ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 5/2010 (77)

CIESZYN

23 maja 2010

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1.   Potrzeba nam prawdy

 

Motto:

„Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość”.

Z nie wygłoszonego już 10.4.2010 w Katyniu przemówienia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego

 

Potrzeba nam prawdy

 

„Przed wielu laty jeden z moich przyjaciół w Warszawie wypowiedział następujące trafne i dowcipne zdanie: Polacy podchodzą na ogół do wszystkich zagadnień terytorialnych z dużym patriotyzmem i sercem, a do sprawy Zaolzia podchodzą z wątrobą,” napisał Franciszek Bajorek (1908-1987), sekretarz przedwojennego Związku Polaków w Czechosłowacji, w latach II wojny światowej oficer Wojsk Polskich w Wielkiej Brytanii, po wojnie wydawca i naczelny redaktor „Przeglądu Zachodniego” w Londynie. Na zlecenie strony brytyjskiej przetłumaczył na język angielski i polski utajnione czeskie dokumenty, ujawniające prawdziwą rolę Beneša w r. 1938 – tj. korespondencję z ministrem Nečasem, która zgodnie z wolą czeskiego prezydenta nie miała być  nigdy ujawniona.  

Nawiązując do powyższego motta, identyfikując się ze stwierdzeniem, iż kłamstwo dzieli ludzi i narody, zamieszczamy poniżej obszerny fragment tekstu pióra Franciszka Bajorka, wybitnego znawcy międzywojennych zaolziańskich realiów.

Zaolzie w świetle faktów i dokumentów

Polska wystąpiła z żądaniem zwrotu ZAOLZIA dopiero w dniu 30 września 1938 roku, a więc w czasie, gdy było już wiadome, że rząd czechosłowacki, a ściśle mówiąc prezydent Edvard BENEŠ, powziął decyzję kapitulacji wobec Niemiec i zgodził się im oddać pograniczne tereny swego państwa wraz z wybudowanymi tam fortyfikacjami wojskowymi. W takiej sytuacji stało się jasne, że Czechosłowacja przestała być gospodarzem swego kraju i że zdała się na łaskę i niełaskę III Rzeszy.

Autorem tej kapitulacji był sam prezydent BENEŠ, który postanowił, że musi za każdą cenę zachować pokój i nie może dopuścić do wojny między swoją ojczyzną a Niemcami. Świadczą o tym bardzo wyraźne dokumenty dyplomatyczne, jakie znajdują się w Londynie w archiwach PUBLIC RECORD OFFICE, w dziale zatytułowanym „MUNICH DOCUMENTS” (Praguer Archiv). Z dokumentów tych wynika, że prezydent BENEŠ wykonanie starannie opracowanego planu kapitulacyjnego powierzył swemu zaufanemu ministrowi opieki społecznej, którym był dr Jaromír NEČAS. W szczegółowej instrukcji dla ministra NEČASA z dnia 15 września 1938 roku, BENEŠ powierzył mu przeprowadzenie poufnych rozmów z rządami Francji i Wielkiej Brytanii celem poinformowania ich, że Czechosłowacja jest gotowa załatwić problem mniejszości niemieckiej zamieszkałej w Czechosłowacji przez oddanie Niemcom przygranicznych terenów zamieszkałych przez ludność niemiecką, lecz że prezydent BENEŠ dla „zachowania twarzy” wobec Kraju prosi, aby państwa zachodnie podały oficjalnie do wiadomości, że takie załatwienie problemu mniejszości niemieckiej zostało narzucone przez rządy państw zachodnich.

W tamtych krytycznych dniach człowiekiem, który był przeciwny kapitulacji i w imieniu armii deklarował gotowość walki w obronie kraju był gen. INGR, szef sztabu armii czechosłowackiej. W rezultacie został osadzony z rozkazu prezydenta BENEŠA  w areszcie i trzymany tam  incomunicando. Pisał o tym w liście otwartym do londyńskiego „TIMESA” w dniu 9 września 1970 roku, wnuk tegoż generała zamieszkały w Londynie p. Georg INGR.

Wydaje się, że wobec stanowiska kapitulacyjnego zajętego przez Czechosłowację, akcja polska na rzecz rewindykacji ZAOLZIA była całkowicie usprawiedliwiona politycznie i moralnie. W imię jakich kryteriów miała wtedy Polska przyglądać się biernie jak BENEŠ wydaje na pastwę niemieckiej okupacji, razem z terytorium swego kraju, również i tę ziemię etnicznie polską, którą w latach 1918-20 Czesi zagarnęli w drodze agresji i podstępnych machinacji. Było bowiem we wrześniu 1938 r. zupełnie jasne, że dni niepodległości Czechosłowacji zostały policzone i że całe jej terytorium będzie przez Niemców okupowane, co istotnie nastąpiło pół roku później. Tak więc autorem koncepcji uregulowania czechosłowackich problemów na płaszczyźnie poprawek granicznych był sam prezydent BENEŠ, godząc się na cesje terytorialne na rzecz III Rzeszy.

