ZAOLZIE |
Polski Biuletyn Informacyjny |
dokumenty, artykuły, komentarze, aktualności |
Numer 10/2008 (58) |
CIESZYN |
23 października 2008 |
|
|
PRZED
70 LATY (Z
pokojowego przejęcia Śląska Zaolziańskiego) III.
Wyzwolenie Zaolzia zapisało się w sercach międzywojennej
generacji rdzennych Polaków od Mostów k. Jabłonkowa aż
po Bogumin jako wydarzenie, którego nie sposób bez
wzruszenia ująć w słowa ...
Oto jak, w nawiązaniu do swoich autentycznych
odczuć i przeżyć, wspominał tamte czasy rodowity
zaolzianin Karol Mrózek, zmarły w r. 2005, autor książki
„Moja wędrówka przez życie”, wydanej własnym nakładem
w r. 1998. OBRONA TOŻSAMOŚCI A MÓJ
ROK 1938 - ZAOLZIAŃSKI AUTENTYK [...]
dla mnie rok 1938 stał się rokiem przełomowym.
Należę do generacji międzywojennej, bo kiedy wojna
wybuchła, liczyłem sobie niespełna 17 lat. Należę
do starej zaolziańskiej rodziny autochtonów. Moje życie
było od najmłodszych lat niezwykle emocjonalnie związane
z losem naszego Zaolzia, tak jak zresztą całej zaolziańskiej
generacji międzywojennej, generacji naszych ojców i
dziadków, którzy niezwykle ciężko przeżywali ową
nieszczęsną i niesprawiedliwą decyzję na Konferencji
w Spa w r. 1920, gdzie Śląsk Cieszyński przepołowiono,
granicę ustanowiono na Olzie i jego zachodnią część
przyznano Czechosłowacji. W
mojej rodzinie owo poczucie krzywdy, owe animozje były
jeszcze spotęgowane tym, że starszy brat mojego ojca
był hallerczykiem i walczył pod rozkazami Marszałka
Piłsudskiego przeciwko bolszewikom w roku 1920 w znanym
„cudzie nad Wisłą”. Natomiast jeśli chodzi o
rodzinę mej matki, to jej trzech kuzynów, bracia
Nowakowie z Trzanowic-Soszowa, synów rolnika, musiało
szukać schronienia w Polsce, bo byli zaangażowani w
walkę zbrojną przeciwko czeskim najeźdźcom w roku
1919 [...]. Musieli szukać schronienia w Polsce, aby
uniknąć okrutnej zemsty Czechów, jaka np. spotkała
żołnierzy polskich, wziętych do niewoli i
pomordowanych w Stonawie, gdzie nawet rannych dobijano
bagnetami. Pomnik w Słonawie jest niemym świadkiem
tego bestialstwa. Owo bestialstwo czeskich najeźdźców
było stale żywe w pamięci naszej międzywojennej
zaolziańskiej generacji i siłą rzeczy owo
osiemnastoletnie panowanie czeskie od roku 1920 do roku
1938 uważane było przez całą międzywojenną zaolziańską
generację za okupację, za jakieś prowizorium, bo urągałoby
to prawom boskim i sprawiedliwości boskiej, gdyby już
Zaolzie miało pozostać czeskie. Nie utożsamialiśmy
się absolutnie z tą republiką. Zawsze
to byli oni – Czesi, i my – Polacy. Czym
różniliśmy się np. od Polonii amerykańskiej? Oni swą
Matkę-Polskę beztrosko opuścili, po prostu od Niej
uciekli, a my, polscy autochtoni, od zarania dziejów
mieszkający tu, na tym skrawku etnicznej Polski,
zostaliśmy siłą, wbrew naszej woli, od naszej
Matki-Polski oderwani, a potem zostaliśmy poddani bezprzykładnej, niezwykle wyrafinowanej presji wynaradawiania,
nawet bardziej brutalnej i bardziej wyrafinowanej od germanizacyjnej presji znanej pruskiej Hakaty. A
oto przykład owej czeskiej, niezwykle brutalnej i
wyrafinowanej presji czechizacyjnej, która tak boleśnie
dotknęła mnie i całą naszą rodzinę. Pisał
się rok 1930 i był drugim rokiem wielkiego kryzysu ogólnoświatowego.
