ZAOLZIE |
Polski Biuletyn Informacyjny |
dokumenty, artykuły, komentarze, aktualności |
Numer 11/2008 (59) |
CIESZYN |
23 listopada 2008 |
|
|
NIE
RZUCIM ZIEMI, SKĄD NASZ RÓD
(Przemówienie
dr. Władysława Michejdy, burmistrza Cieszyna na
manifestacji narodowej w 15 rocznicę powrotu Wojsk Polskich
– 25.02.1934, jako uzupełnienie merytoryczne biuletynów
PBI-Z nr
5/2008–10/2008 – przyp.red., tekst opublikowany w
Nowinach Śląskich, nr 6-8/1934) Polacy!
Jest 26 lutego 1919 roku. Po 2-dniowej bitwie pod Skoczowem i zawarciu
narzuconego mu rozejmu wraca Wojsko Polskie do Cieszyna.
– Wieść ta zelektryzowała kraj cały. Dziesiątkami
tysięcy ciągną ludzie do Cieszyna, by tu osobiście
przeżyć chwilę wyzwolenia stolicy, która jest pierwszą
zapowiedzią wyzwolenia całego polskiego Śląska. Opisuję według ówczesnego „Dziennika Cieszyńskiego”:
„Wzruszającym momentem była godzina pół do
jedenastej przed południem. Rynek cały przepełniony tłumami.
Tłum cichy i milczący czeka, a tuż obok stoi w
pogotowiu szwadron kawalerii czeskiej, który ma w myśl
zawartej umowy opuścić miasto w chwili pojawienia się
patroli polskiej. Nagle patrol konnicy polskiej wjeżdża,
a rynek jakby rozjaśnił się. Na widok dziarskiego żołnierza
polskiego, na widok polskich orzełków ogarnia tłum
wzruszenie, które przechodzi w entuzjazm, uniesienie.
Kawaleria czeska pośpiesznie znika. Tłumy rosną i coraz nowe rzesze napływają. W całym
kraju od Karwinej, Suchej, aż po Jabłonków praca dziś
spoczywa. Prawdziwe święto narodowe, święto radości i
wyzwolenia! Ciągną robotnicy z Trzyńca w ogromnym pochodzie
z muzyką na czele, a za nim obywatele gmin wszystkich od
granicy węgierskiej. Pojawiają się olbrzymie, nie kończące
się pochody z innych stron. To idą górnicy z Karwinej i
Suchej – Bogumin,
Dąbrowa, Orłowa, Stonawa, Olbrachcie. – Każda z gmin
tych i okolicznych jest zastąpiona w tym dniu w
Cieszynie, a wszystkie te zastępstwa, to jakby masowe
deputacje, które tu zjawieniem swem
manifestują swoje przywiązanie i swą miłość
do Polski. Czesi próbowali wstrzymać ten napływ ludności
do Cieszyna i zarządzili ograniczenia kolejowe. Małe, śmieszne,
drobnostkowe środki, by ruch żywiołowy zatamować! Górnik
nie mając pociągu, szedł pieszo i w ten sposób dostały
się do Cieszyna tysiączne masy z zagłębia. Koło południa
masy te przepełniły miasto. Zdawało się, że rozsadzą
ulice. Takiego nagromadzenia tłumów Cieszyn nie pamięta. Armja wkracza do miasta pochodem prawdziwie
triumfalnym. Uniesienie, entuzjazm ogarnia wszystkich. Kawalerja
porwała i oczarowała tłumy. Nie zanikła jeszcze
tradycja sławnej jazdy polskiej. Konie piękne, rosłe a
jeźdźcy jakby z obrazów matejkowskich. – Za kawalerją
piesze oddziały wojska. Jedne wspaniale wyekwipowane, wyćwiczone
według musztry pruskiej, drugie w mundurach dawnych
austrjackich nie tak dobrze na zewnątrz się skutkiem
tego prezentujące, jedne i drugie równie nam jednak
drogie i kochane. – Wszystkie najserdeczniej witano i
obrzucono takiem mnóstwem kwiatów, że wkrótce wszystko
od koni i ludzi do broni było umajone i ukwiecone... Na
kształt lawiny przewalił się Śląsk cały przez ulice
Cieszyna. Śląsk polski odbył tu pod znakiem wieży
piastowskiej uroczystość wielkiego święta narodowego,
uroczystość pełną dostojności, odpowiadającej
podniosłemu nastrojowi mas.” Skąd ta prawie obłąkańcza radość 70 tysięcy
przedstawiających kraj cały? Pierwszą jej przyczyną to
widok Wojska Polskiego. Wszak staliśmy u wrót Ojczyzny.
