NAJWIĘKSI NASI RODACY -
Z PRZEŁOMU TYSIĄCLECI
Historia
Zaolzia okresu po II wojnie światowej to już w istocie
tylko ciąg konsekwencji, wynikających z decyzji Związku
Sowieckiego o włączeniu tego obszaru do Czechosłowacji.
Ich efektem był również m.in. kształt powojennych
dwustronnych układów polsko-czechosłowackich, sprowadzający
się do całkowitego braku skutecznej ochrony praw
narodowych zaolziańskich Polaków. Kolaboracja prezydenta
CSR Edvarda Beneša,
utrzymywana
również w czasie wojny z tym Imperium Zła, jak
określane bywa sowieckie mocarstwo, zdała w pełni egzamin
i dała pożądany efekt, a więc m.in.:
-
prawie całkowitą, obecną depolonizację Zaolzia
(już ponad czterokrotny spadek liczby rdzennych polskich
mieszkańców Śląska Zaolziańskiego za okres czeskiej
okupacji) a co za tym idzie:
-
eliminację mowy polskiej z życia publicznego
(wyrugowanie zaraz po II wojnie światowej polskich
historycznych nazw polskich miejscowości zaolziańskich,
polskiej komunikacji językowej w urzędach, instytucjach i
innych placówkach),
-
sukcesywną likwidację szkolnictwa polskiego,
-
podtrzymanie po dzień dzisiejszy ogołocenia
zaolzian ze społecznego mienia przedwojennego, czyli
utrzymanie w mocy czeskiej powojennej konfiskaty majątku
przedwojennych organizacji polskich,
-
brak obecnego uznania, względnie istnienia na
Zaolziu liczącej się, rzeczywistej i niezależnej
reprezentacji politycznej ludności polskiej oraz lokalnej
niezależnej prasy polskiej,
-
brak nadal faktycznej opieki państwa polskiego nad tą
dotkliwie i etnicznie likwidowaną cząstką narodu
polskiego.
Sowieckie
Imperium Zła się rozsypało. Polska i inne kraje środkowoeuropejskie,
po prawie pół wieku zniewolenia, odetchnęły wolnością,
gdyż – jak napisał znany historyk angielski Norman
Davies o II wojnie światowej: „[...] jeśli tę wojnę
wygrał Związek Sowiecki, [...] to z całą pewnością nie
było to zwycięstwo wolności”.
Wbrew
rozsypce sowieckiego imperium sytuacja Polaków na Zaolziu,
wcale nie uległa poprawie. Jak wynika z przytoczonych wyżej
faktów, stało się wręcz przeciwnie. Depolonizacja nabrała
nawet po roku 1990 przyśpieszenia, między innymi także
dlatego, że liberalne i postkomunistyczne siły rządzące
w RP wykazały całkowity brak zainteresowania polską ludnością
zaolziańską. Dopiero po wyborach parlamentarnych w r. 2005
można było zaobserwować niejaką zmianę na lepsze. Kiedy
już jednak w Polsce, która jako pierwsza padła ofiarą II
wojny światowej, rozpętanej przez dwu agresorów –
Niemcy hitlerowskie i Rosję stalinowską – zaczęła się
wreszcie umacniać świadomość konieczności naprawy
krzywd również w odniesieniu do Polaków zaolziańskich,
stajemy obecnie znowu w obliczu nasilającej się medialnej
nagonki na odradzające się siły narodowe i niepodległościowe,
co naturalnie nie sprzyja sprawie zaolziańskiej.
Antynarodowe układy z lat PRL-u wciąż wpływają
negatywnie na możliwość poprawy dbałości o Polaków, których
od Macierzy oderwały powojenne totalitaryzmy.
Usprawiedliwiająca argumentacja liberalnych i
postkomunistycznych polityków typu:
granice przeniosły się nad waszymi głowami jest w
istocie tylko godną pożałowania farsą. Wyniki toczącej
się obecnie batalii o Polskę solidarną, a tym samym o
perspektywy wolności również dla Polaków za Olzą,
czyli pełną ochronę ich praw, mogą mieć w przyszłości
niebagatelne znaczenie.
W
tej trudnej sytuacji pragniemy przywołać pewien przykład
zmagań o słuszną sprawę, o nieporównywalnie szerszym
znaczeniu, a jednak zakończonych sukcesem. Wspólnej
genezy z kwestią zaolziańską można się tu doszukać w
byłej sowieckiej hegemonii. Jest to przykład, że nigdy
nie jest wszystko stracone!