Uczęszczałem do drugiego oddziału polskiej szkoły
ludowej (podstawowej – przyp. red.) w Mistrzowicach.
Nauczyciel zabrał nas do kina. Dla mnie było to
pierwsze kino w życiu. Oglądaliśmy jakiś niemy,
groteskowy film. Sala kinowa, zapełniona do ostatniego
miejsca uczniami kilku szkół, ryczy ze śmiechu. Ja,
jeden jedyny spośród tej masy uczniów się nie śmieję.
Nie mogę zrozumieć, jak starsi panowie mogą się tak
okropnie wygłupiać i rzucać sobie w twarz tortami,
podstawiać sobie nawzajem nogi, tarzać się po ziemi.
Nawet mały, smutny mężczyzna z wąsikiem i melonikiem
na głowie, sławny Charlie Chaplin, swoim nienaturalnym
chodem i gestykulacją robił na mnie wrażenie typowego
głupka. Nie wiedziałem, że nauczyciel podekscytowany
moim zachowaniem, tak diametralnie różnym od reszty
sali, bacznie mnie obserwuje. W
drodze powrotnej z kina nauczyciel mnie zapytuje –
„Karolu, tobie się film nie podobał?” – „Tak
proszę pana, nic mi się tam nie podobało.” – „A
jaki film by ci się podobał?” – „O Ondraszku,
jak walczył z panami i jak bogatym zabierał, a rozdawał
ubogim.” – „A może ty jesteś chory, no powiedz,
co ci dolega?” – „Nic mi nie jest.” – „A co
jadłeś na śniadanie?” – „Chleb z kawą.” –
„Suchy chleb, niczym nie posmarowany?” – „Nie był
suchy, był świeży, bardzo dobry.” – „A co gdyby
nie był świeży, ale zasuszony na kość?” – „To
go mama połamie, wrzuci do kawy i taki też jest
dobry.” I tak słowo po słowie nauczyciel dowiedział
się o niewesołej, wręcz rozpaczliwej sytuacji
materialnej naszej rodziny, o tym, że mój ojciec jest
niemal stale bez pracy, a jeśli pracuje, to tylko
dorywczo, po parę dni w miesiącu, że chociaż jest
bezrobotnym, to z niewiadomych powodów nie
otrzymuje, tak jak inni bezrobotni, żadnych bonów
zapomogowych. Od
tego czasu nauczyciel podczas pauzy zabierał mnie
niemal codziennie do swego mieszkania, znajdującego się
w budynku szkolnym i zapraszał na drugie śniadanie lub
smaczny obiad. Był kawalerem, a gospodarstwo prowadziła
mu córka jego starszej siostry. Taki stan trwał przez
ponad dwa lata. Nadeszły wakacje roku 1932. Pewnego
dnia zobaczyłem, jak na drodze przed domem ojciec
rozmawia z nauczycielem czeskiej szkoły w
Mistrzowicach-Koniakowie – Nutilem. Z niecierpliwością
oczekiwaliśmy razem z matką na powrót ojca. Nie było
bowiem tajemnicą, że nauczyciel ten odwiedza w czasie
wakacji rodziny polskie i agituje, aby po wakacjach
przenieśli swoje dzieci ze szkoły polskiej do
czeskiej. Ojciec
był niesłychanie wzburzony. Wydawało mi się nawet,
że po policzku spływa mu łza. – „Nutil chce, abym
cię posłał po wakacjach do jego szkoły. Obiecuje, że
mi się zaraz postara
o pracę w hucie trynieckiej, a bony zapomogowe dla
bezrobotnych mogę otrzymać zaraz po zapisie”.
Matka rozpłakała się, a mnie opętał do reszty duch
Ondraszka. Kryzys
i bezrobocie osiągnęły w tym czasie apogeum. W domu
panowała skrajna nędza. Było nas wtedy troje rodzeństwa,
ale po wakacjach było nas już czworo. Przyszła na świat
najmłodsza siostra. Chodziliśmy w połatanych
ubraniach, bo o kupnie nowych nie było mowy, zawsze
jednak czysto i schludnie ubrani, bo matka o to dbała aż
do przesady. Od początku maja aż do pierwszych śniegów,
chodziliśmy zawsze boso. Naszym głównym jedzeniem było, tak na
obiad, jak i na kolację, na przemian mleko z
ziemniakami, fasola z maślanką i ziemniaki z kapustą.
Chleb, bez jakiejkolwiek okrasy, był tylko na śniadanie.
Gdy go zabrakło, co zdarzało się coraz częściej,
zastępowały go placki ziemniaczane i to często również
bez okrasy. O bułkach nie było mowy. Po odrobinie mięsa
dostawaliśmy w niedzielę, ale był i taki czas, że
nie widzieliśmy go przez szereg niedziel. Drugiego
dnia po owej pamiętnej rozmowie z nauczycielem czeskiej
szkoły Nutilem, a było to w połowie wakacji, poszedł
ojciec do mego nauczyciela, kierownika mistrzowickiej
jednoklasówki Jerzego Dziadka, by mu tę całą przygodę
opowiedzieć. – „Na miłość boską, chyba nie
zapisaliście chłopca do czeskiej szkoły?” –
„Nic podobnego, nie uczyniłbym tego, choćby mi
przyszło iść żebrać po prośbie od domu do domu.”
– „No tak, rozumiem. Jest wam ciężko. Radbym wam
pomógł i ulżył waszej biedzie. Co powiedzielibyście,
gdybym wziął chłopca do siebie? Przyślijcie go do
mnie już jutro, bo z Nutilem nic nigdy nie wiadomo. Już
niejednego ucznia mi zabrał. Jak tak dalej pójdzie, to
niedługo będzie w naszej wiosce w czeskiej szkole więcej
dzieci niż w szkole polskiej”. Cały
ten tragizm i gehennę zaolziańską opisałem w mej książce
pt. „Moja wędrówka przez życie”... [...]
powrót Zaolzia na łono Macierzy został więc
przywitany przez nas – zaolziańskich autochtonów z
niebywałą euforią. Brałem udział w witaniu
wkraczających oddziałów Wojska Polskiego w dniu
2.X.1938 przez most graniczny do Cz. Cieszyna, z tą
chwilą nazwanego Cieszynem Zachodnim. Jako niespełna
szesnastolatek wiwatowałem wspólnie z kilkudziesięciotysięcznym
tłumem ze łzami radości. Widziałem na własne oczy
naszą cieszyńską wieśniaczkę witającą tradycyjnie
chlebem i solą generała Bortnowskiego, dowódcę
wkraczających oddziałów Wojska Polskiego. Zaczęło
się dla mnie nowe życie. Ojciec dostał pracę w hucie
trynieckiej. Sytuacja finansowa naszej rodziny wyraźnie
się poprawiła, a co najważniejsze, owo przerażające
widmo stania się czeskimi janczarami, jakie naszym zaolziańskim autochtonom zagrażało,
zostało wyeliminowane. Ale
czy na zawsze? Trzyniec,
16 września 1998
Karol
Mrózek
A
oto inne refleksje z tamtych dni: HISTORYCZNY DZIEŃ W TRZYŃCU
I JABŁONKOWIE Hutnicy
trzynieccy i górale jabłonkowscy powitali wkraczające
wojska
polskie (Dziennik
Polski, Cieszyn, środa 5 października 1938)
W dniu wczorajszym zajęły wojska polskie resztę Śląska
Zaolziańskiego. Zajęta została część na linii
Trzyniec – Jabłonków.
Już od samego rana dało się zauważyć w Trzyńcu
niezwykły ruch. Wszystko ubrane odświętnie, domy
ozdobione flagami narodowymi, w oknach widać obrazy,
ustrojone kwiatami.
Cała ludność Trzyńca a także i okolicznych
wiosek zgromadziła się na rynku. Wszystko z największą
niecierpliwością oczekiwało przybycia pierwszych
oddziałów wojskowych. Gdy nareszcie około godz.
2-giej po południu zjawił się samochód, wiozący
gen. Bortnowskiego, orkiestra przywitała go I Brygadą,
zaś dzieci zupełnie zasypały jego samochód kwiatami.
Wiwatom na jego cześć nie było końca.
Gen. Bortnowskiego ze wzruszeniem przywitał
burmistrz miasta p. Kajzar, po czem gen. stanął na
specjalnym podniesieniu, aby odebrać defiladę.
Towarzyszyli mu: gen. Malinowski, zastępca szefa sztabu
głównego i Komendant Główny Policji Państwowej gen.
Kordian Zamorski.
Defiladę prowadził gen Abraham. Złożył
raport gen. Bortnowskiemu, po czem z konia przemówił
do ludności tymi słowy:
Obywatele
Rzeczypospolitej Polskiej!
Błogosławiony dzień, w którym Opatrzność Boża,
czyniąc zadość sprawiedliwości dziejowej, ofiarowuje
wam najwspanialszy
dar, jakim jest wolność.
Śląsk Zaolziański jest polski!
W tych godzinach szczęścia serca całej Polski
biją na alarm, dłonie całej Polski wyciągają się
do was w serdecznym braterskim uścisku.
Żołnierz polski, który tu pod dowództwem gen.
Bortnowskiego na ziemię zaolziańską wkracza, jest poręczycielem
tej wolności i poręczycielem prawa, ładu i pokoju.
Jestem wzruszony, widząc wśród was przeważającą
ilość ludzi pracy, robotników polskich, rozumiejących
swą armię i zadania wobec Polski.
I robotnik polski również jak żołnierz polski
rozumie, że jedynym celem jest służba dla narodu, i dziś robotnik ramię przy
ramieniu z żołnierzem staje do pracy dla Państwa
i rozbudowy mocarstwowego stanowiska Polski.
Życzę wam, abyście
w tej pracy i służbie dla ojczyzny znaleźli szczęście
i zadowolenie.
Rzeczpospolita
niech żyje!
Wśród entuzjastycnaych okrzyków, którym nie
było końca, nadjechało czoło defilady – pierwsze
pułki kawalerii a za nimi artyleria i oddziały
zmotoryzowane. Wojsko zostało dosłownie obsypane
kwiatami, zaś swą dziarską i wspaniałą postawą
wywoływało zachwyt entuzjazmu i szczęścia.
Z Trzyńca udało się następnie wojsko do
Jabłonkowa.
Zaznaczyć należy, że dotychczasową ulicę
Masaryka przemianowano natychmiast na ulicę Marszałka
Śmigłego-Rydza.
W Jabłonkowie na placu ratuszowym przed domem, w
którym w 1914 r. mieszkał Marszałek Józef Piłsudski,
odbyła się z okazji radosnego powitania wojska
polskiego wspaniała manifestacja ludności. Znajdująca
się na tym domu tablica ku uczczeniu pobytu Marszałka
Piłsudskiego została przybrana w zieleń i kwiaty o
barwach biało-czerwonych. Po bokach ulic i na
chodnikach zgromadziły się olbrzymie tłumy ludności,
wśród których znajdowały się grupy w barwnych
strojach góralskich.
Po godz. 2 po południu zadzwoniły dzwony we
wszytkich kościołach i odezwały się wszystkie
syreny, oznajmiając przybycie wojska polskiego. Po
pojawieniu się pierwszych oddziałów wojsk tłum
zafalował, wznosząc spontaniczne okrzyki na cześć
Polski i armii. Na czele wojsk kroczyli gen. Bortnowski
i gen. Malinowski.
Kiedy gen. Malinowski zapytał się manifestujących
górali, czy długo czekali na wojsko polskie,
odpowiedzieli chórem: Tak – od 20 lat. Dowódcę
Armii Operacyjnej Śląsk gen. Bortnowskiego serdecznymi
i pełnymi wzruszenia słowami powitał burmistrz Jabłonkowa
dyr. Paszek, dziękując w imieniu ludności za
wyzwolenie z niewoli. Również serdeczne podziękowanie
złożyli ks. dziekan Hanzlik, p. Jeżowicz – w
imieniu organizacji społecznych oraz przedstawicielka
harcerek.
