21 kwietnia
2009
POKŁOSIE CENZURY
Artykuł
9 Konwencji Ramowej o ochronie mniejszości narodowych Rady Europy
(RE) dotyczy wolności słowa. Ta dziedzina pozostawia na Zaolziu
wiele do życzenia. Potwierdzeniem niewesołego status quo w tej
materii jest docierająca do nas – niejednokrotnie z drugiej lub
trzeciej ręki – korespondencja elektroniczna na temat publikowanej
już i omawianej przez nas petycji, złożonej w ubiegłym roku w
Brukseli, a rozpatrywanej na początku bieżącego przez Komisję
Petycji w Parlamencie Europejskim.
Tak zwana
polska zaolziańska prasa, tamtejszy polsko-języczny Głos Ludu, jak
zapewne większości naszych Czytelników wiadomo, odniósł się do
tej sprawy bardzo negatywnie, drukując prawie wyłącznie głosy
zgodne z „jedynie słuszną linią przewodniej siły środowiska”
będącej zarazem wydawcą gazety.
Choć nie
ma już w redakcjach oficjalnego stanowiska cenzora, który w czasach
komuny pilnował, by przypadkiem nie naruszono wytycznych miłościwie
nam panującej partii przewodniej, kiedy czytam przyczynki autorów
nie dopuszczanych na łamy jedynej zaolziańskiej polskojęzycznej
gazety, przypomina mi się stary dowcip jeszcze z lat pięćdziesiątych.
Młodsi Czytelnicy mogą nie wiedzieć, jaki był w tamtych
czasach najbezpieczniejszy materiał dekarski. Była nim – w myśl
tego dowcipu – Trybuna Ludu (lub odpowiednio Rudé právo). Wiadomo
było, że tam na pewno nic nie przecieknie. Głos Ludu zasadniczo różni
się jednak od tych dwóch gazet formatem, więc nawet w dekarstwie byłby
z niego niewielki pożytek.
Historia,
zwłaszcza najnowsza historia Polski, uczy nas jednak, że i przeciw
cenzurze znalazła się skuteczna broń. Były nią różne ulotki,
gazety, gazetki, pisma i pisemka wychodzące i rozprowadzane w tzw.
drugim obiegu. Dziś, gdy technika uczyniła milowy krok naprzód,
drugi obieg z sukcesem zastępuje poczta elektroniczna.
I tak w
chwili, gdy Głos odmawia głosu tym, co nie pieją peanów na cześć
„siły przewodniej” – ba – dopuszczają się nawet krytyki,
przysłano nam do redakcji opinie, które w utrzymywanym z czeskich
dotacji Głosie Ludu nie miałyby, lub nie miały szansy ujrzenia światła
dziennego. Choć nie były one adresowane do naszej redakcji sądzę,
że autorzy zawartych w nich myśli zaakceptują moją próbę połączenia
ich w jedną całość:
>Po
przeczytaniu materiałów zamieszczonych w Głosie Ludu 17 lutego br.
pod wspólnym tytułem „W naszym imieniu, za naszymi plecami”
przymierzałem się do napisania własnego artykułu, lecz na pewno by
mi go nie wydrukowali. Zastanawiam się, dlaczego nie opublikowano całej
petycji? Działają jak za komuny. Przypomina mi się afera wokół
Platformy Pawła Cieślara (patrz. PBI-Zaolzie – luty 2005, str. 2.
– przyp. A.S.). Jej treści
też nigdzie nie opublikowano, lecz wszyscy musieli ją potępić. Tu
również są tylko strzępy wyrwane z kontekstu. Dlaczego Kongres
Polaków sam nie zabierze się twardo za obronę polskich interesów?
Czeskie prawo jest takie, jakie jest. Każdy urzędnik może je
interpretować na swój własny sposób.
Pan
Szymeczek twierdzi, że petycja może zaszkodzić. Komu i dlaczego? Mówi:
„o trudnościach wiemy i monitorujemy je na bieżąco”. Pytam: z
jakim efektem i jak długo jeszcze, zanim się coś załatwi? Uważam,
że każdy ma prawo do własnej wypowiedzi, skoro ci, co mają
mandaty, depczą w miejscu i uginają karki, bojąc się o swoje
koryta<
>Władze
czeskie znane są z tego, że podpiszą wszystko, co podpisać muszą.
I tak wiedzą, że nie będą tego realizować. Ich po prostu trzeba
zmusić do realizacji wszelkich obowiązujących aktów prawnych,
szczególnie tych, które zostały już ratyfikowane.<
>Republika
Czeska (dawniej Czechosłowacka) od zarania swych dziejów próbuje
przekształcić państwo – odziedziczone po Austro-węgrzech jako
wielonarodowe – w jednolite narodowościowo państwo czeskie. Te
tendencje nasiliły się jeszcze po II wojnie światowej, przyjmując
postać czystek etnicznych (podstawą tych czystek były tzw. Dekrety
Beneša – przyp. A.S.). Pomimo pewnego złagodzenia posunięć
represyjnych, odnośne ustawy obowiązują po dzień dzisiejszy. Nie
odnotowano żadnego postępu w realizacji zaleceń zawartych w
rezolucji Komitetu Ministrów RE Res CMN(2006)2, wskazujących na
opieszałość i niechęć wobec wdrażania Konwencji ramowej przez RC<.
>Społeczność
polska na Zaolziu najdotkliwiej odczuwa fakt, iż po latach
intensywnego wynaradawiania zaolziańskich Polaków, ludność czeska,
którą w przeważającej mierze stanowi ludność napływowa
oraz obywatele z polskimi korzeniami, ale już od 2 – 3 pokoleń wynarodowieni,
tzw. „szkopyrtocy”, nadal nie jest zapoznawana z niezafałszowaną
historią regionu ani w szkole, ani przez media lokalne.
Nie bez
winy są tu również władze polskie. Chyba już z przyzwyczajenia
interesują się wyłącznie Kresami Wschodnimi. Zaolzie zostało
niemal zapomniane. Stało się wręcz tematem tabu<.
>To
smutne, że polski eurodeputowany (Jan Olbrycht – przyp. A.S.)
martwi się na łamach Głosu Ludu, iż petycja rozpatrywana jest w
okresie, gdy Republika Czeska przewodniczy Unii Europejskiej, co – w
jego obawach – może rzucić cień na czeską prezydencję, gdy
tymczasem rzucenia cienia na tę prezydencję nie obawiał się sam
czeski parlament, uchwalając wotum nieufności wobec sprawującego tę
prezydencję rządu<.
Czytając
te i inne podobne rozważania zastanawiam się, co się stało z
mentalnością Polaków? Gdzie się podziała polska duma narodowa? Co
się stało z poczuciem jedności narodowej wszystkich Polaków i tych
w kraju i tych mieszkających – często nie z własnego wyboru –
poza jego granicami?
Czas powrócić do
pierwotnego tematu mojego felietonu, będącego w podstawowej mierze
kompilacją „drugoobiegowych” myśli zaolziańskich autorów, który
nazwałam pokłosiem cenzury.
„Poprawność
polityczna” Głosu Ludu jest tak głęboka, że dotyczy nie tylko
wielkiej polityki. Drobnych kamyczków do własnego ogródka też
rzucać nie pozwalają.
Oto
fragmenty korespondencji elektronicznej niezwiązanej z wyżej
wymienioną petycją, która też dotarła do nas drogą pośrednią:
>Tego mi
nie wydrukował naczelny GL. Jestem ciekawy, jak długo się to tu
utrzyma.
Zacznijmy
od siebie. Płaczemy, że nie likwiduje się końcówki –ová, daje
polskie imiona w ograniczonym zakresie, nie zmienia się nazwisk w
spisach telefonicznych itd. A można było i za czasów głębokiej
komuny dać imię Tadeusz, tak jak jest napisane, obojętnie czy
matka, która postawiła na swoim, miała średnie, czy podstawowe
wykształcenie. Liczyło się to, co wyniosła z domu rodzinnego, lub
– co dała jej szkoła. Było z tym i jest coraz gorzej.
Denerwują nawet drobne sprawy, które pokazują brak dobrej
woli. Na przycisku dzwonka ojca pewnego Polaka, stojącego od 6 lat na
zaolziańskim piedestale, widnieje podpis Josef, podobnie jak na domu
pewnego wice-starosty, w którego gminie wprowadzanie dwujęzyczności
idzie nawet względnie dobrze. W spisie telefonicznym od lat nic się
w tej sprawie nie zmieniło. A co końcówki ...ova@glosludu.cz
w adresach e-mailowych redaktorek GL?
Znam
wielu nauczycieli, którzy nazwy zaolziańskich miejscowości piszą
po czesku. Kto zatem ma uświadomić młodym ludziom, że nie mieszkają
w Písku u Jablunkova, jak napisał pewien chłopak w deklaracji do
PZKO, a sekretarka to wpisała do legitymacji? Myślę, że zrobiła
to bezmyślnie, bo o brak dobrej woli trudno ją posądzić, ale to
paranoja. Każda ryba psuje się od głowy i tu, czyli od siebie
powinniśmy zacząć. RODACY!!! Zacznijmy od tego najtańszego. Tylko
za 10 + 1 kc (znaczek + koperta) można dokonać zmiany w spisie
telefonicznym. Na przycisku dzwonka zamiast Terezie i Marie napiszmy
ładnie Teresa i Maria, bo senior rodu o polskim, zaolziańskim
nazwisku, który do roku 1938 był bezrobotny, by zapewnić dzieciom
polskie wykształcenie, obraca się dziś w grobie [...] <.
Próbuję
odgadnąć, co było przyczyną odrzucenia przez redakcję Głosu Ludu
tego ostatniego tekstu. Nie ma w nim fałszu, ani zakłamania. Nie ma
nawet słowa krytyki pod adresem lokalnej większości. Czyżby
niewygodna prawda o adresach e-mailowych Pań Redaktorek i imionach na
przyciskach dzwonków pewnych osób też w GL podlegała cenzurze?
Alicja
Sęk
|