|
MATERIAŁY
ARCHIWALNE 2006
|
36. |
Nr.12/2006
(36) z dnia
23 grudnia 2006
Wersja
Biuletynu 12/2005(36)
do druku
www.zaolzie.org
|
W
OBRONIE
POLSKIEJ
TOŻSAMOŚCI
Alicja Sęk
To
dobrze, iż toczy się wśród młodych Zaolzian taka dyskusja, że
– mając pewne wątpliwości – mówią o nich głośno, czując się
na skutek różnych zawirowań historycznych zagubieni, próbują
bronić swej tożsamości, swego polskiego rodowodu.
Zagubieni
– tak właśnie zatytułowany został artykuł zaolziańskiego
studenta Adama Krumnikla, zmieszczony w Głosie Ludu z 4 listopada
2006, zaczynający się pytaniem „kim
jesteśmy” oraz stwierdzeniem „coraz
częściej zadaję sobie to pytanie”.
Autor zastanawia się w nim nad tożsamością, swoją i swoich
zaolziańskich kolegów i konkluduje, iż obecne młode pokolenie
zaolzian jest w takiej rozterce, jak żadne dotychczas.
Nie
dziwią mnie te dylematy potomków pokolenia wychowywanego w
antynarodowym duchu „internacjonalizmu socjalistycznego”. Nie
wszyscy ówcześni rodzice - dziadkowie pokolenia wchodzącego dziś w
dorosłe życie - potrafili się przeciwstawić wykrzywianiu przez
komunistów zdrowego kręgosłupa swoich potomnych. Ba, po latach ciężkich
doświadczeń i prześladowań ze strony narodowych socjalistów, często
sami dawali wiarę zgubnej ideologii komunistycznej i w konsekwencji
popadali w obojętność narodową. Na domiar - gdy wobec obowiązku
przekazania szczytnych ideałów młodym stanęło pokolenie wychowane
w komunistycznej szkole, nastąpiła zmiana ustroju. Wszyscy - niezależnie
od miejsca zamieszkania - stanęliśmy przed nowym wyborem: być, czy
mieć. Po latach komunistycznego zakłamania dla wielu stała się
bardzo kusząca perspektywa „być by mieć”, innym z konieczności
„mieć by przeżyć” zabrakło czasu na to, by „być, aby być”.
Stopniała więc grupa tych, którzy żyjąc by „być”, są zdolni
nie tylko przekazać swoim dzieciom wzniosłe ideały, ale choćby
zapoznać je z własną tożsamością, wszczepić w nie dumę
„bycia”, bycia sobą, bycia potomkami tych, co nawet za cenę
wielu wyrzeczeń pozostawali sobą.
dalej
...
|
|
35. |
Nr.11/2006
(23) z dnia
23 listopada 2006
Wersja
Biuletynu 11/2005(23)
do druku
www.zaolzie.org
|
UDERZ W STÓŁ ...
(z
dyskusji na www.trinec.cz)
Alicja Sęk
[...]
I
jeszcze opinia jednego z czeskich „kuferkorzy”, czyli tych co
przybyli na teren Zaolzia „na walizkach” (nie autochtona) -
Moraváka: „Jakoś się nam tu ci Polacy rozpychają, nie tylko
w sprawie napisów, lecz również w życiu codziennym /.../ Jak do
nas przyjechali na wakacje nasi znajomi, zastanawiali się, czy
przypadkiem Czesi nie są tu uciskani. Ich zdaniem nie potrafili by
tu żyć.”
I
riposta Jana: „Czy pomyślałeś Moravaku z czego to wynika?
Ziemia Cieszyńska nie jest taką samą częścią republiki, jak
pozostałe. To nie jest ani czeska, ani morawska ziemia. To ziemia
polska, która znalazła się w Republice po tym, jak 23
stycznia 1919 wojsko czeskie siłą dokonało na nią agresji. To wy
zachowujecie się na tej ziemi jak okupanci. Nie twierdzę, że
jesteście okupantami. Okupantami byli czescy urzędnicy, żandarmi
i nauczyciele, którzy tu świadomie przywędrowali po roku 1920, by
czechizować Zaolzie. Wy już okupantami nie jesteście. Wy się jak
okupanci zachowujecie. A dlaczego? Bo Wam nic na temat tej ziemi nie
wiadomo. Nie znacie jej historii, ani jej kultury. Przyprowadziliście
się tu, bo uważaliście, że mieszkać w Cieszynie, lub Trzyńcu
to tak samo, jak mieszkać gdzieś pod Pragą lub Brnem. Dopiero tu
zobaczyliście, że to co innego. Czujecie się z tym źle . Zamiast
się starać zrozumieć tych ludzi, którzy mieszkają tu od wieków,
poznać ich zwyczaje, język i kulturę, Wy się szarpiecie i złościcie
i chcecie ich wszystkich przerobić na takich samych Czechów jakimi
jesteście Wy. To ta główna przyczyna konfliktów.
Wy
tego nawet nie wiecie (albo nie chcecie wiedzieć?), czujecie, że
coś tu z Waszą obecnością jest nie w porządku, że nie jesteście
tu „u siebie” i jak tylko zobaczycie gdzieś jakiś ślad
polskości, chcecie go z miejsca usunąć, zakrzyczeć, zasmarować,
zniszczyć (podkreśl. Red.), by wyglądało to tu jak w innych
miejscach Republiki. Tak samo wygląda sprawa tych polskich napisów,
o które tu przede wszystkim chodzi. Takim swoim postępowaniem
dajecie tylko świadectwo, że nadal – po 86 latach – czujecie
się na Śląsku Cieszyńskim jak okupanci, po
drugie – że nie zrozumieliście, co zdarzyło się po roku
1989, że demokratyczne społeczeństwo we współczesnej Europie
nie może się zachowywać jak za czasów komuny, ksenofobicznie i
nietolerancyjnie, po trzecie zaś - dajecie nam powód i
uzasadnienie tego, byśmy się my Polacy
nie czuli równoprawnymi obywatelami Republiki Czeskiej,
takimi jak Wy. Tego, co się stało w r. 1920 już nikt nie odwróci.
Teraz jesteśmy i Polakami i lojalnymi obywatelami Republiki
Czeskiej. Jeśli jednak Wy nie pozwolicie nam korzystać z przysługujących
nam praw (takich, jakie mają mniejszości w całej Unii
Europejskiej, do których należą między innymi napisy w języku
ojczystym), będziecie bez przerwy obrażali ten język i kulturę,
będziecie nas ciągle posyłać za Olzę, może się to kiedyś źle
skończyć. Pomyślcie o tym.” (podktreśl. Red)
O
polskojęzycznych tablicach nie będą decydować
„szkopyrtocy”!
Nie
chcąc przeciągać omawiania tej dyskusji, która na trzynieckim
forum trwa już od dłuższego czasu, zacytuję jeszcze jeden post,
znanego mi z innych forów dyskusyjnych, wiecznego optymisty Czesila:
„Tablice będą i kropka. Jest tylko kwestią czasu wdrożenie
tego, co jest wymagane, nie proszone. Minie jakiś czas i emocje
opadną. Odtąd stosowanie literackiej polszczyzny będzie
standardem, który da nam faktyczny i namacalny dowód bycia
Polakami, jako autochtonami tej ziemi. Znajomość języka
literackiego okaże się być kartą przetargową np. podczas
rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko urzędnika, gdzie - logicznie
biorąc - język polski będzie faworyzowany przed angielskim z
racji jego zastosowania w praktyce. Być może, w taki oto sposób
szkopyrtocy (renegaci – przyp. Red.) zrozumieją, iż wysyłanie
dziatwy do szkół czeskich było kardynalnym błędem, bo będzie
im o wiele trudniej znaleźć odpowiednie zatrudnienie. Będą zatem
zmuszeni do opuszczania ŚĆ i wyjeżdżania w głąb kraju w
poszukiwaniu pracy, tam zaś rodowici Czesi będą im zwracać uwagę
na niską kondycję ich czeszczyzny.
[...]
dalej
...
|
|
34. |
Nr.10/2006
(34) z dnia
23 października 2006
Wersja
Biuletynu 10/2006(34)
do druku
www.zaolzie.org
|
Obudź
się, Zaolziańska Ziemio!
Alicja Sęk
I
dalej już moje odniesienia, takie same jak w tytule: „Obudź się
Zaolziańska Ziemio”. Otóż
– prawdziwi Polacy w kraju, a takich jest na szczęście wielu,
nie zasługują na to, by poniewierali nimi na Zaolziu młodzi
ludzie, których –
przyznaję, nie z ich winy – nie uczono polskiej historii;
których rodzicom (zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych minionego stulecia) wpajano
poczucie wstydu za strajkujących polskich robotników, walczących
o zrzucenie sowieckiego jarzma, określając ich jako
strajkujących nierobów; którym wmawiano i nadal się wmawia
przynależność mentalną do obcej ojczyzny i którzy w wielu przypadkach zdążyli w tę
przynależność uwierzyć.
[...]
dalej
...
|
|
33. |
Nr.
9/2005 (21) z dnia
23 września 2005
Wersja
Biuletynu 9/2005(21)
do druku
www.zaolzie.org
|
CZECHOSŁOWACJA
WOBEC WOJNY POLSKO-BOLSZEWICKIEJ
W
R. 1920
prof.
Marek Kazimierz Kamiński
Wroga
neutralność
W
dwa i pół tygodnia po wejściu w życie rozejmu na froncie
polsko-bolszewickim, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski przyjął
w dniu 4 listopada 1920 czechosłowackiego chargé d’affaires w
Warszawie Jaroslava Nováka. Piłsudski oświadczył wówczas, iż
nabrał „głębokiego przekonania, że Czesi wszędzie na całym
świecie przeszkadzali jakiemukolwiek poczynaniu polskiemu, i to w
takich wypadkach, kiedy im ono w ogóle nie szkodziło. Ba, nawet
wtedy – mówił Marszałek – kiedy ich wręcz nie interesowało.
Nie dziwcie się więc – kontynuował swe wystąpienie – że się
we mnie osobiście zrodziło przekonanie, że my Polacy nie możemy
zaliczać Czechów do grupy naszych przyjaciół, lecz uważać ich
– chcę mówić dyplomatycznie – za co najmniej podejrzanych”
(z raportu Nováka
do czeskiego MSZ).
W podobnym
duchu, w trakcie działań wojennych w lipcu 1920, pisał polski
chargé d’affaires w
Pradze Alfred Wysocki do Erazma Piltza, mianowanego posłem polskim
przy rządzie czechosłowackim, ale ze względów politycznych nie
przebywającego w stolicy Czechosłowacji. „Płakać się chce z
bezsilnej wściekłości – skarżył się wyraźnie podenerwowany
Wysocki – co te draby na nas wypisują i jak nam urągają”.
Rzeczywiście, zachowanie się władz czechosłowackich w stosunku
do Rzeczypospolitej, w trakcie wojny polsko-bolszewickiej nosiło
wszelkie cechy charakteryzujące postawę wrogiej neutralności.
dalej
...
|
|
32. |
Nr.
8/2006 (32) z dnia
23 sierpnia 2006
Wersja
Biuletynu 8/2006(32)
do druku
www.zaolzie.org
|
Macierz
Szkolna
–
przeszłość i teraźniejszość polskiego szkolnictwa na
Zaolziu
Przed
szkolnym dzwonkiem 2006
Dobiegają
końca wakacje 2006. Za kilka dni dzieci i młodzież wracają do szkoły.
Na Zaolziu za spory sukces uważa się fakt, że w rozpoczynającym się
roku szkolnym nie zostanie tu zlikwidowana żadna z polskich szkół,
które istniały w minionym roku szkolnym. Smutny to powód do
zadowolenia, gdyż włączając w to polskie klasy przy szkołach
czeskich (w Koszarzyskach, Ropicy i Stonawie), doliczyliśmy się
zaledwie 25 placówek, gdzie polskie dzieci zaolziańskie mogą
jeszcze korzystać z nauczania w języku ojczystym na szczeblu
podstawowym. Jeszcze smutniejsze jest to zestawienie, jeśli zważyć
fakt, że – przykładowo – przed dziewięćdziesięciu laty
polskie dzieci na obszarze późniejszej zaolziańskiej części Śląska
Cieszyńskiego korzystały z nauki w 92 polskich szkołach, a były
okresy, gdy tych szkół – dzięki zapobiegliwości licznych
polskich działaczy i ofiarności miejscowej ludności – było nawet
100.
dalej
...
|
|
31. |
Nr.
7/2006 (31) z dnia
23 lipca 2006
Wersja
Biuletynu 7/2006(31)
do druku
www.zaolzie.org
|
Zaolzie
– nasza hańba domowa
Samokrytycyzm
wrodzony to rzadki przymiot, wyrozumowany – to trudna sztuka.
Dlatego też w dyskusjach m.in. historycznych obie strony zajmują się
własnymi krzywdami i nieprawościami przeciwnika. Spróbujmy raz w
sprawie Zaolzia inaczej: zróbmy własny rachunek sumienia.
Lista
polskich grzechów jest tu długa:
1.
Polska zlekceważyła starą prawdę „okazja czyni złodzieja”,
prowokując najazd (23 stycznia 1919 – przyp. red.) ogołoceniem
granicy południowej z wojska. Usprawiedliwia nas tylko fakt, że
wojsko to dopiero powstawało i że było gwałtownie potrzebne pod
Lwowem.
2.
Polska zaniedbała wniesienie na forum międzynarodowe skargi na
oszustwo dyplomatyczne, agresję zbrojną, wymordowanie jeńców
wojennych w Stonawie, zabór obszaru o przewadze liczebnej ludności
polskiej.
3. ..
dalej
...
Dywagacje
Wydaje
mi się, że pisząc w poprzednim numerze, iż wiemy w naszej
redakcji dokąd cieszyńscy forumowicze chodzą na piwo, podsunęłam
im temat do dyskusji na gorące lato. Przedmiotem dywagacji na forum
Śląsk Cieszyński w ostatnich dniach czerwca br. - według pomysłodawcy
- miała być nazwa gospody i rodzaj
piwa, jaki tam podają.
Temat w sam raz na sezon ogórkowy, a że „ogórki”
w tym roku są upalne, temat z zimnego zrobił się gorący.
Dyskutowano o nazewnictwie stosowanym w odniesieniu do Zaolzia.
Zanim
przejdę do tego tematu, muszę nieco dołożyć pomysłodawcy
piwnych refleksji, który napisał: „nie chciałem się kłucić
o ojczyznę, tylko o piwo” i dalej, że w odniesieniu do
zaolziańskiej części Cieszyna, „wszyscy mówią w
Czechach”. Wiem. Słyszałam to wielokrotnie, nierzadko słyszy
się również „na Czechach”, ale czy często powtarzana
nieprawda staje się nagle prawdą? Widać autor tego postu,
podobnie jak z ortografią, ma - jak wielu cieszynian - problemy również
z geografią. Mnie
uczono w szkole podstawowej i średniej, a nawet na wyższej
uczelni, że Czechosłowacja (bo wtedy istniała jeszcze Czechosłowacja)
składa się z Czech, Moraw i Śląska oraz Słowacji. Ba! Czescy
komuniści nawet po tzw. „aksamitnej rewolucji”
utworzyli Komunistyczną Partię Czech i Moraw.
Skąd więc
nagle Czechy zawędrowały do lewobrzeżnej części Cieszyna? Czyżby
je przywieziono z beczkami pilznera? Na pewno nie z radegastem, bo
ten produkowany jest - jak mi wiadomo w Noszowicach - czyli w
frydeckiej części Śląska Cieszyńskiego (już poza Zaolziem).
Sami Czesi nazywają swoją republikę Czesko, bo nazwa
Czechy kojarzy im się jednoznacznie: Czechy leżą na zachód od Wyżyny
Czeskomorawskiej.
dalej
...
|
|
30. |
Nr.
6/2006 (30) z dnia
23 czerwca 2006
Wersja
Biuletynu 6/2006(30)
do druku
www.zaolzie.org
forum
Księstwo Cieszyńskie
|
O
CO W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ WALCZYLI ZAOLZIAŃSCY POLACY?
Alicja
Sęk
W
tegorocznym marcowym numerze PBI Zaolzie org. pisaliśmy o tym, jak to
premier Republiki Czeskiej Jiří Paroubek, przeprosiwszy w roku ubiegłym
niemieckich antyfaszystów sudeckich, za krzywdy doznane z rąk Czechów
po II wojnie światowej (na mocy tzw. dekretów Beneša - przyp. A.S.)
stwierdził, że przeprosiny te dotyczyły również zaolziańskich
Polaków. Jak napisał w liście do węgierskiego prezesa ruchu
politycznego „Wspólnota - Coexistentia” dotyczyły one
„wszystkich osób, byłych obywateli czechosłowackich, które w
czasie II wojny światowej pozostały wierne Republice Czechosłowackiej
i brały czynny udział w walce o jej wyzwolenie lub były ofiarami
terroru nazistowskiego”.
Sęk w tym, że zaolziańscy Polacy byli wówczas obywatelami
Rzeczypospolitej Polskiej i jako Polacy uczestniczyli w polskim ruchu
oporu, zaś mienie które zabrano im na mocy dekretów Beneša, było
de iure mieniem sąsiedniego kraju, gdyż zarejestrowane było w
polskich sądach i jako polskie zostało zaraz na początku wojny wywłaszczone
przez Niemców. Fakt niemieckiej konfiskaty Czesi po wojnie świadomie
skwapliwie wykorzystali, zagarniając społeczne mienie Polaków jako
poniemieckie. Ten kamuflaż podtrzymywany jest przez władze czeskie
po dzień dzisiejszy.....
W
kontekście powyższych faktów nasuwa się pytanie:
kto
za Olzą walczył w czasie okupacji?
Otóż,
ruch oporu na Zaolziu w czasie II wojny światowej miał polski
charakter. Zaczął samorzutnie powstawać już w październiku
1939.........
dalej
...
To
pytanie Marii Konopnickiej z jednego z jej wierszy lirycznych nasuwa
się nieodparcie po przeczytaniu niżej cytowanego fragmentu przemówienia
Michała Mackiewicza z Wilna¹, w świetle zamieszczonego
na wstępie utworu Pawła Kubisza
oraz tekstu
„ Kto za Olzą walczył w czasie okupacji.”.
Ocenę - czym różni
się postawa naszych Rodaków na Litwie, którym też już za komuny
odebrano prawo do czucia się Polakami,
od tej która dziś cechuje wielu rdzennych mieszkańców
Zaolzia - pozostawiamy naszym Czytelnikom.
dalej
...
|
|
29. |
Nr.
5/2006 (29) z dnia
23 maja 2006
Wersja
Biuletynu 5/2006(28)
do druku
www.zaolzie.org
|
DIVIDE
ET IMPERA
-
jak długo
jeszcze?
opracowała
Alicja Sęk
[...}
Wprowadzenie
programu Wilsona oznaczało koniec zasady DZIEL I PANUJ, lecz
– mówiąc językiem użytkowników
interenetu – tylko w sferze wirtualnej. Przekonali nas o tym
internauci z forum internetowego Księstwo Cieszyńskie, przesyłając
nam równolegle do interesującego i poniżej
zamieszczonego przyczynku pt. „Przedolzie”
– jak nas widzą?!, – fragmenty dyskusji zainicjowanej
przez lekturę naszego tegorocznego, kwietniowego Biuletynu. Niektóre
z postów - a zwłaszcza te czeskojęzyczne - są najwyraźniej
efektem komunistycznej edukacji, pokłosiem swoistego, sowieckiego
sposobu myślenia. Jak tu bowiem wyjaśnić kryteria postu
przytoczonego przez fk5 z
26.04.06, 9:32 „Praha objevila Polsko!!!” (Księstwo Cieszyńskie)·
Zaolzie przed wyborami[...] skoro wiadomo, jak skwapliwie T.G. Masaryk
(późniejszy prezydent Czechosłowacji) skorzystał z 10
punktu ww. programu prezydenta
Wilsona, przy tworzeniu państwa czechosłowackiego a równocześnie w
drodze militarnej przemocy i zdradzieckiej napaści uniemożliwił
zastosowanie tego punktu w odniesieniu do ludności polskiej Księstwa
Cieszyńskiego? Dosłowne
tłumaczenie fragmentu tego postu (jeśli chodzi o Śląsk Cieszyński
jako części Śląska austriackiego) brzmi: „ [...] sytuacja
była dokładnie następująca: Polacy zgłosili roszczenia do obszaru
odwiecznie czeskiego Śląska Cieszyńskiego ze względu na tamtejszą
ludność polską” (stanowiącą
tam wówczas ponad 70 % mieszkańców – przyp. red). Aby było
ciekawiej: Polacy na zabranym przez Czechów Zaolziu - w skali
obszaru, do którego zgłaszali roszczenia - stanowili ponad 70 %
ludności, natomiast Czesi w skali całej Republiki Czechosłowackiej
w okresie międzywojennym tworzyli ok. 49 % mniejszość narodową(!).
A więc typowo wybiórcze stosowanie 10 punktu programu Wilsona: dla
Polaków - nie, dla Czechów - tak. Czyż nie jest to
ewidentny wyraz komunistycznej mentalności?
Dewiza
DIVIDE ET IMPERA -
jak wynika z zaolziańskich realiów - nadal tam obowiązuje, jak
przed wiekami. Dość przypomnieć zagrabione w r. 1945
przez władze czeskie i do dziś nie oddane mienie polskich
organizacji społecznych i gospodarczych oraz akceptujące ten stan
rzeczy pismo ówczesnego premiera a obecnego prezydenta Republiki
Czeskiej Doc. Ing. Václava
Klausa
z 5.4.1993 (patrz skan oryginału tego pisma
PBI – Zaolzie nr 5/2004 str 8 i komentarz str. 4). Dla
pociechy można tylko przytoczyć stare przysłowie: kradzione nie
tuczy!
dalej
...
Władysław
Drong, Jabłonków
Kierując
wzrok na wschodnie rubieże Zaolzia widzimy trzy graniczące ze sobą
gminy różniące się od siebie nie tyle procentowo - liczbą Polaków
- co stosunkiem do nich samych. Widać to już choćby z napisów na
urzędach gminnych, których zdjęcia są dodatkiem do naszych podróży
przed wyborami 2006. Bukowiec jako jedyna z tych gmin ma niepełny
dwujęzyczny napis na pamiętającej już co nieco tablicy. Piosek
jest - po Łomnej Górnej - drugą omawianą tu gminą, z umieszczoną
tylko czeską nazwą. Pioseczna posunęła się jeszcze dalej.
Nazwa Písečná została
wkomponowana w jej herb. Choć w Republice Czeskiej są 3 inne
miejscowości o tej samej nazwie, u żadnej z nich takie zjawisko nie
występuje. Jak widać przy tworzeniu gminnego emblematu pomyślano tu
o całkowitym wykreśleniu Polaków z historii tej miejscowości. Według
pisanych i niepisanych przekazów, na wyraźny spadek liczby Polaków
na Piosecznej, ale przede wszystkim w Piosku miały dwie sprawy.
Pierwsza to przedwojenny spór religijny (katolicy kontra luteranie
– przyp. red.), pomiędzy dyrektorem polskiej szkoły a
rodzicami, którzy na skutek tego sporu poprzenosili swe dzieci do
czeskiej szkoły. Drugą sprawą jest fakt, że do żadnej z tych dwu
gmin - od połowy lat 70, kiedy odwrócono o 15 stopni katowicki
nadajnik - nie dociera sygnał polskiej telewizji, a tym samym zabrakło
kontaktu z językiem ojczystym. Był to okres, kiedy w Polsce
zaczynało już wrzeć, a sygnał katowickiej telewizji docierał poza
granice Czechosłowacji. Według pogłosek, w obawie przed
przeniesieniem się „polskiej zarazy” do tego kraju, kiedy
towarzysz Husák spotkał się z towarzyszem Gierkiem - zapytał:
„Pomożecie towarzyszu?” na co Gierek odpowiedział:
„Pomożemy... (wynarodowić Zaolzie) !”.
dalej
...
|
|
28. |
Nr.
4/2006 (28) z dnia
23 kwietnia 2006
Wersja
Biuletynu 4/2006(28)
do druku
www.zaolzie.org
|
Protest
wobec próby fałszowania historii
za
Redakcję PBI-Zaolzie - Alicja Sęk
[....]
Obok
niemieckiego określenia „polnische Konzentrationslager” pojawiło
się niedawno także czeskie zaproszenie na wycieczkę do „polských
koncentračních táborů v Osvětimi
a Březince” (polskich obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu i
Brzezince). Z korespondencji naszych Czytelników dowiadujemy się, że
takiego określenia użył czeski, lokalny tygodnik Horizont, wydawany
w Trzyńcu (Zaolzie) przez spółkę PROREPO. Jak podkreślają
autorzy skierowanej m.in. do nas korespondencji, to obraźliwe sformułowanie
uwłacza pamięci ofiar nazizmu.
Podzielamy
ich oburzenie. Hitlerowski obóz koncentracyjny Auschwitz był - obok
obozów w Dachau i Mauthausen-Gusen – jednym z trzech niemieckich
obozów koncentracyjnych, w których osadzano największą liczbę
zaolziańskich Polaków, na których wykonywano tam również liczne
wyroki śmierci przez rozstrzelanie, wydawane często przez
niemieckich okupantów poza obozem.
Jesteśmy
przekonani, że nikt z naszych rodaków nie użyłby określenia
„czeski obóz śmierci” w
odniesieniu do hitlerowskiego obozu zagłady w czeskim Terezinie,
gdzie Niemcy osadzali i mordowali Żydów z całej Europy.
Protestujemy więc z całą stanowczością przeciwko fałszowaniu
przez Czechów naszej historii i określaniu niemieckich obozów
Auschwitz i Auschwitz-Birkenau, zlokalizowanych przez hitlerowców w
czasie okupacji na polskiej ziemi, mianem polskich obozów
koncentracyjnych, bo w pierwszej kolejności ginęli tam nasi, polscy
Przodkowie. Ginęli za to, że byli Polakami i nie dali się
hitlerowcom dobrowolnie
zniewolić. Cześć Ich Pamięci!
dalej
...
Opinia
polska często zadaje sobie pytanie, czy gdyby inaczej ułożyły się
stosunki z Czechami, gdyby Polska i Czechosłowacja utworzyły
solidarny front antyniemiecki, czy zdołałoby to zahamować
dynamizm niemiecki i wpłynąć na bieg wydarzeń. Skoro zaś do współdziałanie
tego nie doszło, to jakie złożyły się na to przyczyny?
Jeszcze
w latach przed I wojną światową 1914 roku Czechy rozpoczęły swą
panslawistyczną politykę, widząc w Rosji, jako największym słowiańskim
państwie, naturalną przewodniczkę słowiańszczyzny. Rosja chętnie
brała na siebie tę rolę, a Czesi już wtedy uważali się za naród
bardziej powołany do tej akcji niż Polska. Wypływało to
prawdopodobnie z faktu, że Polska i Rosja od wieków trwały w
stanie wrogim względem siebie, jak i z tego, że Czesi uważali się
za naród znacznie wyżej stojący pod każdym niemal względem. Stąd
odnoszenie się do Polaków było nieco protekcyjne, a nawet lekceważące
jako do czynnika, który nie ma warunków do odegrania wybitnej roli
na arenie międzynarodowej. Tendencje te zarysowują się bardzo
wyraźnie już w czasie konferencji pokojowej w Wersalu, gdzie Czesi
zdobywają sobie duże wpływy
kosztem
Polski
Dość
wspomnieć o chęci zagarnięcia całego Śląska Cieszyńskiego, a
gdy to się nie udaje, wyznaczony zostaje plebiscyt (do którego
Czesi w końcu nie dopuścili - przyp. red.). W styczniu 1919 roku
(bezpośrednio przed wyznaczonym terminem wyborów – przyp. red.)
Czesi napadają podstępnie na wschodnią część Śląska Cieszyńskiego,
zapędzając się aż pod Skoczów. Polska będąc w stanie wojny z
Rosją dąży do ugody i zmuszona jest przyjąć jako granicę rzekę
Olzę, zostawiając na zachód od tej rzeki około 200 000 ludności
rdzennie polskiej i patriotycznej, która dała duży wkład w walkę
o Polskę i później w odbudowie Państwa Polskiego. Sam Masaryk
przekonany jest wtedy, że Polska wojny 1920 roku z Rosją nie
wygra, że jest tylko państwem sezonowym i że wiązać się z nią
zbytnio nie warto, zwłaszcza gdy ma się za sprzymierzeńca Francję,
małą Entenetę i duże możliwości porozumienia się z Rosją pod
auspicjami Francji, co oczywiście odbyć się mogło tylko kosztem
Polski.
Ta
polityka, początkowo Masaryka, a później Benesza – zaciążyła
nad stosunkami polsko-czeskimi. Na terenie Ligi Narodów Benesz
przez dłuższy czas ma lepszą pozycję niż Polska, a na zewnątrz
Czesi prowadzą wynaradawiającą politykę w stosunku do Polaków
na Zaolziu. Ponadto irredenta
ukraińska znajduje dla siebie wygodny azyl w Czechach, skąd
prowadzi swą działalność na terenie Polski. W Pradze istnieje
uniwersytet ruski, mniej dla nauki a bardziej jako schronienie dla
ruchu ukraińskiego i antypolskiego. Od czasu do czasu Polska posyła
noty, ale otrzymuje odpowiedzi więcej niż niewystarczające.
Tym
niemniej przed 1930 rokiem i jeszcze później – ze strony
polskiej zostały poczynione
próby
nawiązania
bliższych
stosunków
dalej
...
Władysław
Drong, Jabłonków
W
kolejnym odcinku naszego cyklu przed tegorocznymi wyborami samorządowymi
w RC omówimy wyniki poprzednich wyborów w trzech wioskach w południowej
części Zaolzia. Podobnie jak w przypadku Koszarzysk i Milikowa, o których
pisaliśmy w marcu, tabelkę dotyczącą każdej gminy poprzedzi zdjęcie
tablicy urzędu gminnego. Widać z tych zdjęć, że nie ma chyba
jakichś generalnych wytycznych, jak oznaczyć gminę. Każdy napis
jest inny, może zgodny z fantazją pierwszego wójta lub radnych. Z napisów
zamieszczonych na tablicach można jednak wnioskować, jak która
gmina podchodzi na swoim terenie do historii i do polskiej mniejszości,
która kiedyś była tam większością.
dalej
...
|
|
27.
|
Nr.
3/2006 (27) z dnia
23 marca 2006
Wersja
Biuletynu 3/2006(27)
do druku
www.zaolzie.org
Mapa
Republiki Czechosłowackickiej z 1936 roku
|
PRZEPROSINY,
CZY
KONTYNUACJA POLITYKI BENEŠA
?
Alicja
Sęk
Ostatni
układ ČSFR-RP z r.1991 mógł
zostać przez polskiego prezydenta podpisany i jednocześnie
przez niego ratyfikowany, bez uprzedniego wyrażenia zgody przez Sejm
tylko wtedy, gdyby pomiędzy tymi krajami nie istniały
nieuregulowane sprawy majątkowe. Stało się inaczej – przy
zawieraniu tego układu w ogóle pominięto te problemy.
Czy
w świetle powyższych danych taka polityka, prowadzona na zasadzie
faktów dokonanych, będzie nadal kontynuowana w relacjach między obu
krajami?
Za
co należą się przeprosiny
Przeprosiny ze
strony władz czeskich należą się Polakom zaolziańskim z powodu
prześladowania ich w
r. 1945 za polskość i za wierność polskiej Ojczyźnie. Tak
było w istocie. Te przeprosiny należą im się,
jako byłym obywatelom polskim, których obywatelstwo polskie
zostało w r. 1945 siłą
faktów - w wyniku dyktatu Stalina - bezprawnie unieważnione.
Przedwojenne, skonfiskowane mienie społeczne powinno być społeczeństwu
zaolziańskiemu bezwarunkowo
zwrócone w całości, jako mienie polskie. Traktowanie tego mienia
polskiego „jako poniemieckiego“ jest finezyjnym absurdem,
sprzecznym z pierwotnym stanem prawnym. Należą się też przeprosiny
Polsce za szkody moralne i za oderwanie od niej Zaolzia przy współpracy
z okupantem sowieckim w r. 1945. To są niepodważalne fakty.
Niezbędne jest też bezwarunkowe
wdrożenie w życie wiążącej Polskę i Republikę Czeską
umowy międzynarodowej tj. Konwencji ramowej o ochronie mniejszości
narodowych, zawartej przez te kraje z Radą Europy – konkretnie
w odniesieniu do postanowień art. 18
konwencji.
Pan Premier Paroubek, twierdząc iż Polacy zaolziańscy winni
czuć się przeproszeni, poprzez
przeprosiny skierowane do Niemcow, jako wierni w czasie wojny
republice „obywatele czechosłowaccy“, walczący za Czechosłowację
(co nie odpowiada rzeczywistości), dopuścił się niezgodnej z prawdą
interpretacji faktów historycznych sprzed II wojny światowej, z
czasu jej trwania oraz
okresu powojennego. Jest to kierunek myśłenia, idący tropem niechętnego
stosunku prezydenta Republiki Czechosłowackiej Edvarda Beneša
do Polski i Polaków.
Mamy
nadzieję, że ci z naszych korespondentów, którzy w
swej poczcie elektronicznej do redakcji wyrażali swoją wątpliwość,
co do prawdziwości treści dokumentów w przedmiotowej sprawie,
zamieszczonych w naszym biuletynie PBI-Z nr 1/2004 z 23.1.2004,
dowiedzieli się -
dlaczego
prezydent Beneš – w piśmie do prezydenta Mościckiego z datą
22.9.1938 i korespondencji towarzyszącej – proponował Polsce zwrot
Zaolzia w listopadzie 1938 (czyli już po swej zaplanowanej wcześniej
ucieczce z kraju), jako „przyjazne uregulowanie kwestii
czesko-polskiej“, zaś przejęcie tej ziemi miesiąc wcześniej
- zanim zdążyli to zrobić Niemcy - określił, za „nie do przyjęcia“
dalej
...
SAMOTNI W WALCE O PRZETRWANIE
M.U.
Niżej zamieszczamy tekst ilustrujący pewien odcinek zmagań
o przetrwanie polskiej tożsamości
narodowej i bytu narodowego Polaków na Zaolziu. Nagłaśniamy
problematykę zaolziańską, ażeby ta walka o przetrwanie przestała być
osamotnioną i przemieniła się w normalne życie społeczne
bez zagrożeń tego bytu i tożsamości.
Zamieszczone w tym tekście zdjęcia i tabele dowodzą braku realizacji
przez władze czeskie wiążącej ich umowy międzynarodowej, tj.
Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych. Tabele zawierają
m.in. dane na temat liczby podpisów, potrzebnych do złożenia pod
petycją o polskojęzyczne napisy na tablicach gminnych, które w
dodatku są tylko w bardzo nielicznych miejscowościach zaolziańskich
(nota bene, jak pokazują zamieszczone niżej zdjęcia, tylko napisy z
nazwą urzędu, a nie odrębne tablice, z uwzględnieniem historycznych,
polskich nazw miejscowości). Jak wynika z obliczeń na podstawie
przytoczonych danych, petycję o umieszczenie polskiego napisu na
tablicy urzędu gminy musi podpisać co najmniej 40 % polskich mieszkańców
danej miejscowości. Czy łatwo zebrać te podpisy? Czeskie władze liczą
właśnie na to, że psychicznie sterroryzowani ludzie niechętnie się
wystawiają. Boją się figurować imiennie w wykazach z postulatami,
choćby o gwarantowane międzynarodowo respektowanie ich języka w życiu
publicznym. Te obawy są nie tylko pozostałością okresu czeskiego
komunizmu, ale i dowodem nietolerancji wobec praw mniejszości utrzymującej
się nadal w Republice Czeskiej. Jak wynika z ustaleń Konwencji ramowej
o ochronie mniejszości narodowych, tj. umowy międzynarodowej z Radą
Europy, ratyfikowanej przez Republikę Czeską – takie
wprowadzenie tablic polskojęzycznych powinno być automatyczne z mocy
obowiązującego prawa międzynarodowego.
Jak to wobec tego jest? Czy
jego dotrzymywania nikt nie kontroluje, nie wymaga?
....
dalej
...
Władysław
Drong, Jabłonków
Jesienią
2006 odbędą się w Republice Czeskiej, a więc i na Zaolziu, wybory
komunalne. To na tym poziomie decydować się będzie o dalszym byciu,
lub niebyciu polskich szkół, którymi zarządzają gminy miejskie i
wiejskie. Bez własnych radnych nie można bronić ich istnienia. Trzeba
się więc zastanowić nad listami kandydatów, by zdobyć taką liczbę
mandatów, jak w roku 2002 i bez nastroju katastroficznego spróbować
przynajmniej w ten sposób wzmocnić szanse na przetrwanie naszej
polskiej społeczności.
dalej
...
|
|
26. |
Nr.
2/2005 (14) z dnia
23 lutego 2005
Wersja
Biuletynu 2/2005(14)
do druku
www.zaolzie.org
|
Alicja
Sęk
Granicę państwową - również i przed wiekami - przenoszono tu ponad głowami mieszkańców. Granicę etniczną stanowiły jednak dziewicze lasy. Odgradzały one przez stulecia tereny Księstwa Cieszyńskiego od osiadłych dalej na zachód i południe Morawian, mówiących nieco innym językiem, związanych z nieco inną kulturą. Bez względu na to, po czyjej stronie była władza, jedynym językiem jakim posługiwała się miejscowa ludność, była polska gwara śląska. Inne języki - a zwłaszcza niemiecki i szczątkowo czeski - jako napływowe - zaczęto tu szerzyć odgórnie, po tym jak cieszyńska gałąź książąt piastowskich uległa zniemczeniu, a w konsekwencji weszły te tereny w bezpośrednie władanie Habsburgów.
..................................
Ten pas zaoranej ziemi skojarzył mi się wówczas z obrazami z dzieciństwa. To też była granica między „bratnimi” krajami, nasza granica południowa. Przemknął mi przed oczyma pas zaoranej ziemi i budki strażnicze wyglądające jak ambony myśliwskie, służące do podglądania dzikiej zwierzyny. Rozmieszczono je tak, by każda piędź ziemi granicznej była w zasięgu wzroku, by nic na tym terenie nie mogło umknąć uwadze obserwatorów. Tu miejscami nawet kot nie mógłby być posłańcem, gdyż wiadomo - kot rzeki nie przepłynie, zaś przygraniczna oranina ciągnęła się nawet wzdłuż brzegu Olzy. Ta graniczna rzeka, poza okresami wezbrania wód płynąca dość leniwie, nie była dla ówczesnych czeskich włodarzy Zaolzia wystarczającą ochroną przed kontaktowaniem się ze sobą ludności polskiej, mieszkającej nad jej obydwoma brzegami.
...................................
dalej
...
LIST Z ZAOLZIA:
J.
B.
„Czym dla Polaków na Zaolziu jest Wspólnota? Ten ruch
polityczny powstał przed 15 laty we współpracy z węgierską mniejszością
narodową. Stanowił w ówczesnej Czechosłowacji poważną siłę
parlamentarną. Węgrzy tworzyli dziesięcioprocentową mniejszość, a 90
% z nich uczestniczyło w
wyborach. Wspólnota miała pieniądze z dotacji powyborczych swoich posłów,
w tym zawsze jednego polskiego posła z naszego terenu. Mogła w ten sposób
nawet dofinansowywać polskie szkolnictwo.
dalej
...
|
|
25.
|
Nr.
1/2006 (25) z dnia
23 stycznia 2006
Wersja
Biuletynu 1/2006(25)
do druku
www.zaolzie.org
|
CZESKIE ZBRODNIE ZAGŁADY POLSKOŚCI
ŚLĄSKA ZAOLZIAŃSKIEGO
MOŻNA
WYBACZYĆ,
LECZ
NIE WOLNO
O NICH
ZAPOMNIEĆ !
Alicja
Sęk
Najpierw
było długoletnie milczenie. O tej zbrodni nie wolno było
wspominać przez ponad 70 lat, z krótką przerwą na przełomie
1938/39 roku, kiedy Zaolzie na jedenaście miesięcy wróciło do
Polski. Wtedy to - w dwudziestą rocznicę czeskiej zbrodni - upamiętniono
ofiary bestialskiego mordu. Nad zbiorową mogiłą polskich jeńców w
zaolziańskiej Stonawie - żołnierzy 12 wadowickiego pułku piechoty
- zakłutych przez czeskich żołdaków bagnetami i dobijanych kolbami
karabinów, odbyła się uroczystość złożenia kwiatów, podczas której
przemawiał wojewoda katowicki Michał Grażyński. Odbiło się to wówczas
szerokim echem nie tylko na Zaolziu. Wkrótce jednak wybuchła II
wojna światowa, a po niej nowe czeskie panowanie. Choć ten fragment
historii naszych stosunków z południowymi sąsiadami po wojnie
wymazano nawet z polskich
podręczników historii, staraniem miejscowych polskich mieszkańców,
nigdy nie zabrakło na tej mogile kwiatów, zaś w dniu Wszystkich Świętych
zawsze paliły się świece. ............
Do akcji zbrojnej zaczęli się Czesi przygotowywać już w
grudniu 1918. Do momentu uformowania się armii czechosłowackiej w
oparciu o austriackie kadry dowódcze i przesłane z Włoch i Francji
dywizje legionarzy, nie podjęli jednak działania. Czechosłowackie
przygotowania wojskowe nie były obce Dowództwu Okręgu Wojskowego w
Cieszynie, którym kierował pułkownik Franciszek Ksawery Latinik.
Informował on systematycznie swoich zwierzchników w Krakowie i w
Sztabie Głównym w Warszawie. Tam jednak nie doceniono należycie wieści
o zagrożeniu czeskim, gdyż w tym czasie większość sił zbrojnych
zaangażowana została w obronę Lwowa i Małopolski Wschodniej przed
Ukraińcami (dokąd skierowano również jednostki wojskowe z
Cieszyna) oraz we wsparcie Powstania Wielkopolskiego.
Ten tragiczny błąd, wywodzący się z - ponawianej już w
historii - naiwnej wiary w uczciwość deklaracji południowego, słowiańskiego
sąsiada, Czesi
skwapliwie wykorzystali. Mając ogromną przewagę w ludziach i
uzbrojeniu, dokonali 23 stycznia 1919 podstępnej, zdradzieckiej napaści
na Śląsk Cieszyński. Przebrani w mundury armii alianckich tegoż
dnia około godz. 10.30 wezwali pułkownika Latinika do wycofania
polskich wojsk za granicę Śląska Cieszyńskiego, grożąc że w
przeciwnym razie siły koalicyjne przystąpią o godz. 13 do
obsadzenia jego obszaru. Pułkownik Latinik nie zorientował się od
razu, że chodzi o mistyfikację i nie zdążył aresztować jej aktorów.
Tymczasem w wysuniętej najbardziej na północ części późniejszego
Zaolzia już z samego rana, tegoż dnia, rozpoczęto zbrojny atak na
bogumińską linię demarkacyjną. Również i w Boguminie próbowano
podobnej mistyfikacji jak w Cieszynie, lecz dowodzący tam pułkownik
Mroczkowski zorientował się, że chodzi o podstęp, skontaktował się
ze swoim dowództwem i otrzymał jednoznaczny rozkaz obrony miasta,
wraz z tamtejszym węzłem kolejowym. Polacy zostali jednak otoczeni
przez czeskich żołnierzy, którzy już wcześniej niepostrzeżenie
przybyli do Bogumina, przekraczając granicę przebrani za
cywilów i dopiero w ostatniej chwili zakładali mundury wojskowe oraz
wyciągnęli ukrytą broń. Nie widząc wyjścia z tej sytuacji, pułkownik
zdecydował się na wyprowadzenie swych żołnierzy z bogumińskiej pułapki.
Dowodzący w Boguminie czeski major Sykora obiecał podstawienie
specjalnego pociągu do wywiezienia Polaków w zamian za uwolnienie
czeskich jeńców przetrzymywanych w Piotrowicach. Kiedy jednak czescy
jeńcy zostali uwolnieni, polskich żołnierzy wzięto do
niewoli, zaś bogumiński węzeł kolejowy, wraz z całym miastem,
został opanowany przez Czechów.
..................
Bestialskie morderstwa, dokonane
przez czeskich zbirów w mundurach wojskowych w Stonawie, stały się
swego rodzaju cichym symbolem. Choć podobnych morderstw dopuścili się
Czesi i w innych miejscowościach, ta nie uległa zapomnieniu dzięki
staraniom miejscowego księdza Franciszka Krzystka i okolicznej ludności.
To ksiądz Krzystek zorganizował zbiórkę bielizny, by choćby w ten
sposób okryć nagość zamordowanych i ogołoconych żołnierzy. To
na Jego zlecenie Leo Beer,
zawodowy fotograf z niedalekiego Frysztatu wykonał zdjęcia
ofiar zbrodni, to On zadbał o zapisanie
nazwisk zidentyfikowanych zwłok w księdze parafialnej, choć
nie wszystkie personalia udało się ustalić. Bezwzględni czescy
mordercy zdzierali bowiem ze swych ofiar i kradli odzież oraz obuwie
wraz z dokumentami osobistymi. To ksiądz Krzystek, ścigany przez
Czechów (patrz zdjęcie nr 4) , postarał się też o godny pochówek
ofiar stonawskiej zbrodni, w czym pomagali Mu miejscowi wierni.
W zbiorowej mogile, wyłożonej podarowanymi przez Księdza
deskami, którymi nakryto również zwłoki ofiar, gdyż nie sposób
było zrobić w tak krótkim czasie tylu trumien, spoczęli żołnierze
12 wadowickiego pułku piechoty. Zostali skierowani do obrony tej
ziemi w chwili, gdy chłopcy spod Cieszyna walczyli na Wschodzie, dokąd
wysłano ich w wierze w pokojowe deklaracje Masaryka i Beneša.
Marszałek Józef Piłsudski, zdając sobie sprawę z błędu, popełnionego
na skutek nieuzasadnionego zaufania wobec czeskich przywódców, oświadczył:
„Dając wiarę deklaracjom Masaryka i wyraźnym zapewnieniom rządu
praskiego, który wielokrotnie przyznawał nasze prawa do
kwestionowanych obszarów, pozostawiłem na tych terenach jedynie
drobne jednostki wojskowe. Uważam tę niespodziewaną napaść za
nieopisaną zdradę ze strony Czechów”.
dalej...
|
|

|
|
|