Na powitanie gen. Bortnowski wygłosił następujące
przemówienie:
Obywatele,
Ślązacy zza Olzy! Szczęśliwy
jestem, że Amia polska stała się ręką wyciągniętą
Ojczyzny do Was. Szczęśliwy jestem, że na czele żołnierzy
polskich reprezentuję tu Polskę. Ale
nic nasze czyny nie znaczą tu wobec Waszych czynów –
wobec czynów tej kobiety śląskiej, która swoją łzą
matczyną od kolebki dziecku wpajała mowę i modlitwę
polską. Gdyby nie czyny matki – Polki, rodziny, ojca,
wszyskich Was obywateli, przyszlibyśmy tutaj do obcych
a nie do swoich. Dziekuję
Wam za Polskę. Dziekuję Wam za Waszą
siłę, która jest siłą Polski.
Gdy p. generał skończyl przemawiać, ludność obrzucila
go kwiatami, serdecznie wiwatując. Dwie małe
dziewczynki złożyly generałowi kwiaty. Maszerujące
następnie oddziały wojska ludność witała z niezwykłym
entuzjazmem. Wiele osób z radosci płakało.
P. gen. Bortnowski, widząc płaczącą z ogromnej
radości i wzruszenia starszą kobietę, w stroju śląskim,
podszedl do niej i kilka razy ją pocałował.
Wczoraj ludność Jabłonkowskiego przeżyła
wielki dzień. Z powitania
na Zaolziu ministra spraw zagranicznych RP Józefa
Becka:
WSZĘDZIE KWIATY, KWIATY, KWIATY ...
PODZIĘKOWANIA
DLA GŁÓWNEGO ARCHITEKTA ZAOLZIAŃSKIEJ JESIENI 1938 Z wizyty Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza
na Zaolziu w r. 1938: GDY ŚLĄSK PRZEŻYWAŁ
SWOJE WIELKIE CHWILE Drugi
dzień pobytu Naczelnego Wodza na wyzwolonym Śląsku (Dziennik
Polski, Cieszyn , piątek 14 października 1938) HOŁD
NACZELNEGO WODZA BOHATEROM PRZESTWORZY
Drugi dzień
swego pobytu na złączonej z Rzecząpospolitą części
Śląska Cieszyńskiego Marszałek Śmigły-Rydz poświęcił
zwiedzeniu północnej części powiatu cieszyńskiego i
całego powiatu frysztackiego.
O godzinie 9 rano P. Marszałek w towarzystwie
szefa sztabu gen. Stachiewicza, wicewojewody śląskiego
Malhommea i wyższych oficerów wyjechał z Cieszyna
do Cierlicka, gdzie wysiadł z samochodu i odbył dłuższą
drogę pieszo na Żwirkowisko. Dostojnego gościa powitał
starosta frysztacki dr L. Wolf. Tworząca po obu strnach
drogi gęste szpalery miejscowa ludność witała P.
Marszałka entuzjastycznymi okrzykami, rzucając kwiaty.
Przed wejściem na pamiętne miejsce tragicznej śmierci
bohaterskich lotnków polskich Żwirki i Wigury,
ustawiono bramę triumfalną z napisem: „Witamy
Naczelnego Wodza w Cierlicku“. P. Marszałka powitali
tu wójt Cierlicka Chmiel, ks. senior K. Teper i ks.
pastor G. Goszyk, którzy na pytanie P. Marszałka
opowiedzieli szczegóły katastrofy w r. 1932.
Następnie P. Marszałęk złożył w kaplicy wiązankę
kwiatów z wstęgami o barwach orderu „Virtuti
Militari“, po czym przez pewną chwilę zatrzymał się
przed symbolicznymi grobami Żwirki i Wigury, oddając
hołd bohaterom przestworzy. Akt ten wywarł na
zebranych niezapomniane wrażenie.
Poprzez Suchą, Orłowę, Rychwałd, Zabłocie i
Skrzeczoń przejechał P. Marszałek do Bogumina. We
wszystkich tych miejscowościach wybudowano liczne bramy
triumfalne, domy ozdobiono sztandarami, za oknami
wystawiono portrety P. Marszałka. Mimo powszedniego
dnia ludność ubrana odświętnie zgromadziła się tłumnie,
aby serdeczną owacją powitać przejeżdżającego
Naczelnego Wodza. W poszczególnych miejscowościach
ustawione w szpalery oddziały straży pożarnej, górników,
młodzieży szkolnej i rzesze ludności z chwilą
pojawienia się na drodze samochodu z P. Marszałkiem
urządziły na Jego cześć serdeczną manifestację. W
chwili przyjazdu do Orłowej i Łazów ze wszystkich
kopalń rozległ się gwizd syren. W ten sposób ci górnicy,
którzy nie mogli przerwać pracy, złożyli hołd swemu
Oswobodzicielowi.
W
BASTIONIE POLSKOŚCI NAD ODRĄ
Wspaniałe przyjęcie zgotował P. Marszałkowi Bogumin.
Na Placu Wyzwolenia przed magistratem, w tym miejscu,
gdzie gen. Bortnowski przyjmował defiladę wkraczających
oddziałów wojsko polskich, odbyło się uroczyste
powitanie. Cały olbrzymi plac zapełnili mieszkańcy
miasta, witając entuzjastycznie Naczelnego Wodza.
P. Maraszałek został powitany dźwiękami hymnu
narodowego, przeszdł przed kompanią honorową, po czym
burmistrz miasta p. Szewczyk powitał Go chlebem i solą,
zapewniając w imieniu ludności, że zawsze zostanie
ona wierna Ojczyźnie Polsce. Na powitanie P. Marszałek
odpowiedział krótko: „Dziękuję
Panie Burmistrzu. Cała Polska spodziewa się, że
Polacy w tym bastionie polskości nad Odrą wykażą
wszystkie walory swego charakteru i pracowitości rąk,
aby się okazać godnymi synami Wielkiego Narodu
Polskiego“.
Słowa P. Marszałka, które na zebranych wywarły wielkie
wrażenie, zostały przyjęte nie milknącymi okrzykami:
„Marszałek Śmigły-Rydz niech żyje!“
Jedno ze zgromadzonych dzieci powitało P. Marszałka miłym
wierszykiem i wręczyło Mu wiązankę kwiatów, za co
P. Marszałe k ucałował je bardzo serdecznie.
Po wpisaniu się do księgi pamiątkowej Pan
Marszałek z otoczeniem udał się na zwiedzanie
znajdujących się w okolicy Bogumina fortyfikacji,
zwiedzając szczegółowo niektóre obiekty i żywo
interesując się ich urządzeniem. Następnie przez
Stary Bogumin udał się na dworzec kolejowy, gdzie
ustawiona kompania broni pancernej oddała Mu honory
wojskowe, zaś ustawieni w szeregach kolejarze urządzili
żywiołową manifestację. Następnie P. Marszałek
oprowadzany przez zawiadowcę Falędzkiego obejrzał
dworzec.
„W
CAŁOŚCI ODDAĆ SIĘ SŁUŻBIE DLA OJCZYZNY POLSKIEJ“
W dalszej drodze udał się P. Marszałek przez Niemiecką
i Polską Lutynię do Orłowej. Tu przed polskim
gimnazjum im. J. Słowackiego oczekiwało grono
profesorskie i uczniowie. W imieniu zakładu oraz
Macierzy Szkolnej na Śląsku Zaolziańskim wygłosił dłuższe
przemówienie p. dyr. P. Feliks, w którym podkreślił,
że po wyzwoleniu Śląska Zaolziańskiego spod obcej
przemocy zaczął się okres spokojnej pracy. W imieniu
Macierzy Szkolnej i uczniów złożył ślubowanie, że
z tym samym hartem, jak w niewoli, pracować będą
dla dobra i potęgi państwa.
„Dziękuję
bardzo Panie Dyrektorze za słowa, które słyszałęm od Pana i stwierdzam, że
mi bardzo miło zbliżyć się do tych murów, w których
wykuwały się dusze młodzieży polskiej, w których
przygotowała się młodzież moralnie i umysłowo do
walk, jakie czekały ją w życiu.
Dziś wszyscy jesteśmy radośni i w tej radości
stwierdzamy, że młodzież ucząca się w tych murach i
z nich wychodząca będzie mogła
w przyszłości skrzydła swoje rozwinąć już do pełnego,
niczym nie skrępowanego lotu, jak również i siły
swoje bez naruszenia ich będzie mogła w całości oddać
służbie dla Ojczyzny Polskiej“.
[...]
MARSZAŁEK EDWARD ŚMIGŁY-RYDZ NA ZAOLZIU Z kulminacyjnej
wizyty nawyższych przedstawicieli RP na Zaolziu: WYZWOLONA LUDNOŚĆ ENTUZJASTYCZNIE WITAŁA PANA PREZYDENTA R.P. Zaolzie
dostojnie obchodziło Święto Niepodległości (Dziennik
Polski, Cieszyn, sobota 12 listopada 1938)
Wczoraj wyzwolony Śląsk Zaolziański – wszystkie
miasta i wsie – przybrany
odświętnie, obchodził jak najuroczyściej, wraz z całą
Polską radosne
święto Niepodległóści. Ludność Zaolzia, podobnie
jak inne dzielnice Polski święciła w dniu tym
dwudziestolecie Niepodległości Rzeczypospolitej, z tą
jedną różnicą, że po raz pierwszy danym jej było
nie tylko sercem się cieszyć, ale również dać wyraz
swym uczuciom, jakie w dniu tym serce każdego szczerego
Polaka wypełniają.
Święto Niepodległości obchodzono u nas na
Zaolziu szczególnie uroczyście nie tylko dlatego, że
po raz pierwszy uczestniczymy w nim jako wolni obywatele
i że jest to 20-lecie Niepodległości, ale również
dlatego, że w dniu tym Śląsk Zaolziański zaszczycił
swoją obecnością najdostojniejszy Włodarz Polski P.
Prezydent prof. I. Mościcki. Toteż święto Niepodległości
na Zaolziu było poza uroczystym obchodem wyrazem hołdu,
który ludność nasza z głęboką czcią oddała
P. Prezydentowi – najwyższemu zwierzchnikowi Państwa.
Również pobyt P. Premiera gen. Sławoj-Składkowskiego
i członków Rządu PP. Ministrów gen. Kasprzyckiego,
Poniatowskiego, Romana i Ulrycha nadał świętu
Niepodległości na Zaolziu szczególne znaczenie.
Widzieliśmy w nich nie tylko przedstawicieli Rządu
dzierżącego silną ręką władzę w całym kraju, ale
również gwarantów naszej wolności. Obecność
ich w dniu święta Niepodległości na Zaolziu była
dowodem, jak wielkie znaczenie przywiązuje Rząd
Rzeczypospolitej do Śląska Cieszyńskiego. P.
Prezydent w kościele ewangelickim
Obchód uroczystego dnia święta Niepodległości
w Cieszynie rozpoczęto o godzinie 7-mej rano trzema
hejnałami z wieży piastowskiej, z wieży kościoła
ewangelickiego i z dachu domu reprezentacyjnego
Polonii, które wykonało po 4-ch trębaczy wojskowych.
O godz. 8-ej do kościoła ewangelickiego w
Cieszynie Zach. przybyli P. Wojewoda Śląski dr Grażyński,
dowódca S.G.O. „Śląsk“ gen. Bortnowski, szef
sztabu S.G.O. „Śląsk“ płk. Izdebski, delegacja
oficerów, duchowieństwo i ludność. Dostojnych gości
powitał w imieniu Zboru ks. konsenior J. Berger.
Uroczyste nabożeństwo odprawił naczelny kapelan
ewangelicki W.P. ks. senior Gloch z Warszawy. Po
kazaniu dostojni goście i duchowieństwo wyszli przed
kościół, gdzie zbudowano bramę tryumfalną z dużym
stylizowanym, godłem państwowym.
Po
chwili przyszedł przed kościół P. Prezydent prof. I.
Mościcki wraz z P. Premierem gen. Słąwoj-Składkowskim
i świtą. Dostojnych gości wprowadził do kościoła
ks. konsenior Berger. P. Prezydent i P. Premier zajęli
miejsca w ustawionych fotelach, po czym powitał ich ks.
senior Gloch i ks. superitendent O. Michejda w imieniu
kościoła ewangelickiego na Śląsku Zaolziańskim.
Po zakończeniu uroczystego nabożeństwa P.
Prezydent Rzeczypospolitej, P. Premier, P. Wojewoda Śląski
i gen. Bortnowski udali się na plac ćwiczeń przed
koszarami wojskowymi w Cieszynie Zachodnim Uroczystość
na błoniach w Cieszynie
Na błoniach między szpitalem a Grabiną w
Cieszynie Zach. od godz. 8-ej gromadziły się oddziały
wojska, poczty sztandarowe, oddziały organizacji
umundurowanych oraz ludność.
Na trybunie zajęli miejsce przedstawiciele władz
miejscowych. O godz. 9.30 przybyli na plac członkowie
rządu: minister spraw wojskowych gen. Kasprzycki, min.
Przemysłu i handlu Roman, min. Komunikacji Ulrych oraz
wiceminister komunikacji Piasecki. Po chwili przy dźwiękach
hymnu narodowego nadjechał P. Prezydent
Rzeczypospolitej z Małżonką, dalkej P. Premier
gen. Sławoj-Składkowski, P. Wojewoda dr Grażyński,
gen. Bortnowski i in. P. Prezydent po powitaniu z członkami
Rządu dokonał przeglądu oddziałów wojskowych, po
czym zajął miejsce przed ołtarzem polowym.
Uroczystą mszę św. celebrował ks. biskup śląski
Adamski, który wygłosił również podniosłe kazanie.
Następnie P. Prezydent wszedł na trybunę,
gdzie w podniosłych słowach powitał Go burmistrz połączonego
miasta Cieszyna R. Halfar, po czym w imieniu wyzwolonej
ludności przemówił prezes obwodu zaolziańskiego
Obozu Zjednoczenia Narodowego J. Waleczko, który
powiedział:
„Najdostojniejszy
Panie Prezydencie!
Poczytuję sobie to za najwyższy zaszczyt, iż
danem mi jest powitać Cię, Najdostojniejszy Panie
Prezydencie i złożyć Ci hołd najwyższy imieniem społeczeństwa
polskiego zrzeszonego w Obozie Zjednoczenia Narodowego
na tej ziemi Zaolziańskiej, znad której przed wiekami
wzniósł się Orzeł Biały ku wielkim dziejowym
wzlotom.
Tu w sercach zaolziańskiego ludu panowała
zawsze wielka miłość Polski, a gdy już nie było
wolności na polskiej ziemi, przetrwała ona w duszy
prostego ludu, którego synów nie brakło na żadnym
froncie polskim od 1863 roku, tam gdzie chodziło o
zdobywanie wolności. Toteż
radość, szczęście i duma rozpierała serca nasze,
kiedy na ostrzach bagnetów potężnej i bohaterskiej
Armii Polskiej wniesiono Orła Białego za Olzę, czym
spełniono wolę Wielkiego Marszałka J. Piłsudskiego. Za
to wyzwolenie składamy Ci Najdostojniejszy Panie
Prezydencie, który jesteś uosobieniem Majestatu Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej – najgłębszy hołd i dziękczynienie. Szczęście
to najwyższe dla nas, że Polska, sztandar Orła Białego,
godło mocy państwowej i Narodu zatknęła na tej
ziemi, gdzie żyje odwiecznie polski lud, który na dnie
swej duszy takie moralne skarby przechował, że mu je
żadna przemoc i niewola wydrzeć nie zdołała. Toteż
te rzesze ludu polskiego za Olzą w najcięższych
warunkach nie straciły wiary w wyzwolenie, które dzięki
mądrym rządom Twoim Panie Prezydencie, dzięki
bohaterskiej Armii Polskiej stało się dla nas
rzeczywistością. Dziś
już wolni obywatele Rzeczypospolitej Polskiej, świadomi
że państwo jest wyrazem tego co tworzy społeczeństwo,
ofiarujemy mu swoje serca.
[...]
PAN PREZYDENT RP PROF. IGNACY MOŚCICKI NA ZAOLZIU
Tak witaliśmy na Zaolziu naszych żołnierzy
w pamiętnym roku 1938:
|
|
|