Zdradziecki napad zdawało się zatrzasnął nam je w
ostatniej chwili. Widok Wojska Polskiego przywrócił
sterroryzowanemu ludowi momentalnie pełnię radosnej świadomości,
iż stoi za nami moc wskrzeszonej Polski. Wstąpiła w serca nowa otucha. A przecież był to zaledwie twardy i mały początek
tworzenia z niczego zbrojnej siły polskiej. Poświęcając dzisiejszy obchód rzewnemu
wspomnieniu tej niezapomnianej chwili z przed laty 15-tu,
uświadommy sobie ten ogrom pracy, jakiej dokonała Polska
w dziele zorganizowania Armii Polskiej. Dziś jesteśmy szczęśliwsi. Planową i żelazną ręką dokonana rozbudowa
obrony Państwa wskazuje nam świetlany szlak, po którym
– da Bóg – wejdzie Polska na wyżyny mocarstwowej potęgi! Uświadommy sobie święty obowiązek dokonania właśnie
w tem pokoleniu najwyższego wysiłku, by Polakom nikt nie
śmiał grozić zaborem i byśmy następnym pokoleniom
przekazali państwo mocarne. Oto idzie do nas od najwyższych
Włodarzy Państwa zew o stworzenie floty wojennej, bez której
nigdy nie będzie pewności utrzymania morza polskiego, którego
posiadanie jest nieodzownym warunkiem i podstawą naszej
wolności i znaczenia na świecie. Czuję, iż w zmienionych warunkach najlepiej
zespolimy się uczuciowo z tymi, którzy przed 15-tu laty
z uniesieniem witali w Cieszynie Wojsko Polskie, jeżeli
– ślubując uczynić wszystko, co jest w naszej mocy
dla rozrostu sił obronnych narodu – w tem samem
zaufaniu i nadziei, jak to było wówczas, wzniesiemy
okrzyk na cześć naszej kochanej Armji, jako najlepszej
gwarantki naszej przyszłości narodowej i
najwierniejszego stróża honoru i mienia polskiego, na
chwałę jej wielkiego twórcy i organizatora, Pierwszego
Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego. „Armja polska i jej ukochany Wódz, Józef
Piłsudski niech żyje!!!” ------------------------- Skupiona cisza, z jaką schodził się
cały lud śląski w Cieszynie, wyrażała jednak –
zanim doszło do wybuchów radości na widok orłów
polskich – inne jeszcze zgoła myśli i inne niemniej głębokie
uczucia. Oto chyliły się głowy przed wielkością
ofiary tych wszystkich, którzy gdy ojcowiznę ich
znienacka napadnięto, stanęli w obronie z bronią jaką
mogli pochwycić i oddali swe życie za Ojczyznę miłą,
przed męką tych, których katowano i oplwano, porwawszy
ich z ich sadyb za to, że się w życiu nie wyrzekli swej
mowy i swego narodu, ni w chwili napadu nie ugięli się
przed brutalną przemocą. Był w zamierzeniach i duszach
zebranych tłumów żywiołowy i zacięty protest
przeciwko całej obłudzie postępowania bratniego niby
narodu, który zdołał w ciągu miesięcznej okupacji w
spokojnej i zrównoważonej naszej ludności nagromadzić
morze żalu i nienawiści. Ale nad tem górowała myśl:
Cieszyn znów nasz! Zapewne niejeden z Szanownych Słuchaczy,
nie znający bliżej dziejów tej ziemi kresowej, zdziwi
się i zapyta, cośmy widzieli, czy też widzimy
nadzwyczajnego w tej małej – schludnej i miłej –
granicznej mieścinie? Ale dla synów i obrońców tej
ziemi ten Cieszyn był naprawdę stolicą. Tu od czasu,
gdy w roku 1290 Mieszko jako pierwszy udzielny książę z
królewskiego rodu Piastów utworzył Księstwo cieszyńskie,
władała dynastja piastowska. Tu z istnieniem poprzez
cztery wieki dworu książęcego na zamku cieszyńskim wiąże
się kilkaset lat ożywionego ruchu gospodarczego, umysłowego
i kulturalnego naszego miasta i ziemi. Historja świadczy,
iż Piastowie śląscy – mimo oderwania od Państwa
Polskiego i rosnących wpływów niemieckich – zachowali
przez dłuższy czas żywe poczucie przynależności kraju
do Polski. Cieszyn przeżywa w 15-tym wieku renesans
stosunków Śląska ze stolicą krakowską, z której od
dawna czerpał soki odżywcze. Na dworze cieszyńskim
kwitnie życie polskie. Przyszedł potem długi okres
niewoli, okres systematycznej germanizacji, w której
wyniku polskim pozostał tylko lud wiejski
czytając swoje stare, religijne księgi polskie i
zachowujący w dziwnej czystości mowę ojców. Wielki wstrząs roku 1848 sprawia, że
chłop śląski poczuł się prawowitym gospodarzem tej
ziemi, zroszonej potem i krwią przodków, stwarza
„cud nad Olzą” – jakby żywą ilustrację
wieszczych słów poety: „jest w ludzie siła niespożyta”.
Lud sam z własnej inicjatywy i mocy wytwarza w ciągu lat
kilkudziesięciu nowy żywotny organizm narodowy i społeczny. Nie tu miejsce na kreślenie szczegółów
zmagań i prac podjętych w tym celu. Faktem jest, iż od
zarania naszego odrodzenia Cieszyn właśnie był ich
centrum, stolicą naszego kulturalnego i narodowego życia,
ośrodkiem wszelkiej myśli polskiej, a nazwa Cieszyn stała
się w okresie najcięższych bojów narodowych symbolem
odporności ludu polskiego i żywotności narodowej. Stąd
w roku 1914 wyruszył kwiat młodzieży niepodzielonego
Śląska cieszyńskiego jako legion śląski w bój, by świadczyć
w tej historycznej chwili czynem o polskości tej ziemi i
jej nierozerwalnej łączności z Macierzą. Tu wreszcie z wyżyn zamku cieszyńskiego
ogłosił cały Śląsk cieszyński w listopadzie 1918 r.
przez usta Rady Narodowej uroczyście swą przynależność
po wsze czasy do Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Zdobycie Cieszyna zdawało się być gwarancją wyzwolenia
całego polskiego Śląska. Stało się inaczej. -------------------------- Rzucali nam Czesi często w twarz uzależnienie
księstw śląskich, z mocy prawa lennego, od królów
czeskich. Powiem o tem krótko: Ostatni Piastowie po mieczu władali w
Cieszynie jako
lennicy Habsburgów do roku 1625. – Data ta zbiega
się z bitwą pod Białą Górą w roku 1620, w której rozgromione
zostało ówczesne państwo czeskie i która stanowiła
koniec politycznego istnienia narodu czeskiego. – Weszliśmy
więc równocześnie w niewolę cesarsko-habsburską. „Korona św. Wacława – tak określił
Roman Dmowski na konferencji Rady Najwyższej w Paryżu
– razem ze Śląskiem utonęła w morzu niemieckiem, a ziemie
jej potem odradzały się narodowo: czeskie po czesku a
polskie po polsku, ostatnie wracając do swej prastarej
Macierzy – Polski”. Polskości naszej ziemi nie będę
dowodził, bo bym – jak to w roku 1919 napisał ówczesny
Prezydent Rządu dr Jan Michejda – „ubliżył godności
własnej i ludu polskiego i tych wszystkich uczonych
polskich i czeskich, którzy tę sprawę osądzili i
granicę językową polsko-czeską ustalili aż po Łucynę
i Ostrawicę.” „Gdy
rozpoczął się ruch narodowy polski – pisze Władysław
Zbawski w swej książce pt. „Droga do ziemi
obiecanej” – jednostki czeskie tu zamieszkałe
sympatyzowały z nim i popierały go. Oddziaływały nawet
na miejscowych ludzi. Przypominali im obowiązki narodowe
wobec narodu polskiego naturalnie, nie zaś czeskiego, ani
im się śniło wtedy wmawiać w Cieszyniaków, że
powinni być Czechami”’ Do
roku 1890 nie istniała na Śląsku kwestja polsko-czeska,
którą wytworzyli Czesi z chwilą większego rozwoju
kopalnictwa węglowego i połączonego z tem przemysłu w
zagłębiu karwińsko-ostrawskim. Rozpoczęła się wtedy
gwałtowna i nie przebierająca
w środkach akcja czechizacyjna. Inżynierowie,
sztygarowie, majstrzy przybyli z Czech i Moraw, uzyskali
wpływy w kopalnictwie i rozpoczęli – na razie na
przylegającym do Morawskiej Ostrawy terenie – walkę iście
pruską, walkę eksterminacyjną z tubylczą, jako też
przybyłą z ówczesnej Galicji za chlebem ludnością
polską. Nie mogę tu wchodzić w przyczyny:
stwierdzić muszę fakt, że żywioł polski pod tym
naporem cofał się w sposób zatrważający (w kopalniach
i znaczniejszych zakładach pracy następowało rugowanie
pracowników narodowości polskiej, a także wprowadzono
tam zakaz sprawowania funkcji kierowniczych dla Polaków).
Stwierdzić też muszę bez ogródek, że w czołowych
szeregach przeciwko Polakom stał „Čas”, ówczesny
organ prasowy dzisiejszego prezydenta Republiki Czesko-słowackiej,
wypisując wyraźnie hasło: „Na Śląsku z Niemcami
przeciw Polakom – bój przeciw Polakom za wszelką cenę”.
Było to około roku 1901. Jeszcze wówczas odpowiadał na to mój
własny śp. Ojciec, ksiądz Franciszek Michejda: „Jesteśmy przekonani, że hasła tego
naród czeski nie przyswoi sobie, gdyby sobie przyswoił,
to my Czechom pozostawimy odpowiedzialność za taką
samobójczą politykę. My sobie tego hasła nie przyswoimy.
Historja zachodniej Słowiańszczyzny jest aż nadto
wymownym świadectwem, że taka nieszczęsna polityka była
grobem całych narodów słowiańskich”. Mimo pogwałcenia rzeczywistej granicy
etnograficznej przez fakta naszkicowane zgodziła się
Rada Narodowa – w chwili załamania się Austrji w
ugodzie zawartej Z Czechami w listopadzie 1918 na linję
rozgraniczającą, która liczyła się w całej pełni z
ówczesnym zasięgiem wpływów czeskich w zagłębiu
karwińsko-ostrawskiem. Ten
układ decydujących wówczas czynników miejscowych uzyskał – wbrew wszelkim kłamstwom w tej mierze szerzonym – zatwierdzenie
Warszawy i Pragi. Jakże słusznie mówił Roman Dmowski
przed Radą Najwyższą: „Położenie obu narodów,
niebezpieczeństwa, które im grożą, nakazują im
solidarność i zgodne pożycie. Zgodne to pożycie wszakże
możliwe będzie tylko wtedy, gdy nie będzie Czechów pod
panowaniem polskiem, a Polaków pod czeskiem. Dlatego
koniecznością jest przeprowadzenie granicy politycznej
możliwie najściślej po linii granicy narodowej. Sami
proponujemy przyłączenie do Czech tego kawałka Księstwa
cieszyńskiego, na którym większość ludności jest
czeska. Reszta wszakże musi należeć do Polski...
Przecież ta ludność po wojnie okazała żywą chęć do
zgody i sprawiedliwego rozgraniczenia. Przecież Polacy i
Czesi na miejscu zawarli między sobą układ rozgraniczający
sferę czeską i polską. Jeżeli twierdzicie – tu zwrócił
się Dmowski do delegacji czeskiej, że usposobienie ludności
czeskiej się zmieniło, kto temu winien? Wy Panowie
Delegaci. Wyście im pisali, cały Cieszyn będzie czeski,
że aljanci są za wami, że Polacy nic nie dostaną”. Prawa nasze były tak oczywiste, że po
tem przemówieniu jeden z delegatów mocarstw powiedział:
„Beneš leży na obie łopatki, jeżeli sprawa będzie
dziś decydowana, otrzymacie wszystko, czego żądacie”. Clemenceau zamknął dla spóźnionej
pory posiedzenie, by nie dopuścić do sukcesu polskiego.
Był związany zobowiązaniami przyjętymi już znacznie
wcześniej na podstawie sugestii, że Czesi w ciągu całej
wojny nastrojeni byli proaliancko, podczas gdy w Polsce
„Piłsudski walczył z Austrją i Niemcami przeciwko
jednemu z aliantów”. Dla oświetlenia istotnego stanu rzeczy,
oraz sposobów postępowania i walki przytoczę tylko dwa
mało znane fakta: Pierwszy:
W początkach roku 1917 pisały „Národní listy” o
obecnym prezydencie Republiki Czesko-słowackiej prof.
Masaryku: „Jest rzeczą zadziwiającą, jak prof.
Masaryk niestrudzenie pracuje (za granicą) nad znieważeniem
narodu czeskiego i pogarszaniem położenia swoich rodaków.
– Zastrzegamy się jak najostrzej przeciwko temu, żeby
tego rodzaju ludzie występowali w imieniu Czech. Czeski
naród dziękuje za takich przedstawicieli”. Oto dowód jednolitej pro-alianckiej
orientacji! Drugi fakt:
Gdy na posiedzeniu Rady Najwyższej Ignacy Paderewski na
podstawie dokładnych cyfr wykazał prawa polskie do ziemi
cieszyńskiej, dr Beneš nie mogąc znaleźć żadnego
kontr-argumentu, odparł z sarkazmem: „Zapewne wiadomo
Panom, że statystyki polskie są przeważnie sfałszowane”.
Obszerna sala konferencyjna jakby zamarła w milczeniu.
Nawet Clemenceau zdawał się być ze swego letargu
obudzony. Nie było łatwem odpowiedzieć na takie oskarżenie. Paderewski podniósł się i spokojnie oświadczył:
„Nie będę się zajmował osobistą obrazą wyrządzoną
mojej Ojczyźnie i mnie osobiście. Ale proszę, aby moja
statystyka uległa zaprotokołowaniu i aby też zaprotokołowano
oskarżenie dr. Beneša”. Gdy Beneš zgodził się,
Paderewski oświadczył wyraźnie i uroczyście:
„Statystyka moja wzięła się z książki, która została
napisana i zaopatrzona w najbardziej dokładną statystykę
przez mojego Czcigodnego Przyjaciela dr. Masaryka,
prezydenta Republiki Czesko-słowackiej”. W ciszy, która
powstała Paderewski mówił dalej: „W drodze na tę
konferencję górnicy ze Śląska cieszyńskiego przybyli
do mojego pociągu, aby mnie zobaczyć. Odziani byli w
swoje bluzy górnicze a przywódca ich był po
siedemdziesiątce. – Przyszedł do mnie i rzekł: Panie,
zobaczy Pan w Paryżu Czechów. Niech im Pan powie, że
patrzymy na nich jak na swoich braci. Nie chcemy z nimi
walczyć i powiedz im Pan, że gotowi jesteśmy pracować
co niedzielę, że będziemy im posyłać węgiel za
darmo, aby mieli pod dostatkiem węgla, jakiego chcą, ale
ziemi naszej Panie, im nie trzeba. Mimo wszystko Czesi
postanowili wydrzeć nam Cieszyńskie za każdą cenę”. Gdy się w kraju, żyjącym w
podnieceniu, wywołanym przewrotem coraz uporczywiej
pojawiały wieści o wojennych przygotowaniach czeskich i
zamierzonym napadzie zbrojny, wysłano do Pragi delegatów,
aby wyjaśnić sytuację. Do tylu fałszów politycznych
dorzucono najgorsze oświadczenie najbardziej
autorytatywnego czynnika w państwie, że do tego dojść
nie śmie, w słowach: „To se nesmí stát, a pokud jsem
živ se to nestane”. Tymczasem dawno przygotowane dywizje
czeskie wraz z artylerją posuwały się już trzema
szlakami w głąb naszego kraju, od Bogumina ku
Zebrzydowicom i ku Karwinie, od Czadcy do Jabłonkowa.
Dalsze wypadki ścinające krew w żyłach, są znane:
wspominaliśmy o nich w bólu nad mogiłami ofiar i
bohaterów i w świątyniach Pańskich. Nie mniej znane są dalsze dzieje tak
zwanego okresu plebiscytowego i rozstrzygnięcie, w wyniku
którego Czesi otrzymali w nagrodę najcenniejszą część
kraju i najbardziej polski lud w chwili, w której Polska
krwawiła się i była jako całość tak bezsilna, jak my
tutaj w chwili zdradzieckiego napadu. ---------------------- Co teraz Czesi chcą? Pozornie niczego więcej, jak po
pierwsze: uznania faktów dokonanych, a po drugie:
serdecznej odtąd współpracy słowiańskiej. „Trzeba wszędzie tłumaczyć –
czytałem w broszurce pt. „Problemat czesko-polski”,
że krzywdy należą już do przeszłości, że się więcej
nie powtórzą, że nadto skutki przy dobrej woli obu
stron zainteresowanych mogą być w pewnej mierze
zneutralizowane np. przez stworzenie pogranicznych
czesko-polsko-czesko-słowackich parków narodowych”
(jest to sprytna metoda utwierdzania faktów dokonanych,
przy pomocy pokrzywdzonego państwa, aby stały się
nieodwracalnymi - Kłania
się Euroregion
ŚLĄSK CIESZYŃSKI
z lat 2000... ––
przyp. red.) Można by zapytać: ironja, czy
pomieszanie zmysłów? Historja się powtarza, ale w
zmienionej nieraz postaci. Już ambitny Przemyślida Otokar II,
pragnąc zdobyć w XIII wieku ówczesne posiadłości
habsburskie, wydał proklamację nawołującą książąt
polskich do wspólnego z nim szeregu w nadchodzącej walce
ze wspólnym wrogiem. W płomiennych słowach przypomniał
wspólnotę krwi i języka, malując grozę niemieckiego
niebezpieczeństwa dla Czech i Polski. Zabiegi Otokara
odniosły skutek. W bitwie pod Durnkurt na polach
morawskich, zakończonej Otokara pogromem i śmiercią,
Polacy – tworząc jedną trzecią jego wojsk – walcząc
nieustraszenie, zasłali szczodrze swemi ciałami to obce
pobojowisko w walce o cudzą sprawę. Najcięższe straty
poniosło rycerstwo małopolskie. Syn Otokara Wacław II,
kontynuując politykę ojca, sięgnął już w roku 1300
po koronę polską. Przewaga czeska na Śląsku doszła do
szczytu. – Mieszko, pierwszy książę cieszyński już
uprzednio zawarł był z Wacławem przymierze
zaczepno-odporne. Powiedziałem o niem przy odsłonięciu
pomnika pierwszego naszego piastowskiego włodarza przed
blisko trzema laty: „Zawarł Mieszko to przymierze w świadomości
potęgi wspólnego wroga, zawarł je Wacław i uświęcił
później małżeństwem swego syna Wacława III z córką
Mieszka, bo wiedział, że tędy prowadzi właściwa droga
do Polski. Historja się powtarza i wskazania historyczne
są te same. Czy zrozumie je nareszcie naród czeski,
zanim będzie za późno? Pytanie to nie straciło swego
znaczenia, lecz wręcz przeciwnie. Stało się bardzo
aktualnem. Jak dotąd Czesi nie zrozumieli niczego i
niczego się nie nauczyli. Jedno jednak potrafili: zarzucić
na nowo sieci na opinję polską. Pracują usilnie od lat
nad wzbudzeniem „braterskich” uczuć u Polaków, nad
przekonaniem nas, że wszystko co zaszło to należy do
przeszłości, a co więcej, że kwestja Śląska jest
sprawą drobną wobec wielkich zadań wspólnych. W dziele pt. „Problemy słowiańskie”
pisze sam prezydent Masaryk: „Są pomiędzy nami punkty
sporne, np. Śląsk, ale tracą one na znaczeniu w związku
z wielkimi naszemi zadaniami. Nie bylibyśmy godni wolności,
gdybyśmy nie potrafili rozwiązać tego węzła”. Otóż trzeba jasno powiedzieć: naród
polski nigdy nie pozwoli na powtórzenie dramatu z czasów
Otokara. Nie damy rodakom naszym, kwiatowi, dziś już nie
rycerstwu ale ludu naszego lec, czy ulec w obronie cudzej
sprawy. Zamierzone rozwiązanie czeskie tego węzła, o którem
pisze prezydent Masaryk, jest nam wszystkim jasne i
wykonywane z żelazną konsekwencją i z tak jawnym
cynizmem, iż treść jego nie ulega żadnej wątpliwości.
Są jednak w Polsce szerokie kręgi społeczeństwa, które
tego nie rozumieją i nie widzą i do nich mówię. Czesi byli narodem na wskroś
sprusaczonym. Oszustwo było ich ulubioną i wypróbowaną
bronią, używaną bez zastrzeżeń i skrupułów dla osiągnięcia
zamierzonego celu politycznego. Tym celem w stosunku do
zabranej części Śląska Cieszyńskiego jest zniszczenie
za wszelką cenę i w czasie jak najszybszym polskiej
ludności po tamtej stronie Olzy tak, by po niej zaginął
wszelki ślad a kraj polski stał się „rýze českým”.
(Powyżej to słowa
wypowiedziane w r. Pozory istnienia czeskiej ludności
stworzył zwyczajnem oszustwem politycznem. – Rządy
gmin – gdzie nie było Niemców – oddał szumowinom,
które określamy mianem renegatów. Nie zawahał się –
i to nie tylko w chwilach walki plebiscytowej, ale także
później, gdy administracja państwa weszła na
„normalne” tory – oddać rządy i wpływy elementom o najniższym poziomie moralnym i tym,
które w okresie ciężkich walk całego ludu śląskiego o
podstawowe prawa narodowe były
bezwzględnie na usługach niemieckiej hakaty, której
główną kuźnią był zamek cieszyński, a które za
judaszowe srebrniki wbijały sztylet w plecy nie tylko
nasze, ale także Czechów, walczących wspólnie z nami o
prawa narodowe. Sztuczki administracyjne i terror dokonały
reszty. Ta ohyda trwa i przynosi owoce. Fałszem jest
jakoby po tamtej stronie [...] mogli (Polacy) utrzymać
stan posiadania. W rzeczywistości lud nasz jest tam w położeniu
człowieka, którego chwycono i dusi (się) całą mocą
zorganizowanego w tym względzie na pruski sposób państwa,
czekając cierpliwie, skoro wyzionie ducha. Jeżeli żywioł polski jeszcze żywie,
to jest to tylko dowód tego wyjątkowego hartu i miłości
do tego, co swoje, jakie lud nasz wyniósł z wiekowego
zacięcia się wobec śmiertelnego wroga. I niech się
nikomu nie zdaje, że ponosi mię uczucie, czy zapał
oratorski. Polska w ostatnim czasie słyszała ciągle
jedną nazwę – Cierlicko
– i zdawało jej się, że olbrzymie nieszczęście
narodowe, że wspólnota bólu i współczucie zbuduje
pomost do nowego okresu w życiu obu narodów. Niech
Polska wie dwie rzeczy: raz, że systemu opracowanego do
najdrobniejszych szczegółów a dążącego do starcia
nas z oblicza ziem w państwie czeskim nie są w stanie
zmienić uczucia, które może się obudziły w jakiejś
cząstce społeczeństwa czeskiego. Niech
sobie Polska uprzytomni, że walka taka na śmierć i życie
toczy się we wszystkich dziedzinach życia,
w każdej wsi polskiej na Śląsku czeskim i że nazwa „Cierlicko”
jest tylko symbolem. Niech sobie społeczeństwo nasze
uprzytomni w końcu, że Cierlicko i wszystkie te wsie, będące
w tem samem położeniu, są stuprocentowo polskie, były
i są zawsze tak polskie, że według austrjackiej
statystyki nie było bardziej polskiej ziemi, jak zabór
czeski. Gdy się słyszy mowy o braterstwie i konieczności
współdziałania, wygłaszane z różnych okazji w
stolicach i miastach polskich, chciałoby się płakać
krwawemi łzami. Dlatego też, gdy mi przed kilku miesiącami
wypadło w Cieszynie przemawiać do jadących z Polski gości
czeskich, wracających do swego kraju, nie zawahałem się
powiedzieć dosłownie: „Mimo bólu z powodu rozdarcia
naszej ziemi i ludu rozumiemy znaczenie wspólnej pracy i
wspólnej obrony. Ale powiedzcie Waszym rodakom jasno i
wyraźnie, że droga
do Polski prowadzi przez Cieszyn i ziemię cieszyńską.
Wy wiecie, że naszym braciom dzieje się tam krzywda. Ja
powiem więcej – u was istnieje konsekwentnie prowadzony
plan czechizacji polskiej ludności, usunięcia jej z
oblicza tej ziemi. Wacław II potrzebował zgody księcia
cieszyńskiego na przemarsz wojsk i pomocy jego dla
zdobycia korony polskiej. W
dzisiejszych czasach chodzi o drogę od narodu do narodu,
do serc polskich. Wiedzcie,
że droga ta będzie wolną tylko wtedy, gdy czechizację
usuniecie z programu waszej administracji politycznej i
waszych działań, ale po prostu z waszego słownika, z
waszych mózgów i serc. Na zabór dusz, na gwałt na spodlenie
– nie
zgodzi się naród polski nigdy. Wierzę, że w tej sprawie nie ma i nie
może być żadnej różnicy między nami a resztą
Polski. Obowiązuje nas obecny stan rzeczy do postawienia
fałszywego dotychczas stosunku wzajemnego na podstawie
prawdy i rzeczywistości. Czeskie stanowisko jest
niedwuznaczne. Sądzą zgodnie ze swą mentalnością, że
dopiąwszy gwałtem i oszustwem zaboru ziemi polskiej, będą
zabezpieczeni najlepiej, jeżeli ludność tę wytępią,
jeżeli ona zginie. Myśleli do niedawna, że niebezpieczeństwo
niemieckie zagraża tylko Polsce i pragną braterstwa z
nami na grobie polskości zabranej części Śląska oraz
Spisza i Orawy. Uważają, iż mają za sobą dawną
decyzję Rady Ambasadorów, więc Polska ma się zgodzić
na fakta dokonane, a wtedy nic przecież nie będzie na
przeszkodzie niezmąconej przyjaźni słowiańskiej. W cytowanym już dziele „Problemy słowiańskie”
powiada prezydent Masaryk: „Polacy i Czechosłowacy
(powinno brzmieć Polacy, Czesi i Słowacy) z rozkazu
dziejów zmuszeni są do najściślejszego związku
obronnego. Matematyka polityczna prowadzi oba zachodnie
narody słowiańskie do zawarcia przymierza na śmierć i
życie”. Czemuż Dostojny Prezydent nie rzucił
tej tak wspaniałej sentencji na szalę wypadków wtedy,
gdy w przeddzień zdradzieckiego najazdu na Cieszyn oświadczył
w Pradze, że do napadu dojść nie śmie, dodając „To
se nesmí stát a pokud jsem živ se to nestane”. (Tu
jesteśmy u podstaw wiarygodności zapewnień naszych południowych
sąsiadów – przyp. red.) Nasze stanowisko jest proste. Istniejący
stan rzeczy wytworzyli Czesi wbrew rzeczywistości, wbrew
– jak wykazałem – perswazjom i zaklinaniem
przedstawicieli Polski, zdradą i gwałtem w momentach,
gdy nad Rzecząpospolitą zawisły najcięższe termina.
Rzeczą Czechów jest obmyślić sposób, by dać Polsce
gwarancję pełni wolnego życia dla naszych rodaków pod
zaborem, rękojmię, że Polacy tam będą gospodarzami na
swej własnej ziemi. (To jest jak gdyby wyjęte z
Konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości
narodowych – przyp. red.) Nie damy sobie narzucić fałszu,
że chodzi o kraj pomieszany językowo. Trwamy
niewzruszenie przy stanie faktycznym z roku 1918-go. Co innego jest decyzja Rady Ambasadorów,
a co innego bratnie przymierze między narodami. Albo Czesi znajdą sami taki sposób
uregulowania sprawy polskiej w swem państwie, który da
się pogodzić z poczuciem naszej godności, dumy i
odpowiedzialności narodowej, albo nie będzie braterstwa
ani przymierza. Nie damy się omamić – bo zbyt ciężkie
mamy doświadczenia – ani
zwrotem, że są to sprawy wewnętrzne czeskie, do których
się mieszać nie wolno, ani zapewnieniami słownemi
ani papierowemi, choćby nawet kazano naszym braciom z
tamtej strony Olzy je uwierzytelniać. Cała Polska powinna Czechom powiedzieć
dobitnie: Wy teraz macie głos – inaczej na was spadnie
odpowiedzialność za przyszłość. My ani jednej duszy
nie poświęcimy. Przymierze na śmierć i życie
traktowaliście i traktujecie jako przymierze na wasze życie,
a naszą śmierć. Polska dopuści tylko do przymierza na
wspólne życie. A jego pierwszym warunkiem jest pełnia
życia i należne Polakom w państwie czeskim stanowisko równych
z równymi, stanowisko gospodarzy na własnej, polskiej
ziemi. Granica przecięła nasz kraj, ale nie podważyła
poczucia naszej jedności, wytworzonego wiekami we wspólnym
znoju, wspólnej pracy, wspólnych zmagań i wspólnej
radości ze zmartwychwstania Ojczyzny. Po obu stronach Olzy żywie ten sam duch
i ten sam „Królewski szczep Piastowy”: „Nie rzucim
ziemi skąd nasz ród... tak nam dopomóż Bóg!”
|
|
|