Polska ludność na ZAOLZIU, która niejednokrotnie bywała dotknięta dyskryminacjami przy załatwianiu przez Pragę problemów mniejszościowych, stanęła w 1938 roku na stanowisku, że jej problem winien być rozwiązany w taki sam sposób, jak inne problemy mniejszościowe. Mogę pisać o tym autorytatywnie, gdyż byłem w tamtych czasach sekretarzem Związku Polaków w Czechosłowacji, który był naczelną reprezentacją polskiej ludności zamieszkującej na terytorium państwa czechosłowackiego. Podobne stanowisko zajmował wtedy Rząd RP, występując z żądaniem korektur granicznych na odcinku Śląska Cieszyńskiego.

Rewindykacja etnicznie polskich terenów odbyła się nie w formie agresji, jakiej dokonali Czesi w 1919 roku, lecz w drodze  delimitacji przeprowadzonej przez Komisję Mieszaną, a nowa granica pokrywała się w zasadzie z linią graniczną, która została  ustalona przez lokalne władze przedstawicielstw Polaków i Czechów w znanej umowie z 5 listopada 1918 roku, mocą orędzia Prezydenta Stanów Zjednoczonych, Woodrow WILSONA o samostanowieniu narodów, a która jednostronnie zerwana przez rząd praski zapoczątkowała podówczas przejście sporu o ŚLĄSK CIESZYŃSKI na niewłaściwe tory i zbrojną aneksję ZAOLZIA przez wojska czeskie w 1919 roku.

Mógłby ktoś w tym kontekście zarzucić, że przecież ostatecznie ZAOLZIE zostało przyznane Czechosłowacji na mocy decyzji Rady Ambasadorów w Paryżu powziętej w lipcu 1920 roku, którą POLSKA musiała z góry przyjąć za cenę problematycznej pomocy Francji w wojnie polsko-rosyjskiej. Tak było istotnie, lecz trzeba pamiętać, że Czesi negocjowali wtedy per fas et ne fas z wygodnej pozycji beati pressidents, tj. z pozycji szczęśliwych, faktycznych posiadaczy spornego terenu.

W świetle powyższych faktów historycznych wydaje się, że każdy odpowiedzialny rząd RP musiałby podjąć podobną decyzję do tej, jaką POLSKA podjęła we wrześniu 1938 roku. Chodziło przecież o tysięczne rzesze polskiej ludności będącej żywą cząstką narodu i złączonej z polskim zapleczem śląskimi węzłami etnicznymi, kulturowymi i rodzinnymi, która to ludność wielokrotnie w czasie I wojny światowej, nie mówiąc już o II wojnie światowej, w przekonywający sposób dawała dowody woli należenia do Polski.

Kiedy tu na emigracji rozmawiałem o tamtych wydarzeniach z jednym z moich czeskich przyjaciół, powiedział on do mnie z goryczą: „Proszę pana, BENEŠ był naszym nieszczęściem”.

Lecz kapitulacja BENEŠA zaciążyła w fatalny sposób nie tylko na losach Czechosłowacji, lecz na losach całej środkowej EUROPY!

Hitler w wyniku tej kapitulacji zagarnął olbrzymi potencjał zbrojeniowy czeski, rozbudowany za kapitał francuski, na wzór „Linii Maginota” sudeckich fortyfikacji. Już w czasach monarchii habsburskiej Czechy były arsenałem tej monarchii, jak i bazą zaopatrzeniową w żywność. Wpadły w ręce Hitlera czeskie huty stalowe i surowce hutnicze oraz szereg zakładów produkujących broń, takich jak zakłady „Škoda” w Pilznie oraz „Zbrojovka” w Brnie, z której wyszedł słynny karabin maszynowy „Bren-gun”, którego produkcję przejęły w czasie II wojny światowej zakłady w ENFIELD i który został włączony w system uzbrojenia wojsk brytyjskich.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Czechosłowacji Hitler oznajmił triumfalnie w orędziu radiowym, że zagarnął w Czechosłowacji olbrzymi arsenał, którego efektywy szczegółowo wyliczał, zarazem twierdząc, że przekraczały one potrzeby obronne Czechosłowacji i że stanowiły arsenał przeznaczony przez państwa zachodnie na podbój III Rzeszy.

Trafnie ocenia tamtą sytuację pan Doman Rogoyski pisząc w „DZIENNIKU” na jego łamach, „że gdyby czeskie dywizje były w 1938 roku stanęły w obronie własnego kraju, to wówczas znalazłyby u swego boku dywizje polskie. Minister Józef BECK w swym „OSTATNIM RAPORCIE” napisał: „Nie można przychodzić z pomocą komuś, kto nie chce się bić za siebie. Były jednak problemy, jak bronić kraj, gdzie Czesi stanowili 40 % ludności, a 3,5 miliona Niemców rzutowało na obronność kraju, nie licząc Słowaków, Węgrów, Rusinów i Polaków. Jak miała wyglądać obrona Republiki o wydłużonej „kiszce” bez wsparcia sąsiadujących państw, szczególnie Polski, którą BENEŠ traktował jako „państwo sezonowe”, z którym nie warto się liczyć!

Piszę o tych wydarzeniach, od których dzieli nas z górą pół wieku, nie po to by dzielić nasze kraje. Łączy nas z Czechami oprócz przynależności do wielkiej rodziny słowiańskiej i wspólna granica. Oba nasze kraje są położone na tym samym szlaku Europy Środkowej, między potężnymi blokami państwowymi Niemiec i Rosji. Taki aksjomat narzuca wręcz konieczność porozumienia z prawdziwego zdarzenia, wyrównania i wyprostowania historii. Prezydent Edward RACZYŃSKI w trakcie swej długoletniej służby dla RP, podejmował dwukrotnie próby nawiązania stosunków z Republiką Czechosłowacką. Porozumienie z 1941 roku, ze względów dobrze znanych wszystkim nie doprowadziło do konkretów, zamierzonych planów. Warto w tym kontekście przytoczyć jednak pewien interesujący nas szczegół rozmowy BENEŠA z gen. Władysławem SIKORSKIM. Otóż Generał, naprawdę szczery zwolennik porozumienia z Czechami, proponował w tamtych czasach BENEŠOWI, by przed podpisaniem DEKLARACJI KONFEDERACYJNEJ podpisać Oświadczenie, w którym obie strony zgodnie potępiłyby dawne błędy polityczne, popełnione przez obie strony, by oświadczyły, że dawny okres błędnej polityki uważają za zamknięty i kierują oba sąsiednie kraje na nowe tory porozumienia i współpracy. BENEŠ na taką propozycję zareagował wyjątkowo szczerze i odparł stanowczo:

„Pan Generał może spokojnie podpisać taką deklarację, gdyż nie ponosi żadnej odpowiedzialności za polską politykę między wojnami, lecz ja nie mogę podpisywać wyroku na samego siebie, boć przecież właśnie byłem wyłącznie odpowiedzialny za czeską politykę zagraniczną przez cały okres istnienia Republiki Czechosłowackiej”.

W krótkim czasie wyjechał do MOSKWY!

Tyle z artykułu Franciszka Bajorka. Szkoda, że zawartych w nim faktów nie znali doradcy śp. Pana Prezydenta Prof. Lecha Kaczyńskiego, że nie zapoznali z nimi Głowy Naszego Państwa przed wrześniowym wyjazdem na Westerplatte. Jestem przekonana, że znając te fakty, nie dałby się – nawet premierowi dużego sąsiedniego państwa – wmanewrować w wytykanie nie popełnionych błędów naszym przedwojennym politykom i w nieuzasadnione przeprosiny wobec naszych winowajców. Wszak kochał On Polskę, swoją i naszą Ojczyznę, kochał Polaków i był rzecznikiem porozumienia na gruncie prawdy.

Takiego porozumienia oczekujemy od Jego następców, którym postanowiliśmy jeszcze raz udzielić kredytu zaufania. Może wreszcie Warszawa – mam tu na myśli władze centralne – zacznie myśleć o Zaolziu sercem, tak jak myśleli o nim nasi przedwojenni politycy, z Prezydentem Ignacym Mościckim i ministrem Józefem Beckiem na czele, którzy przywracając Zaolzie Polsce uniknęli popełnienia wypominanego im na Westerplatte niepopełnionego grzechu. Oni po prostu nie popełnili grzechu zaniechania.

         Niechże przygotowane słowa przemówienia śp. Pana Prezydenta, które nie zostały już głośno wypowiedziane w Katyńskim Lesie: „Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość” staną się politycznym testamentem Tragicznie Zmarłego dla Jego następcy. Wierzymy, że Polacy, którzy tak serdecznie żegnali w kwietniu swojego Pana Prezydenta, dokonają odpowiedniego wyboru i oddadzą swe głosy na kandydata, który „myśli sercem” o Polsce i Polakach, również tych, żyjących poza Macierzą.

 Alicja Sęk





Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 5/2010 (77)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry