śmierci.  Ucieszyło nas, że ujął się za tymi, których przodkom zabrano po wojnie mienie organizacji polskich i do dziś nie oddano, choć mogłoby się ono przyczynić do zasobności naszego  zaolziańskiego szkolnictwa,  i nie byłoby powodu do lekceważącego określania go jako „skomírající školství“ .... Ucieszyło nas, że swoim wystąpieniem pozwolił wielu zaolzianom podnieść głowy po okresie 1962 – 1982, kiedy brutalnie zlikwidowano ok. 60 %  naszego polskiego szkolnictwa, w konsekwencji czego można je obecnie nazwać  „skomírajícím  školstvím”– ledwo zipiącym szkolnictwem!

            Wierzymy, że wreszcie skończył się okres ignorowania polskiej ludności Zaolzia, przywiązanej emocjonalnie i duchowo do polskiej ojczyzny. Wierzymy – że pójdziemy w przyszłość z tarczą, że interesy narodowe zaolziańskich Polaków nie zostaną złożone „na tarczy antyrakietowej”,  tak jak w r. 1920 poświęcono je wobec groźby nieprzepuszczania przez południowych sąsiadów transportów broni, potrzebnej do walki z bolszewikami, że nie będzie zgody ze strony państwa polskiego na bezpardonową likwidację  polskiej oświaty na Zaolziu!

Jan  Leśny     

   do góry

LOTEM Z CIERLICKA – CZEMU  NIE ?

 

Dalekie podróże kształcą. Mnie jednak w zadumę wprawiają rzeczy zupełnie bliskie, a mimo wszystko niezwykłe. Kilka miesięcy temu, kiedy wybierałem się w dłuższą podróż zagraniczną, naszły mnie pewne porównania. Zamyśliłem się nad zadziwiającymi połączeniami pomiędzy miejscami w Polsce, a na Zaolziu, czymś w rodzaju linii pola magnetycznego łączących bieguny przeciwne, a jednak podobne. Moja podróż myślowa zaczęła się podczas przejazdu na lotnisko Okęcie w Warszawie. Podobnie, jak dla większości podróżnych, ostatnim odcinkiem mojej drogi na lotnisko była ulica Żwirki i Wigury, zaczynająca się przy Pomniku Lotnika. Mając trochę czasu zatrzymałem się tam na chwilę. Miejsce hałaśliwe, ruchliwe, nieustannie zakorkowane przez samochody, zafascynowało mnie dlatego, że w sposób bardzo symboliczny jest połączone z Zaolziem. Związek ten powstał niestety w sposób tragiczny i niezamierzony, w wyniku katastrofy lotniczej.

 

W bezpośrednim sąsiedztwie tego pomnika znajduje się Pole Mokotowskie, dziś uczęszczany, wielkomiejski Park im. Józefa Piłsudskiego, niegdyś lotnisko z którego do swych słynnych lotów startowali pionierzy polskiego lotnictwa Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura, zanim przed 75 laty - 11 sierpnia 1932, lecąc na meeting lotniczy do Pragi - zginęli tragicznie w wypadku lotniczym pod zaolziańskim Cierlickiem, w miejscu nazwanym później na ich cześć  Żwirkowiskiem. Stoi tam pomnik dość podobny do tego warszawskiego Miejsce to, ciche i odludne, jakkolwiek nazwiskami obu lotników symbolicznie połączone z owym ruchliwym skrzyżowaniem w Warszawie i sąsiadującym z nim wielkomiejskim parkiem, jest pod wieloma względami jego całkowitym przeciwieństwem. Patrząc na dwa, w sumie dość podobne pomniki, tak ściśle związane z nazwiskami naszych dwóch wspaniałych lotników, trudno się oprzeć refleksjom na temat zawikłania polskich losów. Lotnicy, żyjący w wielkim mieście zakończyli swój żywot, po w sumie niezbyt długim locie, w tym cichym miejscu na Zaolziu, na polskiej ziemi, choć za granicą państwa polskiego. 

Kilka lat po tym tragicznym wydarzeniu – z powodu szczelnie zamkniętych granic – Warszawa stała się dla większości Polaków z Zaolzia miejscem prawie niedostępnym. A nawet dziś, kiedy granica jest praktycznie otwarta, pokonanie dystansu dzielącego te dwa pomniki, jest dość czasochłonne. Łączy się albo z wielogodzinną jazdą samochodem, albo ze  skomplikowanymi połączeniami autobusowo - kolejowymi oraz przesiadkami. Przez długie lata wielu spośród moich krewnych i znajomych, a także ich dzieci, podobnie jak wielu innych zaolziańskich Polaków z żalem patrzyło w kierunku szczelnej granicy, marząc o studiach w ojczystym języku w Warszawie, czy Krakowie. Udało się nielicznym, większość musiała się zadowolić Ostrawą, Brnem, czy Pragą. Potem często znajdowali sobie tam życiowych partnerów i już tam pozostawali. Wiele radości sprawiła mi podczas niedawnego pobytu w Pradze rozmowa z młodą recepcjonistką w hotelu. Najpierw rozmawialiśmy po czesku, jednak po chwili okazało się, że ona doskonale mówi po polsku. Urodziła się w Pradze, chodziła do czeskiej szkoły, Jej matka jest Polką, ojciec Czechem. Byłem pełen podziwu dla jej bardzo poprawnej polskiej mowy, bez nawet śladów czeskiego akcentu. Okazało się, że było jej dane studiować w Polsce, co z pewnością ułatwiło doskonałe połączenie kolejowe Pragi z Warszawą i Krakowem. Zamyśliłem się nad tym, że z Zaolzia wcale nie jest tak łatwo dostać się na studia do Polski, a także dotrzeć do polskich miast akademickich. Dotyczy to zwłaszcza południowej części regionu. By skorzystać z drogich, międzynarodowych ekspresów, trzeba przejechać kilkadziesiąt kilometrów do Bogumina, mijając po drodze Cieszyn. O wiele taniej i prościej byłoby przemieścić się przez granicę w Cieszynie i skorzystać z połączeń krajowych, gdyby Cieszyn nie był odcięty od świata. Np. z Trzyńca do Bielska jedzie się komunikacją publiczną niemal tak długo, jak z Bielska do Warszawy. Nie załatwia tego wlokący się godzinami pociąg osobowy ze słowackiej Czadcy, przez Zaolzie do Bielska, bo nie jest on zsynchronizowany z pociągami dalekobieżnymi. Niestety, ze względu na fatalny stan torowiska nie zapowiada się, że będzie lepiej. W zdumienie wprawiła mnie więc zaolziańska znajoma, kpiąca z ministra Przemysława Gosiewskiego, naśmiewająca się z  budowy dworca dla ekspresów we Włoszczowej jako szczególnego absurdu. Włoszczowa, to miasteczko w przybliżeniu wielkości Cieszyna. Zapytałem więc, czy jej syn miałby ułatwione dojazdy na studia w Polsce, gdyby z Cieszyna regularnie i szybko jeździły pociągi do Katowic lub Bielska? Powiedziała, że tak. Zatem, niech żałuje, że minister Gosiewski nie pochodzi z Zaolzia, albo co najmniej z Cieszyna, bo to nie jakiś aferzysta, nabijający swoją kieszeń z publicznej kasy, lecz poseł dbający o swoich wyborców, który po prostu spełnił obietnicę wobec swojego elektoratu. Trudno mi oceniać sensowność budowy dworca we Włoszczowej, ale to wcale nie musi być taki absurd, jak niektórzy sugerują. W końcu niedaleko są dwustutysięczne Kielce, które - podobnie jak Cieszyn z Bielskiem i Katowicami - nie mają porządnego połączenia z Krakowem i Warszawą. Połączenie takie może im zapewnić stacja w Włoszczowej. Podobno pan minister Gosiewski planuje teraz budowę lotniska koło Kielc. Przydałby się np. we władzach wojewódzkich w Ostrawie ktoś z Trzyńca, tak zapobiegliwy i dbający o swoich polskich wyborców. Jestem pewien, że byłby to dla nich  znacznie lepszy wybór, niż pewna pani V. P.  Nie tylko polskie szkoły by wtedy kwitły.

Oczyma wyobraźni zobaczyłem już Międzynarodowe Lotnisko nieopodal cierlickiego Żwirkowiska z rejsami  do Warszawy i Krakowa i z bezpośrednim połączeniem szybką kolejką z Trzyńcem, Cieszynem, Jabłonkowem, czy Karwiną J.

 

         Piotr   Szczuka  


Dom PZKO na Kościelcu
– przyszły budynek lotniska?  
J

 


Pola na Kościelcu – widok na Śląskie Beskidy

do góry

 


 

 

 

Chętnym do wsparcia Społecznego Komitetu Odbudowy funduszami na wykończenie Pomnika Legionistom Bohaterom Ziemi Cieszyńskiej i jego otoczenia podajemy numer konta w Banku Spółdzielczym w Cieszynie :


Beneficjent: Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika
Konto: 
98 8113 0007 2001 0176 2231 0001 
z dopiskiem  POMNIK.  

Dane przy przelewach zza granicy Beneficiary Name: Spoleczny Komitet Odbudowy Pomnika
Beneficiary Account #:
98811300072001017622310001 
Beneficiary Bank Name: Bank Spoldzielczy w Cieszynie ABA#/Swift #: POLUPLPR
Beneficiary Bank Address: Kochanowskiego 4, Cieszyn, Poland 43400
Additional Instructions: POMNIK

 

 do góry


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 4/2007 (40)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry