ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 4

CIESZYN

23  kwietnia  2004

 wersja do druku  Adobe Acrobat  (pdf)    

     powrót do strony głównej   www.zaolzie.org     

      wersja MS Word (doc)


 

 

MIENIE POLSKICH ORGANIZACJI ZAOLZIAŃSKICH

 

         Nasz Biuletyn zainteresował dziennikarzy zza południowej granicy Polski. Po ukazaniu się marcowego numeru „Zaolzia” otrzymaliśmy  z czeskiej  gazety „Moravskoslezský deník”, list elektroniczny  zawierający szereg pytań. Obok zapytania,  która  z zaolziańskich organizacji z nami współpracuje (pozostawionego przez nas oczywiście bez odpowiedzi, gdyż w demokratycznej Polsce obowiązuje tajemnica dziennikarska), były  także  pytania poważne, np. dotyczące skonfiskowanego mienia przedwojennych polskich organizacji zaolziańskich. Nie dotrzymaliśmy postawionego nam ultymatywnie przez Redakcję trzydniowego terminu pisemnego udzielenia wywiadu.  Nie jesteśmy dziennikiem.  Pytania merytoryczne traktujemy jednak serio i chętnie na nie na naszych łamach odpowiadamy.

W następnym numerze w artykule zatytułowanym „Przeklęte, czy zdradzone?” pisać będziemy o wielu polskich organizacjach międzywojennych, które dzięki ofiarności swoich Członków wypracowały znaczące mienie. Dziś - z niejakim wobec tego wyprzedzeniem - odpowiedź na pytanie red. Kutĕja,  dotyczące powojennych losów tego majątku. By nie wyważać otwartych drzwi, posłużymy się  fragmentami artykułu  z „Biuletynu informacyjnego”, wydawanego przez byłych żołnierzy AK na Zachodzie, nr 22 z r. 1998. Autor artykułu - nawiązując  do pisma prezydenta Beneša do prezydenta Mościckiego z 22 września 1938, które w całości cytowaliśmy w styczniowym numerze Biuletynu Zaolzie, napisał:

         Oczywiście  - jak „poważnie” myślał wtedy Beneš o zwrocie Zaolzia  okazało się już w ciągu zaledwie kilku następnych lat, kiedy diametralnie zmienił zdanie. I tu właśnie niezwykle trafne okazuje się ówczesne energiczne działanie władz polskich, włącznie z notą ultimatum z 30 września 1938, dla zapobieżenia okupacji Zaolzia przez Niemców. Bo tak naprawdę to Beneš grał na zwłokę, chcąc oddać Zaolzie o miesiąc później (na początku listopada 1938), aby umożliwić de facto niemiecki zabór i gestapowski terror na Zaolziu już od r. 1938.  Świadczy o tym fakt, że zaraz po wojnie w r. 1945 Czesi utajnili propozycję Beneša dotyczącą oddania Zaolzia Polsce, zaś jego wyzwolenie nazwali polską okupacją.  Sam Beneš już w czasie wojny, post factum, wycofał się ze swej propozycji i żądał ponownego przyłączenia tego terenu do Czech. Czeska oferta zwrotu Zaolzia z 22.09.1938 była po wojnie starannie przemilczana. Te sprawy trzeba przypomnieć – ujawnić.

         W r. 1945, późną wiosną, Czesi  pod osłoną sowieckich bagnetów  wrócili na Zaolzie. Prasa czeska pisała butnie: „w sprawie Cieszyńskiego w żadnym razie nie będziemy z Polakami pertraktowali”.  Polskie organizacje – chóry kościelne, Macierz Szkolną, kasy oszczędności, banki, spółdzielnie spożywców i inne okrzyczano polskimi beckowskimi  organizacjami faszystowskimi.  Przypisano w ten sposób  II RP faszyzm, chociaż ta – jako pierwsza w Europie – podjęła z nim czynną walkę. Z drugiej strony cicho było o tym, że Czesi  wystawili w czasie wojny tzw. błękitną dywizję swoich ochotników wspierających armię hitlerowską.

         Niepohamowana zachłanność czeskiego zaborcy znalazła w roku 1952 nowe ujście. Rozpoczęły się „prawne działania” w celu zagarnięcia mienia polskich, przedwojennych organizacji zaolziańskich o obecnej wartości ponad 20 mil. USD (rok 1998 – przyp. red.). Ta konfiskata miała jeszcze dodatkowe znaczenie. Polskie społeczeństwo zostało pozbawione swej bazy materialnej, swej niezależności i znalazło się pod wszechogarniającym czeskim naciskiem komunistycznym, który doprowadził w latach  1962 –1982 do likwidacji ok. 60% polskiego szkolnictwa.

         Po tzw. aksamitnej rewolucji, po roku 1990, długo starano się wmawiać, zarówno przedstawicielom władz polskich, jak i Zaolzianom, iż konfiskaty tego mienia dokonały czeskie, tzw. demokratyczne władze przed komunistycznym puczem z r. 1948. Chciano w ten sposób stworzyć pretekst, że zwrotu polskiego mienia nie można podciągnąć pod naprawę krzywd wyrządzonych przez reżym komunistyczny w Czechach. Dopiero na podstawie dokładnej analizy dekretów prez. Beneša z r. 1945 oraz poufnych dokumentów KNV Ostrava  (Wojew. Rady Narodowej Ostrawa) z r. 1952 wykazano, że konfiskaty polskiego mienia dokonały w „majestacie prawa” czeskie władze komunistyczne , pod wyssanym z palca zarzutem popierania przez organizacje zaolziańskie „polskiego faszyzmu beckowskiego”.  Nieoddanie Polakom ich mienia świadczy o tym, w jakiej mierze obecne władze czeskie traktują poważnie własną ustawę dekomunizacyjną z r. 1993, zalecającą  (ale nie nakazującą) naprawę krzywd wyrządzonych przez komunistów.

         W r. 1996 władze czeskie zabezpieczyły się dodatkowo przed oddaniem polskiego mienia społeczeństwu zaolziańskiemu. W tym celu m.in. wydały uchwałę rządową nr 555. Pozarządowe polskie organizacje zaolziańskie nadal upominały się bowiem o zwrot swego mienia. I tu rzecz znamienna: Rada Polaków Kongresu Polaków w Republice Czeskiej w całości poparła czeską koncepcję nieoddawania Polakom ich zagrabionej własności  (Jak wynika z artykułu red., red.  Richarda Kutĕja i Gabrieli Cichej – zamieszczonego w cytowanej na wstępie gazecie „Morawskoslezský deník” w dn.  23 i 24 marca 2004, czołowi działacze tej „dachowej” organizacji na Zaolziu nadal utrzymują to stanowisko. Przewodniczący Kongresu Polaków Józef Szymeczek zapytany przez wyżej wymienionych redaktorów o sprawę skonfiskowanego mienia - jak napisali autorzy -  powiedział, że sprawa mienia polskich przedwojennych organizacji zaolziańskich jest nadal otwarta, lecz nie priorytetowa i... dalej cytat:: „Chodzi o mienie, które najpierw zabrali Niemcy zaś rząd czeski skonfiskował je w latach czterdziestych jako niemieckie. Na ten temat odbyto już dziesiątki pertraktacji, niektóre z naszych organizacji wystąpiły na drogę sądową, część nawet z sukcesem” [tłumaczenie z czeskiego red. Biuletynu]). Obecne władze czeskie nie ustrzegły się jednak przy tym od podtrzymania, a tym samym ponownego firmowania oskarżeń o faszyzm  II RP, wysuwanych  przez powojenną republikę benešowską. Wprowadziły zarazem w tej ustawie negację zasady, że prawo nie działa wstecz! W uchwale rządowej nr 555 z 23.10.1996 zwrot mienia danej organizacji uzależnia się bowiem od:

         1. faktu kontynuacji działalności danego podmiotu prawnego pod warunkiem, że miał on to mienie na dzień 25.2.1948, a wiadomo, że powojenne władze czeskie rozwiązały polskie organizacje w r. 1945 pod zarzutem, że były one eksponentami polskiego faszyzmu beckowskiego. Oznacza to, że również obecne władze czeskie podpisują się pod tym absurdalnym poniżaniem II RP, pod oburzającymi oskarżeniami o faszyzm, bo nie oddają polskiego mienia. A przecież organizacje te nie istniały już w r. 1948, gdyż zlikwidowano je właśnie jako „byłe faszystowskie”.

         2. warunku wznowienia działalności do końca roku 1990, czyli wszystkie potencjalne kontynuatorki organizacji przedwojennych powinny były widocznie przewidzieć  w roku 1990, że w roku 1996 wydana zostanie taka uchwała rządowa, która wprowadzi na koniec roku 1990 cezurę czasową możliwości ubiegania się o zwrot mienia.    [...]

         Zwrot całego zagrabionego  mienia, którego ekwiwalent finansowy mógłby pomóc czasowo w rozwiązaniu trudnych problemów ekonomicznych polskiego szkolnictwa na Zaolziu, likwidowanego przez władze pod pretekstem, że jest ono za drogie w porównaniu ze szkołami czeskimi, załatwiono odmownie nie tylko dzięki Uchwale 555, lecz również dzięki Radzie Polaków (pierwotna nazwa Kongresu Polaków w RC – przyp. red.) [...]

         Obowiązująca już jednak międzynarodowo Konwencja o Ochronie Mniejszości Narodowych Rady Europy umożliwia uruchomienie działań ochronnych nie tylko w postaci  ustaleń tej Konwencji, lecz  również przy pomocy oddzielnych umów ochronnych w oparciu o jej art. 18. Prędzej czy później takie umowy ochronne powinny zostać zawarte pomiędzy zainteresowanymi państwami. Ich realizacja musi być kontrolowana  przy pomocy dwustronnych komisji arbitrażowych z zastosowaniem obwarowanych skutecznymi sankcjami  międzynarodowych gwarancji  dotrzymywania ich postanowień, gdyż inaczej – jak wynika z doświadczeń – pozostałyby tylko na papierze!

         Do osiągnięcia zadowalającego poziomu ochrony ludności polskiej na Zaolziu jest jeszcze wiele do zrobienia. W obecnym systemie międzynarodowych konwencji jest jednak realizacja pełnej ochrony prawa do tożsamości narodowej Polaków na Zaolziu w pełni osiągalna już w bliskiej przyszłości – choć nie nastąpi to automatycznie! Trzeba o to z determinacją zabiegać.

        *  *  *

          Tyle cytatu fragmentów artykułu  z Biuletynu informacyjnego AK z r. 1998, które – naszym zdaniem – dość wyczerpująco odpowiadają na pytania zadane nam przez redakcję czeskiej gazety „Moravskoslezský deník”. Przy okazji gratulujemy jej redaktorom poczytności pisma. Jak wynika z otrzymywanej przez nas statystyki, po ich publikacji znakomicie zwiększyła się liczba wejść na naszą stronę internetową i to nie tylko z RC i RP.

         Na zakończenie może jeszcze krótki cytat z internetu, z recenzji książki „Polacy na Zaolziu 1920-2000” - Zbioru referatów z konferencji naukowej, zorganizowanej w dn. 13–14.10.2000 w Czeskim Cieszynie, pióra czeskiego autora Libora Svobody. W jego omówieniu wystąpienia wieloletniej przewodniczącej Kongresu Polaków w RC na tej konferencji,  p. Danuty Brannej -   dotyczącego lat 90 dwudziestego wieku - czytamy: „Dla działalności polskich stowarzyszeń i organizacji  ma negatywne znaczenie trudna sytuacja gospodarcza. Większość imprez sportowych, kulturalnych i społecznych można organizować tylko dzięki datkom sponsorów” (tłumaczenie - red.). Pytanie, czy nie można byłoby się obejść bez sponsorów, gdyby dla Kongresu Polaków sprawa wartej 20 milionów USD przedwojennej spuścizny Przodków nie była sprawą tylko „otwartą, lecz nie priorytetową” i my pozostawiamy otwarte. Naszym jednak zdaniem jest to mimo wszystko w chwili obecnej dla bytu lub niebytu zaolziańskich Polaków zagadnienie  priorytetowe.

 Jan Leśny

   


 

ROZWAŻANIA O NARODZIE, OBYWATELSTWIE,

PATRIOTYŹMIE I „EUROPEJSKOŚCI”

 

         Nie można się nie zgodzić z p. Liborem Svobodą, czeskim autorem zamieszczonej w internecie recenzji książki „Polacy na Zaolziu 1920-2000”, wspomnianej już w poprzednim artykule, że dla przeciętnego Czecha problem Zaolzia nie istnieje. Rzeczywiście. Kromka chleba nie jest problemem posiadacza całego bochna, wobec czego dla większości Czechów słowo Zaolzie, lub z czeska Záolší, czy nawet Tĕšínsko, jest przypuszczalnie pustym brzmieniem. Nie można się jednak zgodzić z twierdzeniem, że społeczność polska na Zaolziu jest ludnością autochtoniczną państwa czeskiego, gdyż jest ludnością autochtoniczną terytorium dołączonego do państwa czeskiego na mocy opisywanych już przez nas w poprzednich numerach wydarzeń. Nie to jest jednak  przedmiotem niniejszych rozważań. Nie jest nim również jakakolwiek polemika z autorem wzmiankowanej recenzji, tym bardziej, że również wielu Polakom  przez dziesiątki lat komunistycznej propagandy, niewiedzy i zakłamania,  niesłusznie wpojono negatywne skojarzenia z tym skrawkiem ziemi zabranej.

         Nie dziwi w końcu postawa wielu samych Zaolzian, pokolenia czołowych przedstawicieli Kongresu Polaków w RC, którzy z racji swego wieku nie pamiętają już lat pięćdziesiątych, kiedy za powiedzenie „Polska nasza Ojczyzna” groziły dokuczliwe sankcje. Ich wychowano w duchu nowej – czechosłowackiej, komunistycznej ojczyzny, w duchu internacjonalizmu socjalistycznego. Wyzuto ich z polskiego patriotyzmu. Przynależność narodową pomylono z przynależnością państwową. Niepodzielność narodu -  nie tylko zresztą polskiego -  niezależnie od miejsca zamieszkania, w kraju czy poza jego granicami, poszła w zapomnienie.

         Nie ich samych to zresztą dotyczy. To również w Polsce, wśród Polaków – lecz bynajmniej nie wśród żyjących tu mniejszości narodowych – myli się pojęcie obywatelstwa z pojęciem narodowości. Przecież nie każdy obywatel Polski jest Polakiem, a z drugiej strony, Polacy z innym obywatelstwem niż polskie nie przestają być Polakami.

 Sięgnijmy po przykład całkowicie nie związany z problemem mniejszości narodowych, a dotyczący zamiany pojęcia narodowości z obywatelstwem. Wiadomo, że w myśl konwencji międzynarodowych za mniejszości narodowe zwykło się uważać te społeczności, które od narodu dominującego na danym terenie różnią się językiem, kulturą, zwyczajami oraz świadomością narodową i żyją na określonym obszarze od co najmniej 150 lat. Jest więc oczywiste, że w żaden sposób nie można zaliczyć do mniejszości  jednego czarnoskórego piłkarza, któremu przyznano polskie obywatelstwo. Kiedy wręczono mu dokument przynależności państwowej (niezupełnie zresztą zgodnie z konstytucją RP), wszystkie publikatory grzmiały jednym głosem: „Polak Emmanuel Olisadebe”. Być może brak znajomości języka sprawił, że sam zainteresowany nie zaprotestował przeciw pozbawianiu go tożsamości narodowej, którą np. czarnoskórzy Amerykanie bardzo wysoko sobie cenią. A może chodziło o jakąś dziwnie pojętą nobilitację, chęć stania się  „Europejczykiem”?

         W Europie,  jak nam wszystkim wiadomo, od wieków istnieją samodzielne państwa i niezależne narody.  Polak jest Polakiem, Niemiec - Niemcem , Czech – Czechem, a Francuz – Francuzem. Jest to odmienność naszego Starego Kontynentu od np. Ameryki, której potęga powstała z wielonarodowego osadnictwa. Nie ma monolitycznego narodu amerykańskiego. Obywatel USA jest Amerykaninem polskiego, czeskiego, włoskiego, niemieckiego, szkockiego, irlandzkiego, bądź innego pochodzenia. Poza garstką żyjących jeszcze Indian oraz rdzennych Meksykan na południowym zachodzie tego kraju, obywatele USA nie są rodowitymi Amerykanami. Stanowią oni konglomerat różnych narodowości, przybyszów z innych kontynentów lub ich potomków, tych którzy przypłynęli za Ocean za chlebem i tych, zwanych obecnie afroamerykanami, których sprowadzono tam siłą do niewolniczej pracy. Zyskując amerykańską przynależność państwową stają się wszyscy obywatelami Stanów Zjednoczonych różnych narodowości, różnego pochodzenia. Co ciekawe, nawet ci co od pokoleń żyją w tym kraju, coraz częściej próbują dotrzeć do swej genealogii. Nie można bowiem żyć w próżni, nie mając własnych korzeni.  Coraz częściej powołuje się na nie również stara  amerykańska Polonia, nawet ci, co nie znają już języka przodków. 

I tak na marginesie, tytułem wyjaśnienia dla cytowanego już wyżej czeskiego recenzenta p. Libora Svobody, który w odniesieniu do wystąpienia p. Rudolfa Žáčka zamieszczonego we wzmiankowanej publikacji napisał, że istnienia mniejszości polskiej w RC nie można zawężać wyłącznie do mieszkańców Zaolzia (Tĕšínska). Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Język polski odróżnia dwie kategorie swoich rodaków mieszkających poza granicami kraju: Polaków i Polonię. Rdzenna ludność zaolziańskiego Śląska, która nie zmieniała swego miejsca zamieszkania, lecz znalazła się poza Polską na skutek przemieszczania granic, to Polacy i według ostatniego spisu ludności z r. 2001 jest ich na Zaolziu ok. 36 tyś. Tymczasem ludność narodowości polskiej mieszkająca w Pradze, Opawie, Ołomuńcu, czy Brnie, to tylko w części zaolziańscy Polacy, którzy zmienili miejsce zamieszkania w ramach jednego państwa. Resztę pozostałych 12 tys. mieszkańców narodowości polskiej  w RC stanowi Polonia, która znalazła się na ziemi czeskiej na skutek migracji,  podobnie jak np. wspomniana już  Polonia amerykańska znalazła się w Ameryce. Są to po prostu polscy emigranci w Czechach, którzy znaleźli się tam choćby na skutek zawarcia zawiązków małżeńskich z czeskimi partnerami.

         Inaczej niż Amerykanie podeszli do spraw narodowych komuniści. W totalitarnym państwie sowieckim – wbrew realiom – mówiono o jednolitym narodzie radzieckim, choć wiadomo było, że sowieckie imperium zła podporządkowało sobie wiele narodów, nadając im formalnie obywatelstwo radzieckie, często nawet bez możliwości uzyskania paszportów. I tu chyba tkwi sedno komunistycznej propagandy, którą z dużym sukcesem wpojono w mentalność sporej części młodszych pokoleń krajów satelickich Moskwy. Wychowankowie komunistycznych szkół Europy środkowej i wschodniej w pewnym sensie zostali wyzuci ze swej tożsamości.

         Narzucony przez sowiecki totalitaryzm internacjonalizm socjalistyczny poszedł już w niepamięć. Nie przywrócono jednak poczucia patriotyzmu i dumy narodowej. Ci młodzi ludzie, którym nie wpoiła go rodzina, szybko z komunistycznego narybku stają się wojującymi Europejczykami z pierwszej linii unijnego frontu nieokreślonego autoramentu. Nie liczy się etos. Nie liczą się głębsze wartości. Oni po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że ten kto nie szanuje własnego narodu – to tak jak gdyby nie czcił swego ojca i matki i że tylko ten  prawdziwie  potrafi się odnosić z estymą  do innych,  kto jest – przy największej skromności - dumny z własnych korzeni ...

Młodzi czescy Europejczycy, których podobnie jak polskich nie uczono prawdziwej historii, może nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że podobny „akces do Europy”, jak ten na którego progu stoimy, podpisał już w marcu r. 1939 w imieniu wszystkich i za akceptacją wielu swoich rodaków prezydent Hácha, bez precedensu  jako pierwsza głowa państwa w tym względzie  w Europie, tworząc całkowicie podporządkowany Hitlerowi Protektorat Czech i Moraw, dający do dyspozycji Hitlera bez jedynego wystrzału cały bogaty arsenał zbrojny Republiki przeciw innym narodom. Polskich młodych Europejczyków natomiast najwidoczniej nie uczono, że powodem wybuchu obydwu wojen światowych minionego wieku, w których krwawili i ginęli ich Przodkowie, była m.in. chęć ekspansji na Wschód (Drang nach Osten) jednego z wielkich mocarstw europejskich i że to mocarstwo, wraz z innymi, dzięki nieudolności liberalnych i postkomunistycznych negocjatorów osiąga obecnie drogą pokojową swój wiekowy cel, zepchnięcie narodów Europy środkowo-wschodniej do roli ludności drugiej kategorii.

Oby się osiągnięcie tego celu nigdy ostatecznie nie sprawdziło – tego sobie i innym życzy zatroskana autorka tych rozważań!

 

Alicja Sęk 

 

W następnym numerze 23  maja 2004:

„PRZEKLĘTE, CZY ZDRADZONE”

 

 

 

ZNALEŹLIŚMY W INTERNECIE 
PRZYSŁANO NAM POCZTĄ ELEKTRONICZNĄ:

Pani 12x1 z forum GW napisała dnia 10.03.2004:
„Brawo nareszcie coś mądrego, biuletyn bardzo obiektywnie patrzy na sprawy Śląska Cieszyńskiego, nie wiem gdzie można go kupić. Sprawy pogranicza są zawsze sporne. Może ci co patrzą na sprawę śląską inaczej, mają na myśli forsę? Moi  krewni nigdy nie mówili po niemiecku, tylko gwarą cieszyńską – polska rdzenna cieszynianka”,

zaś  pieter20  12.03.04  - odpowiada na tym forum:  Można wydrukować z internetu za darmo...      
Od siebie dodajemy, że właśnie w tym celu obok wersji internetowej jest w każdym numerze wersja przeznaczona do druku i nie zgłaszamy sprzeciwu nawet przeciw rozprowadzaniu wśród przyjaciół za cenę powielania.
                Zapraszamy na naszą stronę dnia 23  każdego miesiąca.

*   *   *

Pana  KK (nazwisko zawarte w adresie elektronicznym nadawcy źle kojarzy się Rodakom z jednej i drugiej strony Olzy) zapewniamy,  że są nam dobrze znane przywileje,  z których korzystają mniejszości narodowe w Polsce. Rozmówców wolimy sobie dobierać sami i pana KK nie widzimy w gronie potencjalnych kandydatów, więc dziwi nas nieco stawianie warunków, kiedy zechce z nami porozmawiać. Życzymy ciepłej posadki na Kremlu, lub co najmniej w Brukseli!!! My wolimy Zaścianek, którym był pan łaskaw nazwać Najjaśniejszą Rzeczpospolitą!

 

AKTUALNOŚCI:
ZGODA RADNYCH NA REKONSTRUKCJĘ CIESZYŃSKIEJ NIKE

Ucieszyła nas wiadomość o decyzji Rady Miejskiej Cieszyna, zezwalającej na rekonstrukcję Cieszyńskiej Nike, pomnika poświęconego pamięci legionistów, którzy wyruszyli w r. 1914, by walczyć o Polskę.

Pisaliśmy o nim w nr. 1 (zob. archiwum)

Patrz także: http://wiadomosci.ox.pl/          

 

 

Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 4, r.2004  
Redaktor wydania: Jan Leśny  
Internet:
www.zaolzie.org     Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org



Z OSTATNIEJ CHWILI:

Otrzymaliśmy z Warszawy wiadomość, że w dniach 16 i 17 kwietnia 2004 odbyła się w gmachu Sejmu RP -  III Warszawska Konferencja Polonijna z udziałem niezależnych działaczy, występujących w interesie Polaków z krajów ościennych RP, parlamentarzystów  polskich oraz przedstawicieli, wydelegowanych na to spotkanie przez premiera i ministra spraw zagranicznych RP.

Zagraniczni uczestnicy konferencji uruchomili ważną procedurę na rzecz ochrony Polaków w państwach sąsiedzkich, przyjęli kilka rezolucji do organów międzynarodowych – w tym niżej zamieszczoną, skierowaną do Rady Europy oraz ONZ.  Ponadto stworzyli podstawy do dalszej realizacji uchwalonych postanowień.      

REZOLUCJA

UCZESTNIKÓW  III WARSZAWSKIEJ KONFERENCJI POLONIJNEJ,

KTÓRA OBRADOWAŁA  16-17 IV 2004 W GMACHU SEJMU RP

         Stwierdzamy, że ludność polska w krajach ościennych Rzeczypospolitej jest bezbronna wobec dyskryminacji, na którą jest wystawiona z powodu swej przynależności narodowej.

         Język ojczysty tej ludności jest coraz bardziej wypierany z życia publicznego. 

         W sposób systematyczny jest  ograniczane a następnie  likwidowane jej szkolnictwo narodowe dla jak najszybszego jej wynarodowienia.

         Pozbawianie wiernych w kościołach obrzędów religijnych w mowie ich przodków oceniamy wręcz jako niehumanitarne.

         Mienie przodków, skonfiskowane przez władze krajów zamieszkania, nadal nie jest oddawane.

To tylko niektóre przykłady dyskryminacji wobec ludności polskiej w krajach o  „dobrosąsiedzkich”  stosunkach  z Polską.

         Tymczasem w Unii Europejskiej (UE) ma być jakakolwiek dyskryminacja z powodów narodowościowych  zakazana.  Przypominamy to również w związku z wejściem 1 maja 2004 określonych krajów do UE.

Z uwagi na powyżej deklarowany zakaz zwracamy   się do właściwych organów Rady Europy (RE) o wdrożenie zasad gwarancji ochronnych dla narodowych praw mniejszości w krajach ościennych w oparciu o art. 18 Konwencji Ramowej RE o Ochronie Mniejszości Narodowych, w myśl deklaracji Rządu RP z 27.4.2000 do tej Konwencji, jak również o wprowadzenie monitorowania respektowania tych praw z uwzględnieniem  ustaleń art. 1 i 15 Konwencji.

Zwracamy się również do Rady Europy i Komisji Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych o poparcie naszej, skierowanej do Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu skargi na dyskryminację narodowościową, z którą ludność polska w krajach ościennych się boryka.

 

Warszawa, dnia   17 kwietnia 2004

 

   

 

Na przełomie kwietnia i maja mija kolejna rocznica katyńskiego mordu,
 popełnionego w r. 1940 przez  stalinowskich oprawców na polskich oficerach.
 Tym kilkunastu tysiącom ofiar, zdradziecko zamordowanych strzałem w tył głowy
 poświęcił swój wzruszający wiersz - świadek tamtych czasów – lwowianin  Marian Hemar.

Katyń

Tej nocy zgładzono Wolność 
W katyńskim lesie...
Zdradzieckim strzałem w czaszkę
Pokwitowano Wrzesień.

Związano do tyłu ręce, 
By w obecności kata 
Nie mogła ich wznieść błagalnie
Do Boga i do świata.

Zakneblowano usta,
By w tej katyńskiej nocy
Nie mogła błagać o litość,
Ni wezwać znikąd pomocy.

W podartym jenieckim płaszczu
Martwą do rowu zepchnięto
I zasypano ziemią
Krwią na wskroś  przesiąkniętą.

By zmartwychwstać nie mogła,
Ni dać znaku o sobie
I na zawsze została
W leśnym katyńskim grobie.

Pod śmiertelnym całunem
Zwiędłych katyńskich liści,
By nikt się nie doszukał,
By nikt się nie domyślił

Tej samotnej mogiły,
Tych prochów i tych kości –
Świadectwa największej hańby
I największej podłości.

                - - -

Tej nocy zgładzono Prawdę
W katyńskim lesie,
Bo nawet wiatr, choć był świadkiem,
Po świecie jej nie rozniesie...

Bo tylko księżyc niemowa,
Płynąc nad smutną mogiłą,
Mógłby zaświadczyć poświatą
Jak to naprawdę było...

Bo tylko świt, który wstawał
Na kształt różowej pochodni
Mógłby wyjawić światu
Sekret ponurej zbrodni...

Bo tylko drzewa nad grobem
Stojące niby gromnice
Mogłyby liści szelestem
Wyszumieć tę tajemnicę...

Bo tylko ziemia milcząca,
Kryjąca jenieckie ciała,
Wyznać okrutną prawdę
Mogłaby – gdyby umiała.

                - - -

Tej nocy sprawiedliwość
Zgładzono w katyńskim lesie...
Bo która to już wiosna?
Która zima i jesień

Minęły od tego czasu,
Od owych chwil straszliwych?
A sprawiedliwość milczy,
Nie ma jej widać wśród żywych.

Widać we wspólnym grobie
Legła przeszyta kulami –
Jak inni – z kneblem na ustach,
Z zawiązanymi oczami.

Bo jeśli jej nie zabrała,
Nie skryła katyńska gleba,
Gdy żywa – czemu nie woła,
Nie krzyczy o pomstę do nieba?

Czemu – jeśli istnieje –
Nie wstrząśnie sumieniem świata?
Czemu nie tropi, nie ściga,
Nie sądzi , nie karze kata?

                - - - 

Zgładzono sprawiedliwość,
Prawdę i wolność zgładzono
Zdradziecko w smoleńskim lesie
Pod obcej nocy osłoną...

Dziś jeno ptaki smutku
W lesie zawodzą żałośnie,
Jak gdyby pamiętały
O tej katyńskiej wiośnie.

Jakby wypatrywały
Wśród leśnego poszycia
Śladów jenieckiej śmierci,
Oznak byłego życia.

Czy spod dębowych liści
Albo sosnowych igiełek
Nie błyśnie szlif oficerski
Lub zardzewiały orzełek,

Strzęp zielonego munduru,
Kartka z notesu wydarta
Albo baretka spłowiała,
Pleśnią katyńską przeżarta.  

                I tylko  p a m i ę ć  została
                Po tej katyńskiej nocy...
                Pamięć  n i e  d a ł a  się zgładzić,
                Nie chciała ulec przemocy

                I woła o  s p r a w i e d l i w o ś ć
                I  p r a w d ę  po świecie niesie –
                Prawdę o jeńców tysiącach
            Zgładzonych w katyńskim lesie.  

***

            Pamięć nie dała się zgładzić... I my pamiętamy  o setkach zaolziańskich ofiar – lekarzy,
 policjantów i żołnierzy – zamordowanych zdradzieckim strzałem w czaszkę na nieludzkiej ziemi w r.1940... 
w Katyniu, Ostaszkowie,  Miednoje, Charkowie, Twerze...  

 

wersja do druku  Adobe Acrobat  (pdf)   

powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

wersja MS Word (doc)