Chcielibyśmy
przynajmniej w zarysie, szerszemu ogółowi –
prawdopodobnie nie do końca w tej sprawie zorientowanych
naszych zaolziańskich Rodaków – przybliżyć postać Pułkownika
Ryszarda Kuklińskiego (bo o niego w tym przykładzie
chodzi). Ten wybitny Polak przyczynił się w istotny sposób
do zapobieżenia wybuchowi
III wojny światowej, do demokratycznych przemian w
Europie i do klęski sowieckiego państwa,
którego przywódcy swego czasu, poprzez swe
dyktatorskie pociągnięcia pośrednio doprowadzili do
obecnej sytuacji społecznej i narodowej Polaków na
Zaolziu. Chcielibyśmy wyjaśnić – zwłaszcza naszym
zaolziańskim Czytelnikom – owiane mgiełką tajemnicy i
obarczone niewiedzą zawiłości związane z tą niezwykle
skromną postacią jednego z dwu – obok Papieża Jana Pawła
II – najwybitniejszych Polaków drugiej połowy XX wieku i
przełomu stuleci. Jego dokonania napawają dumą
patriotycznie ukształtowaną część społeczeństwa
polskiego. Uważamy, iż dla wzmocnienia poczucia własnej
godności polskiej społeczności u nas na Zaolziu*/, tak
bardzo ostatnio osłabianej nierzadko również na łamach
zaolziańskiego Głosu Ludu poprzez bezkrytyczne powtarzanie
opinii krajowych polskojęzycznych, liberalnych mediów,
warto przybliżyć Czytelnikom tę bohaterską postać.
Warto też mówić o dokonaniach Pułkownika w chwili, gdy z
taką zaciekłością odrzuca się, bez właściwego
umotywowania, zarówno w RC, jak i na Zaolziu, a częstokroć
i w RP, możliwość zbudowania antyrakietowego systemu
obronnego...
Nasze
informacje i cytaty wypowiedzi wybitnych osobistości
podajemy za publikacją prof. Józefa Szaniawskiego pt.
KONRAD
WALLENROD XX WIEKU
PUŁKOWNIK
KUKLIŃSKI
(1930-2004)
PIERWSZY OFICER WOJSKA POLSKIEGO W NATO
Zaraz na wstępie, w fragmencie z przemówienia prezydenta Stanów
Zjednoczonych George’a W. Busha w Warszawie w dniu
15.6.2001 czytamy:
„Polska
ukazała światu, że jej sowieccy władcy – przy całej
swej brutalności i potędze – w ostatecznym rachunku byli
bezbronni wobec determinacji mężczyzn i kobiet, zbrojnych
jedynie swym sumieniem i wiarą.
Dziś
przyjeżdżam do środka Europy, chociaż niektórzy wciąż
nazywają to miejsce Wschodem. Czas najwyższy, byśmy za
siebie rzucili to gadanie o Wschodzie i Zachodzie.
Europa
i Ameryka nigdy się nie rozstaną. Jesteśmy wytworem tej
samej historii, rozpościerającej się od Jerozolimy i
Aten, po Warszawę i Waszyngton.. Łączy nas coś więcej
niż sojusz. Łączy nas cywilizacja. Wolna Europa to
już nie marzenia. To Europa, która powstaje wokół nas.
50 lat temu cała Europa, w tym Polska, patrzyła w stronę
Stanów Zjednoczonych z nadzieją na pomoc. Teraz już nie
pytamy, co inni mogą zrobić dla Polski, lecz co Ameryka,
Polska, Europa mogą zrobić dla świata. Europa i Ameryka
to połączone wielkim sojuszem wolności największe siły
w historii. Nasz postęp jest wielki, nasze cele są
ogromne. Tych transatlantyckich więzów nikt nie zdoła
przeciąć. Ameryka na to nie pozwoli. Polska do tego nie
dopuści.”
Dalej
zamieszczono w omawianej publikacji przesłanie dla Izby
Pamięci Pułkownika Kuklińskiego w Warszawie, zawarte w
wystąpieniu Viktora H. Ashe, ambasadora Stanów
Zjednoczonych w Warszawie:
„W imieniu Prezydenta G.W. Busha oraz Narodu Amerykańskiego
przekazuję wyrazy głębokiego szacunku dla pamięci Pułkownika
Kuklińskiego. To wielki zaszczyt dla mnie oddać w tym
miejscu cześć i honor wielkiemu bohaterowi Polski i
Ameryki -Pułkownikowi Kuklińskiemu, który pomógł USA, a
zarazem tak bardzo przyczynił się do wolności Polski.
Bardzo bym chciał, żeby wszyscy Amerykanie, którym
bliskie są ideały wolności, odwiedzili kiedyś Izbę Pamięci
Pułkownika Kuklińskiego w Warszawie i aby wracali z Polski
do USA zainspirowani wielkim dziełem Pułkownika Kuklińskiego.”
Kim
był i czego konkretnie dokonał Pułkownik Kukliński? W
dniu 3 maja 2006 w Warszawie dokonano otwarcia Izby Pamięci
Pułkownika Kuklińskiego. Na kolejnej stronie wymienionej
publikacji czytamy:
„Powiedz
mi, co sądzisz o płk. Kuklińskim, to powiem ci kim jesteś
i na ile rozumiesz tragizm dziejów naszego kraju, zwłaszcza
dziś w 215 rocznicę uchwalenia Konstytucji. Mając do
wyboru – państwo niesuwerenne i naród, pułkownik wybrał
naród. Był nazywany różnie: Konrad Walenrod XX wieku,
ostatni polski żołnierz tułacz, bohater, sprzedajny
zdrajca, wielki patriota...
[...]
Pułkownik Kukliński podejmując trudne wybory ryzykował
życiem swoim i swej rodziny, miał odwagę nie tylko
wojskową, ale tę zwykłą odwagę cywilną. Przekazał USA
plany strategiczne agresji sowieckiej na Europę Zachodnią
i państwa NATO. Były to faktycznie plany rozpętania III
wojny światowej przez komunistyczne Imperium Zła.
Przekazując te plany Stanom Zjednoczonym pułkownik Kukliński
pomógł Ameryce w wygraniu zimnej wojny.
[...] Prezydent Lech Kaczyński w mowie pożegnalnej (19.6.2004
– przyp. red.).nad grobem Ryszarda Kuklińskiego w
Alei Zasłużonych na Wojskowych Powązkach powiedział
znamienne słowa:
Gdy rozpoczynał swoją misję dla ratowania Polski,
sowieckie imperium było w ofensywie. Gdy wydawało się, że
to imperium zawładnie Europą i światem, Pułkownik
rozpoczął swoją samotną walkę i odniósł zwycięstwo.
Gdyby sowieckie imperium ruszyło na Europę – Polska
przestałaby istnieć. I to jest miarą zasług pułkownika
Kuklińskiego – jesteśmy. Wciąż mamy nie załatwione
rachunki krzywd, ale jesteśmy...”
Na
kolejnych stronach omawianej publikacji, w akapicie
„Nikt
na świecie nie zaszkodził komunizmowi sowieckiemu tak, jak
ten Polak” (słowa dyrektora CIA Williama
Casey’a z
raportu do prezydenta USA Ronalda Reagana) czytamy
m.in.:
„W grudniu 1970 roku, po zmasakrowaniu bezbronnej ludności cywilnej na
Wybrzeżu, pułkownik Kukliński ostatecznie decyduje się
na podjęcie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
[...]
Pierwszym krokiem w tej współpracy było napisanie przez
pułkownika studium strategiczno-analitycznego <Rola
Ludowego Wojska Polskiego w przyszłej wojnie i wyłączenie
LWP z wojny>”, które przekazał do USA
w r. 1972.
Rok
wcześniej złożył Amerykanom
długo przemyślaną Deklarację Intencji:
„My,
Polacy, należymy obecnie do obozu sowieckiego, ale to nie
był nasz wybór, to zostało ustalone między wami a
Rosjanami. W przypadku wojny, wojny obronnej przeciwko
agresji z waszej strony, pozostaniemy z Rosjanami i innymi
krajami Układu Warszawskiego. Jest to jednak mało
prawdopodobny, jeśli nie wykluczony scenariusz przyszłego
konfliktu wojennego w Europie.
Nie
chcemy natomiast uczestniczyć w żadnej wojnie agresywnej
przeciwko NATO, przeciwko Zachodowi. Czy waszym zdaniem jest
szansa nawiązania współpracy między Wojskiem Polskim, a
siłami amerykańskimi stacjonującymi w Europie po to, by
zapobiec wojnie, a w razie jej wybuchu by pomóc w działaniach
w polskim interesie narodowym? To oznaczałoby nie branie
udziału wojsk polskich w ofensywie sowieckiej przeciwko
NATO i wycofanie się Polski z Układu Warszawskiego.”
[...]
Na kolejnych stronach publikacji:
„Kiedy [Kukliński –
przyp. red.] decydował się na podjęcie współpracy ze
Stanami Zjednoczonymi, rządzony przez Leonida Breżniewa
Związek Sowiecki znajdował się w apogeum swej potęgi
polityczno-militarnej. Komunizm dążył do panowania nad całym
światem i wydawało się to wtedy realniejsze i groźniejsze
niż kiedykolwiek wcześniej, poczynając od roku 1917. Te
same komunistyczno-bolszewickie idee wsparte zostały bowiem
atomową potęgą i atomowym szantażem Kremla. Wydawało się
wtedy na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w samym
środku zimnej wojny, że czas pracuje na korzyść Rosji
Sowieckiej, tym bardziej że w Europie Zachodniej narastały
nastroje pacyfistyczne, antyamerykańskie i prosowieckie.
Pojawienie się w takiej sytuacji politycznej polskiego
oficera wysokiego szczebla, stanowiło zaskoczenie dla
wywiadu amerykańskiego.
Polak zgłosił się sam, z własnej inicjatywy, dobrowolnie, na
ochotnika, nie był zwerbowany przez CIA ani inne służby
amerykańskie. „To ja zwerbowałem USA, a nie oni mnie do
walki o wolność Polski z Rosją Sowiecką”
- napisze później Kukliński.
[...] Supertajna doktryna
obronna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej nie była ani
obronna ani polska. Była jak najbardziej agresywna, a
przede wszystkim sowiecka. Tak jak Układ Warszawski, który
był Układem Moskiewskim, choćby dlatego, że jego dowództwo
składało się bez wyjątku z rosyjskich marszałków i
generałów, których siedzibą była Moskwa.
Pułkownik Ryszard Kukliński – szef Oddziału Planowania
Strategiczno-Obronnego w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego
wiedział więcej niż jakikolwiek inny oficer, czy generał.
A nawet jeżeli niektórzy wiedzieli tyle, co on,
to nie chcieli lub nie potrafili zrozumieć grozy położenia
Polski i Polaków, gdyby wybuchła wojna, wojna światowa,
bo inna przecież nie była możliwa. Skoro PRL stanowiła
integralną część imperium sowieckiego, skoro Ludowe
Wojsko Polskie stanowiło integralną część Układu
Warszawskiego, skoro najważniejsze decyzje dotyczące
Polski i Polaków zapadały w Moskwie – to oczywiste
musiały być konsekwencje tego wszystkiego w wypadku
konfliktu zbrojnego w Europie, który władcy Kremla chcieli
rozpętać w imię panowania
komunizmu. Doktryna obronna Polskiej Rzeczypospolitej
Ludowej, a faktycznie doktryna wojenna Układu Warszawskiego
– supertajny dokument przeznaczony jedynie dla wąskiej
grupy kilkunastu generałów – głosiła jednoznacznie:
... Jedną z naczelnych zasad naszej doktryny operacyjnej stał się pogląd,
że broń jądrowo-rakietowa jest obecnie głównym środkiem
rozwiązywania zadań... W przyszłej wojnie światowej
walka toczyć się będzie w sensie politycznym o istnienie
jednego ze światowych systemów społecznych. Skrajność
celów politycznych przesądza o użyciu skrajnych narzędzi
wojny, tzn. użyciu wszystkich najbardziej niszczących
broni współczesnych.
Znaczyło to, że w walce o komunizm ZSRR użyje najbardziej niszczących
broni współczesnych, czyli broni jądrowych.
[...] na teren Polski miał wkroczyć drugi rzut sił Układu
Warszawskiego – to jest około 2 milionów żołnierzy
Armii Czerwonej i kilkanaście tysięcy czołgów i pojazdów
opancerzonych. Jaką reakcję na tego typu działania
przewidywały siły NATO w Europie?
O tym również mówiła „polska” doktryna wojenna.
... Trzeba przewidywać, że przeciwnik będzie dążył do wykonania
strategicznych barier jądrowych. Za przypuszczalne obiekty
uderzeń jądrowych należy, wydaje się uznać: Śląski
Okręg Przemysłowy (co
oznaczałoby również zniszczenie nie tylko Zaolzia, ale i
znacznej części czeskich terenów – przyp. red.),
Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań {...] Jeżeli
jednak przyjąć dla pierwszych dni wojny przybliżoną
liczbę 50 do 60 uderzeń jądrowych o ogólnej mocy 25 do
30 megaton, to straty spowodowane tymi uderzeniami miałyby
wynieść do 2
milionów ludzi, a bardzo rozległy obszar kraju uległby
skażeniu promieniotwórczemu...
Na Hiroszimę spadł ładunek liczony w kilotonach, a więc tysiąc razy
mniejszy.
[...] Polska miała wystawić do ataku na Zachód dwie armie – pancerną
i zmechanizowaną.
[...]”
Jakie
były w ostatecznym rachunku efekty współpracy płk. Kuklińskiego
z wywiadem USA? W omawianej tu publikacji czytamy m. in. co
następuje:
„Były
sekretarz obrony Caspar Weinberger wspomina, że kiedy
prezydent Ronald Reagan spotkał się z sowieckim przywódcą
Michaiłem Gorbaczowem w Reykjaviku w Islandii, wydarzenie
to pokazywały telewizje wszystkich krajów świata jako
początek odprężenia i nowych stosunków między USA a
ZSRR. Ale Gorbaczow wcale nie był na początku taki skory
do ustępstw. Zmienił je pewien mało znany incydent: W
pewnej chwili w czasie dyskusji sekretarz obrony USA, słynny
szef Pentagonu Caspar Weinberger podał prezydentowi
Reaganowi jakieś dokumenty. Prezydent wręczył je z kolei
Gorbaczowowi, a ten przekazał je szefowi Sztabu Generalnego
Armii Sowieckiej, wybitnemu wojskowemu, marszałkowi
Siergiejowi Achromiejewowi. Ten rzucił na dokument okiem i
zbladł. Trzymał oto w ręku szczegółowe plany
lokalizacyjne oraz schematy konstrukcji najważniejszych
sowieckich bunkrów dowodzenia strategicznego na
wypadek wybuchu wojny atomowej – III wojny światowej!
Amerykanie mieli je dokładnie
namierzone od kilku lat! Marszałek wytłumaczył to
cywilowi Gorbaczowowi, a ten wszystko zrozumiał od razu. To
była klęska! Rozpoczęły się więc dalsze
pertraktacje amerykańsko-sowieckie.
Właśnie
tak Rosjanie rozpoczęli odwrót. Nikt z uczestników tych
rozmów na najwyższym światowym szczeblu politycznym nie
wiedział, jak te supertajne dokumenty trafiły w ręce
prezydenta Reagana. A to właśnie Kukliński dostarczył
Ameryce te dane o potężnych sowieckich ośrodkach –
bunkrach dowodzenia. Jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych.
Pułkownik
Ryszard Kukliński współpracował z wywiadem Stanów
Zjednoczonych od lipca 1971 do listopada 1981 roku. W tym
okresie pod rządami Breżniewa 1964-82 Rosja Sowiecka osiągnęła
apogeum swej potęgi polityczno-militarnej i groziła światu
atomową wojną. Amerykanie nadali pułkownikowi kilka
pseudonimów. Ostatni, jakiego używał, brzmiał Jack
Strong. Był najważniejszym agentem CIA w całej historii
Ameryki.
Jeżeli
Sztab Generalny był mózgiem Wojska Polskiego, to mózgiem
Sztabu Generalnego był Oddział Planowania
Strategiczno-Obronnego. Jego szefem był pułkownik Kukliński,
zaufany oficer generałów Jaruzelskiego, Siwickiego i
Kiszczaka, a także sowieckich marszałków: Ustinowa,
Kulikowa, Achromiejewa. Był oficerem łącznikowym między
dowództwem polskiej i sowieckiej armii.
[...] Pułkownik Kukliński działał (lipiec 1971 – listopad 1981)
przez 10 lat w warunkach maksymalnego zagrożenia. Z Polski
wyjechał niemal w ostatniej chwili, gdy kontrwywiad
sowiecki deptał mu już po piętach. Stało się to 7
listopada 1981 roku, dokładnie w rocznicę bolszewickiej
rewolucji, niedługo przed stanem wojennym. Amerykanie
powiedzieli Kuklińskiemu, by jeszcze przed wyjazdem wkręcił
się do ambasady sowieckiej na bankiet z okazji
komunistycznego święta. Z bankietu pułkownik nie wrócił
do swego domu na Nowym Mieście w Warszawie, tylko do
zakonspirowanego lokalu, skąd wywieziono go na lotnisko.
[...] W operację tę – prowadzoną za osobistą zgodą
prezydenta Reagana – zaangażowanych było kilkudziesięciu
ludzi z amerykańskiego wywiadu.
[...]
Pułkownika Kuklińskiego sąd stanu wojennego zaocznie
skazał na karę śmierci [...] ale nawet ten straszny
kapturowy sąd w uzasadnieniu tajnego wyroku nie dopatrzył
się żadnych pobudek materialnych w działalności
skazanego oficera. Pułkownik Kukliński został
zrehabilitowany i uniewinniony w majestacie prawa dopiero w
1997 roku przez Sąd Najwyższy Rzeczypospolitej Polskiej, w
osiem lat po upadku PRL.
Już w czasie pobytu w USA były podjęte co najmniej dwie próby
uprowadzenia Kuklińskiego do Moskwy i jedna próba
zamordowania go. W 1994 roku w odstępie kilku miesięcy
zginęli w tajemniczych okolicznościach obaj jego synowie
– Bogdan i Waldemar.”
W tej samej publikacji:
Rosjanie
o Kuklińskim
„Znałem dobrze pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. To zdrajca i
sprzedawczyk, niegodny munduru oficera Wojska Polskiego.
Przekazał wszystkie nasze podstawowe plany strategiczne
nieprzyjacielowi. Pamiętam go z okresu przygotowań do
wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Był rok 1981, gdzieś
w maju. Zwrócił się do nas Kania i Jaruzelski z prośbą
o pomoc w opracowaniu planu powstającego w polskim Sztabie
Generalnym. W pracach tych uczestniczył również Kukliński.
To był bardzo inteligentny oficer. <Inteligentny
zdrajca>.
Marszałek Wiktor Kulikow
I
wiceminister obrony Związku Sowieckiego
głównodowodzący wojsk Układu Warszawskiego,
przewidywany na dowódcę agresji sowieckiej na
Europę Zachodnią
[...] Nie było tajemnicą, że ZSRR planował rozszerzenie idei
komunizmu na świecie, w tym także podbój Europy
Zachodniej. Ale szczegółowe plany wojenne były
najbardziej ścisłą tajemnicą operacyjną. Znali je tylko
nieliczni. Kukliński był jedynie pułkownikiem, nawet nie
generałem. Ale tak się złożyło, że przez jego ręce
przechodziły najważniejsze spośród supertajnych materiałów
operacyjnych i on zorientował się na ich podstawie, że
Polska zginie, jeżeli Związek Sowiecki doprowadzi do
zbrojnego konfliktu w Europie.
To co płk. Kukliński zrobił, dawało szansę nie tylko zresztą
Polsce – innym krajom również, gdyby doszło do rozpętania
wojny. Kukliński chciał odwrócić to nieszczęście i
udało mu się to. Gdyby po prostu na znak protestu wystąpił
z wojska, byłoby to niehonorowe. On postanowił zupełnie
samotnie, ryzykując życie, przeciwstawić się Imperium Zła,
wykorzystując liczne osobiste kontakty, jakie miał w ZSRR
w środowisku sowieckiej soldateski.
Władimir Bukowski
nazywany
„sumieniem demokracji rosyjskiej” słynny antykomunista
rosyjski,
więzień politycvzny w sowieckich łagrach, uczony, autor
monumentalnej książki
„Moskiewski proces” i innych prac ujawniających
zbrodnie komunistyczne
[...]
Amerykanie o Kuklińskim
Nikt
na świecie w ciągu ostatnich czterdziestu lat nie
zaszkodził komunizmowi tak, jak ten Polak. Narażając się
na wielkie niebezpieczeństwo, Kukliński konsekwentnie
dostarczał niezwykle cenne, wysoce tajne informacje (ponad
2000 stron dokumentów specjalnego znaczenia – przyp.
red.) na temat Armii Sowieckiej, planów operacyjnych i
zamierzeń Związku Sowieckiego, przez co przyczynił się w
bezprecedensowy sposób do utrzymania pokoju.
Ci,
którzy znają Kuklińskiego osobiście widzą w nim człowieka
wielkiego charakteru, odwagi, polskiego patriotę i
bohatera.
William
Casey
dyrektor
CIA za prezydentury Ronalda Reagana
Jestem
głęboko zasmucony wiadomością o śmierci (luty 2004 –
przyp. red.) pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, prawdziwego
bohatera zimnej wojny, wobec którego Stany Zjednoczone mają
wieczny dług wdzięczności. Ten pełen poświęcenia
odważny Polak pomógł zapobiec przekształceniu się
zimnej wojny w gorącą, dostarczając CIA cenne informacje,
na podstawie których podjęto wiele kluczowych decyzji
dotyczących bezpieczeństwa narodowego Ameryki.
Uczynił to, kierując się najszlachetniejszym z powodów,
aby wesprzeć świętą sprawę wolności i pokoju w swym
ojczystym kraju oraz na całym świecie.
To
w dużej mierze dzięki odwadze i poświęceniu pułkownika
Kuklińskiego odzyskała wolność ojczyzna Polska, a także
inne niegdyś zniewolone państwa Europy Środkowej,
Wschodniej i byłego Związku Sowieckiego.
George
Tenet
dyrektor
CIA za prezydentury B. Clintona i G.W. Busha
[...] Poza Kuklińskim nie znam żadnego innego źródła,
które dostarczyło Ameryce tej wagi informacji o
przeciwniku.
generał
Aleksander Haig
głównodowodzący
sił NATO
sekretarz stanu USA za prezydentury Ronalda Reagana
[...] Będąc w Białym Domu doradcą, tylko raz widziałem
jeden z raportów Kuklińskiego. Z tego, co wiem, pułkownik
Kukliński był bardzo głęboko utajniony. Nie był on
żadnym szpiegiem, bo szpieg prowadzi swą działalność
dla pieniędzy, a on czynił to z pobudek patriotycznych, a
nie materialnych. Wiem o tym [...]
prof.
Richard Pipes
doradca
prezydenta USA Ronalda Reagana
Pułkownik Ryszard Kukliński o sobie
[...]
Europa krzyczała, że lepiej być czerwonym niż martwym.
Musiałem coś zrobić!
Wszystko,
co robiłem – robiłem z myślą o Polsce. Nawet jeśli mój
czyn był niewielki, to stałem po właściwej stronie. A
nawet jeśli było to niewiele, gdy rozważyć rzecz w
szerszej perspektywie, to było to wszystko co miałem. W
istocie było to całe moje życie.
Najwięksi nasi Rodacy z przełomu tysiącleci

Ryszard
Kukliński na spotkaniu z Ojcem Świętym w Watykanie w 1995
roku,
wkrótce po tajemniczej śmierci obu swych synów
KONKLUZJE
Powtórzmy,
co więzień sowieckich gułagów, Rosjanin
Władimir Bukowskij powiedział o godnej naśladowania
determinacji płk. Kuklińskiego:
„On
postanowił zupełnie samotnie, ryzykując życie,
przeciwstawić się Imperium Zła....”.
Od
śmierci dwóch największych, współczesnych nam Polaków
- Jana Pawła II i Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego
– minęło zaledwie kilka lat. Powstaje pytanie. Co z
nauczania tego pierwszego i świadomości czynu tego
drugiego w nas pozostało?
oprac.:
Bronisław Wrzos
przy współpracy konsultantów
do góry
*/
U NAS
Pomników
mamy niewiele
Ludzie nie tańczą
ani nie płaczą
za głośno.
U
nas
umiera się cicho
Bo tutaj ludziom
odwagi i zasługi
wystarcza na milczenie.
Janusz
Gaudyn
(lekarz, 1935 - 1984, fraszkopisarz, znany poeta
zaolziański)
|
do
góry
W
75 ROCZNICĘ KOŚCIELECKIEJ TRAGEDII
Pomników
mamy niewiele, nie licząc oczywiście tych chylących się ku
ziemi na zaolziańskich cmentarzach., które są wymownym świadectwem
odwiecznej polskości tej Ziemi.
Pomników
mamy na Zaolziu rzeczywiście niewiele, bo ich istnienie byłoby
również dla potomnych zbyt wymownym świadectwem tej polskości.
Nawet upamiętnienie pomnikiem miejsca tragicznej śmierci
wybitnych polskich lotników Żwirki i Wigury, którzy zginęli
na kościeleckim wzgórzu w zaolziańskim Cierlicku, wiązało
się z wieloma perypetiami.
O
ostatniej, tragicznej podróży polskich lotników – Żwirki i
Wigury – napisano już wiele. O tym, że zginęli 11 września
1932 tuż po swoim słynnym zwycięstwie w Challenge
International de Tourisme 28 sierpnia 1932 na samolocie RWD-6
rodzimej produkcji, wie każdy Polak, który choć trochę
interesuje się historią swojego kraju. Ich zwycięstwo w tych
zawodach, obok wymiaru sportowego, miało bowiem i znaczenie
polityczne. W chwili nasilającego się hitlerowskiego faszyzmu,
kiedy propaganda niemiecka przekonywała świat, że wszystko co
niemieckie jest najlepsze, niemieckich lotników na ich
niemieckich samolotach pokonali Polacy na polskiej awionetce.
Pamięć
bohaterskich polskich lotników jest w sposób szczególny
czczona na Zaolziu, które stało się 11 września 1932 kresem
ich ostatniego ziemskiego lotu. Szalejący tego dnia nad
Zaolziem silny wiatr – zdaniem naocznych świadków trąba
powietrzna – porwał i uszkodził ich niewielki samolot.
Oderwawszy skrzydło, zrzucił maszynę na leśne zbocze
kocieleckiego wzgórza, gdzie obaj polscy lotnicy ponieśli śmierć
na miejscu.
Kościelecka
tragedia nie przeszła bez echa również w kręgach czeskich
sympatyków lotnictwa. Polscy zwycięzcy sierpniowego Challengu
lecieli bowiem do Pragi na zaproszenie czechosłowackiego
Aeroklubu, by – jako goście honorowi – uczestniczyć w
tamtejszym święcie lotniczym. W miejscu ich tragicznej śmierci
zebrali się licznie 12 września – w dzień po katastrofie –
nie tylko zaolziańscy Polacy i rodacy z kraju, ale także wielu
przedstawicieli lotnictwa czechosłowackiego. Po uroczystej mszy
świętej, odprawionej przez miejscowego proboszcza Oskara
Zawiszę, zwłoki lotników przewieziono na warszawskie Powązki,
gdzie spoczęły we wspólnej mogile w Alei Zasłużonych.
Na
Zaolziu, w miejscu ich tragicznej śmierci, miał polsko-zaolziańsko-czechosłowackim
staraniem stanąć współautorski pomnik profesorów Jana
Raszki, wywodzącego się z Zaolzia wybitnego rzeźbiarza
polskiego, twórcy krakowskiej szkoły rzemiosł artystycznych i
Czecha J. Pelikána. Przeszkodziły w tym przedsięwzięciu
nienawistne intrygi miejscowych czeskich szowinistów, podsycane
przez nowego, czeskiego proboszcza cierlickiej parafii.
W
wyniku tych knowań strona polsko-zaolziańska wycofała się z
realizacji wspólnego projektu pomnika. W miejscu tragedii –
nazwanym Żwirkowiskiem – postawiono krzyż z symbolicznym
skrzydłem i bramę z napisem „Żwirki i Wigury start do
wieczności”, a w roku 1935 wybudowano w tym miejscu kaplicę-mauzoleum.
Całe to miejsce tragedii, licznie odwiedzane przez zaolziańskich
Polaków i ich rodaków z różnych stron kraju, leżące na
uboczu, z dala od działań wojennych, zostało zdewastowane
przez Niemców w czasie II wojny światowej, w grudniu 1940. W
pracowni czeskiego artysty J. Pelikána w Ołomuńcu na Morawach
przetrwał natomiast pomnik jego dłuta, przygotowany zanim
rozpoczęły się awantury cierlickich czeskich szowinistów.
Ten pomnik postawiono w r. 1950 w miejscu tragicznej śmierci
polskich lotników i opatrzono napisem... „Ofiarom walki z
faszyzmem”. Dopiero po wielu staraniach zaolziańskich,
polskich opiekunów tego miejsca, w 25 rocznicę tragedii
udało się ten napis przykryć nieco bliższą prawdzie
tablicą „Zginęli w katastrofie swego samolotu”.


Największy
i najprawdziwszy pomnik, godny tych dwu wybitnych postaci,
postawili polskim lotnikom cierliccy działacze Polskiego Związku
Kulturalno-Oświatowego w postaci Domu Polskiego im. Żwirki i
Wigury, który w latach dziewięćdziesiątych XX wieku stanął
naprzeciwko cierlickiego kościoła, u wylotu drogi prowadzącej
na Żwirkowisko.

Co
roku w rocznicę tragedii odbywają się na Żwirkowisku
uroczystości poświęcone pamięci polskich lotników. W tym
roku odbyły się w sobotę 8 września. Jak zwykle rozpoczęły
się mszą w miejscowym kościele, a towarzyszyły im występy
artystyczne oraz interesująca wystawa „Tryumf, tragedia i
pamięć”. Do nabycia były też ciekawe publikacje, m.in. książka
„Zwycięzca turnieju”,
biografia ojca napisana przez syna Franciszka Żwirki –
Henryka, obecnego na obchodach 75 rocznicy kościeleckiej
tragedii, w miejscu śmierci Ojca.

Pomników
mamy niewiele... Te, które stanęły na Zaolziańskiej Ziemi z
reguły upamiętniają tragiczne zdarzenia, śmierć lotników,
ofiary wojny... Nawet pomnik Jana Kubisza, zaolziańskiego Mikołaja
Reja, ufundowany przez zaolziańskiego rodaka z Ameryki, stoi
poza Zaolziem, na cieszyńskim Wzgórzu Zamkowym... po prawej
stronie Olzy. Ciekawe
ilu Zaolzian zna ten pomnik autora naszego regionalnego hymnu,
pieśni „Płyniesz Olzo”?
Alicja Sęk