ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 6        

CIESZYN

23  czerwca  2004

 wersja do druku  Adobe Acrobat  (pdf)    

     powrót do strony głównej   www.zaolzie.org     

      wersja MS Word (doc)


 

BRUDNA POLITYKA EDVARDA BENEŠA  

 

            Jeden z cyklicznych programów radiowych w Polsce nosi nazwę „Polityka nie musi być brudna”. Ta nazwa, choć nie związana w żaden sposób z Edvardem Benešem, jest antytezą jego polityki uprawianej ongiś wobec Polski - ale nie tylko Polski.

Trudno nawet zrozumieć korzenie ewidentnej i konsekwentnej wrogości, fałszu i zakłamania tego polityka w stosunku do  Rzeczypospolitej, reprezentujących ją polityków, narodu polskiego i wszelkich przejawów polskości. W tym kontekście, tak na marginesie, jako bardzo ciekawy jawi się  mariaż jego córki z polskim politykiem emigracyjnym w USA prof. Zbigniewem Brzezińskim. Nie są nam znane okoliczności, w jakich  doszło do tego związku i czy  został zawarty jeszcze za życia oraz przy akceptacji Beneša, gorącego poplecznika Stalina, burżuazyjno-nacjonalistycznego polityka, bezgranicznie  popierającego bolszewickiego dyktatora, zwłaszcza w poczynaniach antypolskich - gorącego zwolennika brudnej polityki.

Czeski filozof Jan Patočka, w swojej pracy „Kim są Czesi”, wydanej pośmiertnie w Wiedniu w r. 1991 napisał: „Beneš [...] był ambitną, pilną i gadatliwą przeciętnością [...] był słabym człowiekiem nadającym się dobrze na sekretarza, ale i na nic więcej. I takiemu to człowiekowi powierzona została decyzja, co do przyszłego moralnego profilu narodu czeskiego. Musiał decydować i zdecydował się  na małość [...] czeska tęsknota za zdobyciem sobie, równorzędnego miejsca w koncercie wielkiej polityki akurat w momencie, kiedy zaistniała po temu – jednorazowo – historyczna okazja, zniszczona została przez przeciętnego człowieka i kiepskiego polityka, któremu naród powierzył swoje losy.”

            W latach poprzedzających II wojnę światową, wbrew zdrowemu rozsądkowi i interesom własnego kraju, Beneš czynił wszystko, by nie dopuścić do porozumienia z Polską, robił wszystko, co nakazywała mu Moskwa. W wywiadzie z Kazimierzem Wierzbiańskim, attaché prasowym poselstwa polskiego w Pradze w latach trzydziestych XX wieku, zamieszczonym w „Przeglądzie Polskim” (dodatku do nowojorskiego „Nowego Dziennika”) w r. 1985 czytamy: „W 1938 r. jeszcze przed rozbiorem Czechosłowacji, proponowaliśmy Benešowi rozmowy.  Nieoficjalnie złożyliśmy propozycję premierowi i ministrowi spraw zagranicznych, sugerując, że jeżeli Czechosłowacja wystąpi  z propozycją [...] konkretnych rozmów wojskowych i politycznych – Polska takich rozmów nie odmówi [...] Po dziesięciu dniach od złożenia tej propozycji [...] przyszła odpowiedź odmowna [...] Jednego z moich pośredników w kontaktach z rządem Beneša spotkałem potem na uchodźstwie w Jerozolimie, potwierdził, że całkiem po prostu - nie zgodziła się Moskwa.”

            Choć armia czechosłowacka była znakomicie uzbrojona, a w Sudetach dysponowała silnymi, trudnymi do sforsowania fortyfikacjami, choć Beneš miał w r. 1938 obiecaną pomoc ZSRR, postanowił pójść na ustępstwa wobec Niemców i nie dopuścić do wojny. Kiedy gen. Ingr wyraził w imieniu grupy wyższych oficerów czechosłowackich gotowość do walki, Beneš kazał go aresztować.

            Beneš manewrował opinią publiczną tak zręcznie, że dawali mu wiarę  nawet niektórzy naiwni, acz czołowi politycy polscy ze Stronnictwa Narodowego  Romana Dmowskiego, będący w opozycji nie tylko wobec ówczesnych władz kraju, ale skłóceni także z własnym środowiskiem. Takim politykiem był Jędrzej Giertych (coś dziwnie współcześnie brzmi to nazwisko i sposób prowadzenia polityki). O naiwności rozumowania i nieznajomości prawdziwych intencji Beneša przez Jędrzeja Giertycha -  świadczy cytat z jego wypowiedzi: „Bastion geograficzny Czech bardzo znacznie wzmacnia naszą pozycję geograficzną od Niemiec [...] i [...] zniknięcie lub osłabienie tego bastionu [...] postawiłoby nas oko w oko z potężnym blokiem geograficznym niemieckim, który przytłaczałby nas w sposób groźny”. Cytat ten został zaczerpnięty z  opublikowanych na łamach Nowej Myśli Polskiej nr 14 (6.04.2003) fragmentów pracy Karola Wojciechowskiego, poświęconej temu politykowi. Myśl przednia, lecz zważywszy na nasz poprzedni cytat z wywiadu z Kazimierzem Wierzbiańskim, należałoby tu użyć trybu warunkowego: „wzmacniałby naszą pozycję geograficzną”, gdyby ze strony Beneša - zamiast podlizywania się Moskwie - istniała wola współdziałania z Polską i Polakami, gdyby Beneš miał wolę walki o interesy własnego narodu.

            Jak napisał Tadeusz Borowy w artykule „Beneš a Monachium”, zamieszczonym w „Przeglądzie Tygodniowym” nr 2 z r. 1989  „Monachium było tylko formalnym potwierdzeniem decyzji, które zapadły nad Wełtawą, przy walnym udziale Beneša”. 

            Nie wszyscy Czesi i nie wszyscy politycy czechosłowaccy popierali Beneša w jego zakulisowych gierkach. Do jego przeciwników należał m.in. ambasador Czechosłowacji w Paryżu Štefan Osuský, dlatego nie jemu, tylko  ministrowi opieki społecznej ing. Jaromírowi Nečasowi powierzył Beneš swój poufny plan dobrowolnego zrzeczenia się przygranicznych części terytorium Republiki Czechosłowackiej na rzecz III Rzeszy Niemieckiej, zalecając natychmiastowe zniszczenie dokumentu. 

            Jak okazało się po latach, dokument nie został przez Nečasa zniszczony  i znalazł się w archiwum brytyjskim. Jego kopia trafiła  w ręce nieżyjącego już zaolziańskiego Polaka dr. Franciszka Bajorka, któremu zlecono jego przetłumaczenie z języka czeskiego na polski. Oryginał tego dokumentu znajduje się w archiwum w Londynie, w zbiorze „Monachium w dokumentach” tom II. W ten sposób, choć historycy czescy milczą na ten temat, tajne wytyczne Beneša zostały przetłumaczone na język polski i - pomimo ciągłego utajniania brytyjskich archiwów – zachowały się w języku polskim. Oto ich pełne brzmienie:

„1938, 15 września, Praga.

Dr  Edvard Beneš do ministra opieki społecznej ing. Jaromíra Nečasa,

 

        Dotyczy: tajne wytyczne do pertraktacji z francuskimi i angielskimi socjalistami w sprawie wewnętrzno-politycznych zagadnień Republiki. Gotowość do odstąpienia Niemcom hitlerowskim pogranicznych terenów.

Do Pana Ministra Nečasa!

1.       Nigdy nie dopuścić do tego, by mógł ktoś powiedzieć, że plan został  wysunięty przez Czechosłowację.

2.       Wymagana jest całkowita tajność, nie wolno niczego publikować.

3.       Plan musiałby być ustalony tajnie przez Francję i Anglię, po naszym uprzednim oznaczeniu obszarów, które byśmy mogli odstąpić, zachodzi bowiem niebezpieczeństwo, że z chwilą gdy zgodzimy się na zasadę cesji, to oni w rezultacie ulegną Hitlerowi i dadzą mu wszystko.

4.       Cały plan, w gotowej formie musiałby być narzucony Hitlerowi jako ostatnia koncesja wraz z innymi koncesjami.

5.       Oznaczałoby to, że Niemcy otrzymaliby tyle a tyle km² naszego terytorium (sam nie wiem ile, ale wynosiłoby to  prawdopodobnie od 4 do 6 tys. km² naszego terytorium, ale nie trzeba się w tej materii wiązać), pod warunkiem, żeby od nas zabrali przynajmniej 1 500 tys. do 2 000 tys. niemieckich obywateli, przy czym demokraci, socjaliści i Żydzi zostaliby u nas.

6.       Inne rozwiązanie jest niemożliwe, gdyż w innym przypadku powstałaby kwestia rozbioru Republiki. Dlatego też cała koncepcja jest skrajnie niebezpieczna i przy niepoważnym potraktowaniu skończyć by się mogła katastrofą.

7.       Proszę się mieć na baczności, gdyż mogą się do Pana ustosunkować nielojalnie, nigdy nic nie wiadomo.

8.       Przy omawianiu plebiscytu niech Pan zaznaczy, że to może doprowadzić do sytuacji, w której prezydent Beneš musiałby wydać kilka tysięcy demokratów, socjalistów i Żydów na rzeź, jaka miała miejsce w Austrii  i gdzie indziej, na barbarzyństwo antysemickich mordów, na hańbę i na obozy koncentracyjne. Tego Beneš nie zrobi. Z chwilą ogłoszenia plebiscytu wszyscy demokraci, socjaliści i Żydzi uciekliby z terenów plebiscytowych i u nas powstałby problem wewnętrznej emigracji i w ten sposób zagadnienie narodowościowe nigdy nie zostanie rozwiązane. Plebiscyt jest po prostu niemożliwością z punktu widzenia technicznego, prawnego i politycznego. Proszę wskazać na mapie jak by po plebiscycie wyglądały kontury naszego państwa i pozycje Niemiec.

        Nie należy mówić, że plan pochodzi ode mnie. Nic nie mówić Osuskiemu i żądać, by z nim na ten temat nie rozmawiano. Zniszczyć niniejszy dokument  - dr Edvard Beneš”.

        Politycy francuscy i brytyjscy przyjęli ofertę Beneša i tak, jak zaproponował, by miał on alibi w oczach własnego narodu, wzięli na siebie piętno „dyktatu monachijskiego”.  Nie wszystko poszło jednak zgodnie z zamiarami Beneša. Niemcy otrzymały obszar nie 4 - 6, a 28 tys. km² z 3 615 tys. mieszkańców. Tę niewątpliwą politykę ustępstw wobec Hitlera, ówczesny przywódca opozycji parlamentarnej, a późniejszy premier Wielkiej Brytanii Winston Churchil skwitował: „Mieli do wyboru wojnę, lub hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę też będą mieli”. Stwierdzenie to dotyczyło polityków zachodnich, ale jak widać z powyższego, również  i chyba w jeszcze  większej mierze Beneša.

.
Zaolzie zaznaczono kratką;
Tereny odebrane Czechosłowacji na skutek Układu Monachijskiego: Niemcy – kreski pionowe; Węgry – kreski ukośne  

         Podobne pismo wystosował Beneš 22.09.1938 do prezydenta Mościckiego, proponując Polsce zwrot Zaolzia (tłumaczenie korespondencji w  tej sprawie można znaleźć na naszych stronach archiwalnych – zob. Zaolzie, Polski Biuletyn Informacyjny nr 1; 23 stycznia 2004, W PRZEMILCZANĄ 85 ROCZNICĘ...). Jak można tam przeczytać, ta korespondencja, choć znajduje się zarówno w polskich, jak i czeskich archiwach, przez stronę czeską nie jest publikowana.

         Dla przypomnienia  podajemy fragmenty pisma prezydenta Benesza do prezydenta Mościckiego:

        „.. Przedkładam ... w imieniu Państwa Czechosłowackiego W. Ekscelencji propozycję szczerego i przyjaznego wyrównania naszych odmiennych punktów widzenia na sprawy problemu polskiej ludności w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic...” 

        Natomiast w piśmie  ministra spraw zagranicznych Republiki Czechosłowackiej dr. K. Krofty do ambasadora Polski w Pradze K. Papeé z dnia 30 września 1938 czytamy:

        „Rząd Czechosłowacki jest wdzięczny Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej za wyrażenie swego poglądu na sposób postępowania, który – zdaniem rządu    czechosłowackiego zmierza do pożądanego porozumienia.

        Pragnąc, by umowa ta była trwałą i nie pozostawiającą żadnej z obu stron uczucia goryczy, Rząd Czechosłowacki pozwala sobie zaproponować następującą procedurę, zaznaczając przy tym, iż dla powodów, które będą wymienione, chciałby uniknąć tego, by społeczeństwo czechosłowackie odniosło wrażenie, iż wykorzystuje się trudności, w jakich obecnie znajduje się Czechosłowacja, właśnie w chwili, kiedy rozstrzyga się kwestia terytorium zamieszkałego przez ludność niemiecką. Rząd czechosłowacki chciałby  podkreślić, że chodzi tu o akt dobrej woli, wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji. Uważa to za rzecz nader ważną dla stosunków między obydwoma narodami i obydwoma Państwami w przyszłości, stosunków – które pragnąłby – aby były jak najbardziej przyjazne.”

        Spełnieniem tej, tak szczerze brzmiącej propozycji był powrót Zaolzia do Polski. 2 października 1938 Wojsko Polskie, witane owacyjnie przez ludność tej Ziemi, wkroczyło na Zaolzie. Gdyby Polacy skorzystali ze „szczerej” propozycji Beneša i odłożyli o miesiąc realizację tych uzgodnień, w tydzień później - w ramach Układu Monachijskiego – co najmniej północna część Zaolzia, okolice Bogumina, znalazłyby się już wtedy pod panowaniem Hitlera.


   Sam Beneš, po takim rozegraniu sprawy swego kraju, opuścił Czechosłowację, udając się na Zachód. Ci z jego rodaków,  którzy nie zgadzali się z polityką swego prezydenta, z typowo czeskim, ba - szwejkowskim poczuciem humoru, żartowali sobie po jego ucieczce, że Beneš miał plan, który miał uratować państwo. Ten plan  nazywał się aeroplan.

    Pomimo swej ucieczki Beneš nie wycofał się z polityki. Rezydując na Zachodzie, skupiał wokół siebie - nieświadomych jego roli w wydarzeniach monachijskich  - antymonachijczyków. I choć Moskwa rozwiązała w r. 1939 ambasadę czechosłowacką w ZSRR, Beneš nadal usilnie wkradał się w łaski Stalina, prowadząc konsekwentnie swoją antypolską politykę, torpedując wszelkie próby wzajemnego porozumienia niektórych Czechów z Polakami. Nie przyznawał się również do swojej – utajnionej przecież – propozycji zwrotu Zaolzia w r.1938 i w nagrodę za swoją lojalność uzyskał tę Ziemię ponownie – tym razem z rąk Stalina – w r.1945. O dalszych jego poczynaniach w stosunku do zaolziańskich Polaków, m.in. o skonfiskowaniu ich mienia społecznego, jako faszystowskiego, pisaliśmy już w nr. 4 naszego biuletynu (zob. archiwum).

Polityka fałszu uprawiana przez Beneša zemściła się w końcu na nim samym. Po komunistycznym puczu w Czechosłowacji w r. 1948 został usunięty od władzy za pełną akceptacją swego wcześniejszego protektora – Stalina.

 

Alicja Sęk

- - - - - - - - - - - - -

 

        W świetle powyższego znamienna jest wiadomość z Zaolzia. Czescy komuniści wystąpili do  parlamentu z propozycją gloryfikacji Edvarda Beneša, którego w r. 1948 sami obalili jako burżuazyjno - nacjonalistycznego polityka. Pod koniec marca i na początku kwietnia r. 2004 w Izbie Poselskiej Parlamentu RC rozgorzała bitwa o uznanie jego zasług poprzez ogłoszenie odnośnej ustawy. Izba Senatu RC odrzuciła tę inicjatywę komunistycznych posłów. Ruch Polityczny Mniejszości Narodowych w RC "Coexistentia" na wniosek swej Polskiej Sekcji Narodowej poparł działania Senatu występując z oświadczeniem, iż były prezydent Edvard Beneš nie zasługuje na takie wyróżnienie, zwłaszcza z powodu swoich "Dekretów", kolaboracji ze Stalinem oraz tchórzliwej postawy wobec komunistycznego puczu w r. 1948.

 

ZNALEŹLIŚMY W INTERNETOWYM FORUM DYSKUSYJNYM :

czasem jest  i strasznie!

teschiner    01.03.2004

Ma być śmiesznie, ale czasem bywa strasznie kiedy nacjonalizmy, nienawiść i krzywdy przez krzywdy są odpłacane. Na wielu forach toczą się dyskusje na poniższy temat. Jeżeli chcecie o tym podyskutować to proszę tutaj. Jeżeli nie po prostu napiszcie, a wątek zniknie!

Wypedzeni_-_kontekst_czeski

 kocibrzuch  
Temat iście smutny, a ja bym wolał, żeby świat wesoły był, choć wiem, jak często i jak bardzo takim nie jest. Swoim zwyczajem sięgnę do jakichś źródeł i przytoczę cosik, tylko niech znajdę...

kocibrzuch   
No i znalazłem, było na wierchu. Opinia z przeszłości. Z czasopisma "Rewja", na którego kilka numerów przypadkiem kiedyś trafiłem, a że było też zdjęcie wieży piastowskiej i parę innych, to skserowałem i jest jak znalazł. Ku refleksji.

”Rewja”, 7 marca 1920 r.

[...]  Księstwo Cieszyńskie od wieków było rdzennie polskie. Bezstronne statystyczne badania, ogłoszone przez naczelnika austriackiej dyrekcji statystycznej, Karola barona Czoerniga, wykazały, że w 1857 roku ludność polska w ziemi cieszyńskiej wynosiła prawie 79 procent. Ponieważ zaś jest to ludność wiejska, niezmiernie plenna, więc też trudno przypuszczać, aby procent ten mógł się obniżyć do obecnej chwili. Rdzenną ludność ziemi cieszyńskiej stanowią Lasi, których jędrna mowa brzmi do dziś, jak piękna starodawna polszczyzna Reja i Kochanowskiego. Po tę ziemię wyciągają chciwe ręce Czesi, a komisje koalicyjne prowadzą niejasną politykę w ziemiach, mających podlegać plebiscytowi. Godząc się na plebiscyt w tych ziemiach prawnie polskich, Polacy czynią ustępstwo aż nazbyt daleko idące, gdyż rzut oka na mapę przekonywa nas dobitnie, że sporny teren stanowi narożny węgieł potężnego i silnego niegdyś gmachu Rzeczypospolitej Polskiej i że należenie tej ziemi do Polski nie może podlegać dyskusji.

Na kresach zachodnich, na Śląsku cieszyńskim, Śląsku opolskim i na Mazowszu pruskim ma się odbyć plebiscyt. Dlaczegoż my na Śląsku cieszyńskim mamy dopiero głosować, czy chcemy do Czech, czy do Polski należeć? Czy nie mówimy po polsku, czy nie mieliśmy polskich szkół, czy nie postawiliśmy legionów polskich? Żal bierze, że mamy ponownie głosować, skoro już tylekroć orzekliśmy się za Polską. Czy źle głosy liczono? Czy nie umieliśmy imion wypisać, lub karty liczebne podarto?

Różni na Śląsku Cieszyńskim będą różnie głosowali. Jedni zrośli się z Polską. Można by powiedzieć, iż Polska im była modlitwą. Poświęcili jej pracę życia całego. Osiwieli w tej pracy, i ot w późnym wieku jeszcze mają głosować, czy chcą do Polski należeć. Nigdy nikt na Śląsku Cieszyńskim nie myślał, iżby miał do Czech należeć, chyba jakiś aptekarz lub sędzia wśród Polaków osiadły, lub jakiś Ślązak  spod Frydku przez urzędy frydeckie zczeszczony. Będą głosowali starcy dla Polski spracowani; i młodzi, którzy krew już leli dla Polski.Będą inni, którzy lgnęli dotychczas do Berlina, a obecnie lgną do Pragi czeskiej, a w istocie rzeczy znowu do Berlina. Nie kochają Czechów, ale nauczyli się nienawidzić Polskę. Nie będą głosowali przez miłość do Czechów, ale przez nienawiść do Polski. Nie widzą nic lepszego u Czechów, ale jeździli dotychczas na zachód do Wiednia i patrzą w dalszym ciągu na Zachód. Będą to niektórzy Niemcy i będą Polacy, którzy się wstydzą polskości. Pytaliśmy się, dlaczego państwa zwycięskie dopuściły do plebiscytu i zarządziły plebiscyt. Stało się to dla przyrzeczeń poczynionych Czechom, a gdzie indziej przez uprzejmość i grzeczność wobec państwa niemieckiego. Czy tak, czy to były jedyne najgłębsze powody?[...]

Adam Mickiewicz w przedostatnim wykładzie paryskim tak powiedział: „Duch polski, duch tego narodu zmuszonego po upadku politycznym wejść całkiem w samego siebie, przyszedł do skupienia się, jakiego od śmierci politycznej ludu izraelskiego nie było na świecie przykładu. Polsce wytrąconej ze świata pozostał jeden tylko kierunek - wytężenia się ku niebu. Ciągiem nieustannych cierpień naród ten zbliżał się do swego Boga, który na ziemi był człowiekiem cierpiącym,  połączył się z nim, a w łonie swoim przygotował mu świątynię". Oto tego skupienia się, tego wejścia w siebie szukamy w Polsce, szukamy w każdym Polaku i cieszymy się, gdyśmy je znaleźli i czujemy się dobrze tam, gdzie je znaleźliśmy.[...]

Czy chcę wszczynać dyskusje teologiczne? Nie. Ale ot przedstawiam, czego szukamy w Polsce i w każdym Polaku. Przedstawiam, co bym chciał Anglikowi lub Amerykaninowi, co bym chciał każdemu z zachodniej Europy o Polsce powiedzieć. Polska ma Mickiewicza, ma swoich myślicieli; Polska zna Słowo i w Polsce Słowo posłuch ma. Może mniej trąbimy rzeczy na świat; wiemy jednakże, dlaczego za Polską głosujemy. O co się rozchodzi? O to, żebyśmy się umieli porozumiewać. O to, żebyśmy umieli patrzeć do serc. O to, żeby się bracia z różnych stron do Polski idący poznali. O to, żeby obcy przychodzący myśl u nas znaleźli. O to, byśmy wiedzieli, co mamy w Polsce. Myśl rzucona, a ona nikogo nie spodli. Myśl rzucona i nawet Czech znajdzie w niej upodobanie. Albo czy myślisz inaczej? Nie bój się, co mówił Mickiewicz, to cię nie spodli. Kiedy Polska upadła, duch narodu skupił się i skupia dziś synów narodu i córy.

(Ks. dr  Karol Michejda)

teschiner  
Uh, dobrze że te czasy już za nami! Masz może też coś takiego, ale do Czechów zwrócone?  Byłoby nieźle porównać treść  takich tekstów, która podejrzewam jest b. podobna (jak nie taka sama)

kocibrzuch   
Niestety nie posiadam. Zresztą moja niewielka teczuszka kser stąd i z inąd już się wyczerpuje po zaledwie tygodniowym puszczaniu w sieć tych różności (netuję od niedawna). Już niedługo zostanie mi tylko własna głowa, by zaistnieć, a to niestety niewiele.

albrecht1  
Jak sprzeczne były dane obu stron:

Polacy twierdzili, że po czeskiej stronie pozostało 75-100 tys. Polaków. Czesi twierdzili, że Polaków było jedynie 69 tys.- czyli ok. 25,4 %. A w/w tekście mamy 79% wszystkich mieszkańców jako Polacy.

Za to,  co  poniżej pewnie mi się dostanie, ale napiszę na podstawie wiarygodnego źródła. Moim zdaniem wówczas najwięcej zdrowego rozsądku mieli Niemcy i Kożdoń, bo sprzeciwiali się podziałowi tej ziemi i wobec rozpadu CK Monarchii postulowali neutralność.A tak, dzisiaj żeby zbudować most, trzeba pytać Pragę i Warszawę.

albrecht1   
Ja żałuję, że Monarchia rozsypała się tak szybko. Ale to chyba znak tamtych czasów. Każdy naród ma prawo do swojego państwa, dziś te poletka na naszym kontynenciku próbuje się jakoś posklejać razem. Amerykanów na ich subkontynencie musi to nieźle dziwić. Europejczycy są jak Pawlak z Kargulem, wadzą się o trzy palce miedzy, godzą się, potem znowu kłócą, znowu godzą..... etc.

kocibrzuch    
Pamiętam jak mój sor od histry w latach 80. wspominał ze smutkiem, że jego sztukę (tytułu nie pamiętam, nie wiem też o czym była, byłem wtedy młody i myślałem o... o czym zgoła innym) wystawiano w Czeskim Cieszynie. Nie to było smutne, lecz to, że on na tę premierę pojechał i go przez most nie puszczono, choć tłumaczył i tłumaczył, zaproszenie pokazywał. Ale to były wczesne lata 80, takie czasy.

-----------------------------

Re: czasem jest i strasznie!  - To prawda, Panowie RASiści!!!*

Choć dyskusja nieco odbiegła od kontekstu zainicjowanego przez pomysłodawcę – „teschinera” przeczytaliśmy ją z zainteresowaniem. Nasi Czytelnicy też się zapewne chętnie zapoznali z jej obszernymi fragmentami, a także z cytatami z artykułu ks. Karola Michejdy z r. 1920, które przytoczyliśmy za „kocibrzuchem”. Do plebiscytu w 1920 r., o którym pisze ks. Michejda, Czesi nie dopuścili, gdyż byliby na z góry przegranej pozycji. Udało im się jednak zagarnąć tę Ziemię poprzez różne układy.

  Jeśli chodzi o dane statystyczne, to te do roku 1910 sporządzane były przez CK austriackich urzędników i różnią się między sobą po prostu czasem  sporządzenia. Ani Czesi, ani Polacy nie mieli wpływu na ich podsumowanie. Spory wpływ miała natomiast nie uwzględniona przez ks. Michedę migracja zarobkowa, powodująca przesunięcia narodowościowe, zwłaszcza na terenach uprzemysłowionych, takich jak Zagłębie Ostrawsko-Karwińskie. Nie na tyle jednak, by rdzenna polska ludność przestała być do roku 1920 ogromną większością.

Przestała nią być o wiele wiele później, bodajże w latach pięćdziesiątych  XX wieku, w czasach prężnie się w Czechosłowacji rozwijającego internacjonalizmu komunistycznego.

Wypędzeni, a kontekst czeski.

Tak! Czasem jest i strasznie!
                                                                                                                                                                    
Redakcja

 

* Dla niezorientowanych Czytelników podajemy: Skrót  RAŚ oznacza Ruch Autonomii Śląska.

 

STROFY

SERCEM

PISANE....

 

Na  2  października 1938:                     

 

O ZIEMIO ZAOLZIAŃSKA

 

O Ziemio Zaolziańska, o Ty Ziemio miła,
Czemu żeś się tak pięknie dzisiaj wystroiła?
Od podgórskich wiosczynek po zagłębia wioski,
Wieje w Tobie prąd jakiś, wesoły, beztroski.
Czy wesele to jakie bogatego pana,
Lub czy za mąż wychodzi, która z cór kochana?
Albo gości spodziewasz się może z daleka?
Cóż Cię Ziemio Ty moja dziś za radość czeka?
Widzę, w stronę granicy strojne tłumy spieszą,
Skupiając się przy Olzie nieskończoną rzeszą.
Twarze uśmiech rozjaśnia, choć oczy szklą łzami
A nowe wciąż gromady schodzą się drogami.
Widzę jakiś niepokój, jak w dziejowej chwili,
Cóż tajemnicy rąbka wreszcie mi uchyli?
O Ziemio Zaolziańska, cóż za nowe dzieje
Przechodzisz, że lud Twój ze łzami się śmieje?  

--------------------------------------------------------

Boże mój! Tajemnica  już się rozwiązała:
Od strony Polski ziemia potęgą zadrżała –
Wojsko idzie w szeregach, jakby rzeką wali –
Tylko połysk się mieni śmiercionośnej stali.
O Boże! Cóż to?... ja płaczę?... Coś mi ścisło serce.
Więc naprawdę już koniec naszej poniewierce?
Już to Polski Majestat z wojska płynie falą?
Już me strony rodzinne z Polską się dziś calą?
Nie!... nie wierzę!... jak wierzyć, żem dożył tej chwili...
Próżno umysł znękany zrozumieć się sili...
Płaczę... jak dziecko małe... a przez te łzy moje,
Widzę ciągle potężne, nasze, polskie zbroje...

   

Widzę moich rodaków co śmiechem i łzami,
Wojska krocie witają, rzucając kwiatami...
W niczym, co jest dziś polskie, różnicy nie czując,
Nawet konie ułanów ze szczęścia całują.
A z wież starych kościołów dzwony rozedrgane,
Tony niosą potężnych modłów, rozełkane.
Zaś nade mną potęga skrzydlatej obrony
Miesza z pieśniami dzwonów swe potężne tony...

----------------------------------------------------------

Czy to jawa?... sen może?... albo książkę czytam?...
Boże! Szczęścia  aż tyle – Polskę u nas witam!
O Boże! Dzięki Tobie za tę jedną chwilę.
O więcej życia dla mnie prosić się nie silę.
Już  mi ona wystarczy – nawet umrzeć mogę.
Jużem wolną dziś ujrzał na Zaolzie drogę.

                                                       Rudolf  Niebrój

 --------------------------------

Autor urodził się w r. 1902 w Dziećmorowicach. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził na Zaolziu. Po zajęciu tej Ziemi przez Czechosłowację przeniósł się do Polski. Wydał tomik wierszy „O Ziemio Zaolziańska”. Pisał też humoreski śląskie pod wspólnym tytułem „Jo i moja baba”, drukowane  w prasie codziennej oraz w  kalendarzach.

Zmarł w r.1976 w Krakowie, spoczął na cmentarzu w Katowicach, gdzie spędził większą część życia, m.in. na stanowisku dyrektora kopalni.

Rodzinna fotografia z r. 1921  -  w środku Autor  

 


 


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 6, r.2004
Redaktor wydania: Jan Leśny

www.zaolzie.org
Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

 wersja do druku  Adobe Acrobat  (pdf)    

     powrót do strony głównej   www.zaolzie.org     

      wersja MS Word (doc)