21 sierpnia
2009
Kto
- kogo?
W
pierwszej połowie sierpnia br., jeszcze przed wejściem na ekrany
kin, intensywnie reklamowano pewną polsko-czeską komedię. Jej
zwiastuny w TVP pojawiały się kilka razy dziennie. Peany na temat
filmu – jeszcze przed jego premierą – zamieszczała polska prasa,
a może i czeska? Nie wiem, bo raczej rzadko biorę ją do ręki.
Red.
Jacek Sikora (kor), w swoim artykule zatytułowanym „Historia bez
patosu”, zamieszczonym w zaolziańskim Głosie Ludu 13 sierpnia
2009, cytuje za Rzeczpospolitą wypowiedź polskiego reżysera tego
filmu – Jacka Głomba: „Trudno
przyjąć nam Polakom, że byliśmy okupantami. Wolimy się
przedstawiać jako obrońcy wolności, kochamy bohaterską, romantyczną
wizję naszej historii. Dla mnie spojrzenie przez pryzmat Katynia i
losów generała Nila wydaje się uproszczeniem. Zawsze zazdrościłem
Czechom, że bez kompleksów potrafią mówić nawet o momentach
tragicznych, czy dla siebie niewygodnych”.
Spróbujmy
ten tekst przeanalizować, przetłumaczyć z komunistycznego bełkotu
na język polski, a mianowicie: Trudno przyjąć nam Polakom, że
wbrew własnej woli zostaliśmy po II wojnie światowej zwasalizowani
przez sowieckich okupantów. Nasi przodkowie nie wahali się oddać
daniny swej krwi za wolność i niezależność, bo jak powiedział 15
sierpnia br. Pan Prezydent Lech Kaczyński podczas tegorocznej
uroczystości Dnia Wojska Polskiego na Placu Piłsudskiego w Warszawie
– „tak ich po 123 latach
niewoli wychowała II Rzeczpospolita”. Szarganie pamięci
bohaterów Katynia i ofiar komunistycznego terroru, takich jak
zamordowany już po wojnie przez komunistycznych oprawców generał
Nil, nie dodaje splendoru ani autorowi wypowiedzi, ani cytującym go
gazetom.. Niestety. Pana Głomba, ani tych, co cytują bez
odpowiedniego komentarza te bolszewickie fanaberie nie wychowała II
Rzeczpospolita. Oni są niestety wychowankami komuny, za którą pan Głomb
każe nam przepraszać.
Na
szczęście nie jestem żołnierzem i nie muszę słuchać rozkazów
jakichś tam zwierzchników, tak jak musieli to uczynić polscy żołnierze
pod przymusem wcieleni do Ludowego Wojska Polskiego, wchodzącego w skład
Układu Warszawskiego, którzy 21 sierpnia 1968 wkroczyli do Czechosłowacji,
zresztą z tego, co mi wiadomo, nie jako zdobywcy, tylko w charakterze
oddziałów logistycznych. A nawet gdybym była żołnierzem, któremu
wydano rozkaz wymarszu w kierunku Hradca Králové i Pragi, nie
poczuwałabym się do obowiązku przepraszania kogokolwiek. Wiadomo,
co może grozić prostemu żołnierzowi za odmowę wykonania rozkazu.
Że
Ceausescu odmówił? Zapewne Jaruzelski mógł postąpić tak samo,
ale czy my Polacy mamy przepraszać za rozkazy człowieka, zdolnego
wypowiedzieć wojnę nawet własnemu narodowi? Czy mamy przepraszać,
za to, że byliśmy ofiarami wojny „polsko-jaruzelskiej”? Czy mamy
przepraszać za czyny człowieka będącego przez długie dziesięciolecia
na sowieckich usługach?
A
że Czesi bez kompleksów mówią o niektórych swoich przywarach?
Nawet
przysłowiowy Szwejk w jest w podaniu Jaroslava Haška
w gruncie rzeczy postacią pozytywną. Autor książki próbuje dać
znać czytelnikom, że jego postawa ofermy pułkowego nie wynikała z nieudolności,
lecz ze świadomej chęci działania wbrew interesom obcego
zwierzchnictwa. Zresztą, by ferować takie wyroki jak pan Głomb,
trzeba mieć choć odrobinę pojęcia o
tym, o czym się mówi.
Bardzo
by mnie interesowało, gdzie – w jakiej czeskiej publikacji – można
znaleźć przyznanie się do podstępnej agresji na Śląsk Cieszyński
w r. 1919, w chwili gdy Polska
walczyła z bolszewikami na wschodzie i wyrazy przeprosin
lub przynajmniej zażenowania w związku z nożem wbitym wówczas
Polakom w plecy? Który z
czeskich autorów, nie mówiąc już o politykach, przeprosił Polskę
i Polaków za nie przepuszczenie przez terytorium Czechosłowacji
francuskiej broni, potrzebnej do obrony przed bolszewicką inwazją na
Polskę, zakończoną szczęśliwie zwycięstwem Polaków w Bitwie
Warszawskiej, 15 sierpnia 1920? Kto z czeskich polityków przeprosił
Polaków za antypolskie knowania
Beneša
i jego ekipy z sowietami w czasie II wojny światowej, za namawianie
sowietów do inwazji na wschodnie rubieże Polski i akceptację
sowieckiej inwazji na Polskę w dniu 17 września 1939?
Mówi
się nieco złośliwie, że Czesi są narodem Szwejków. To fakt, że
potrafią humorystycznie oceniać pewne jednostkowe zdarzenia i
przywary, ale w żadnym przypadku nie wolno tykać ich narodowych świętości.
Kiedy w latach pięćdziesiątych XX wieku pojawiła się w Pradze na
rynku wydawniczym książka Škvoreckiego
„Zbabělci” (Tchórze), mówiąca bez ogródek o czeskim
„bohaterstwie” w czasie II wojny światowej, o kilku wystrzałach
zza węgła nazwanych Powstaniem Praskim, oddanych w chwili, gdy słychać
już było zbliżające się armie sojusznicze, prawie cały nakład
bardzo szybko wycofany został z obiegu. Ostało się kilka
egzemplarzy, które zostały sprzedane zanim zauważono wpadkę.
Pan
Głomb „głęboko przeżywał
atmosferę niechęci” jaka towarzyszyła jemu i innym Polakom w
latach dziewięćdziesiątych „w
małych miasteczkach na terenach, przez które ćwierć wieku wcześniej
szła >zwycięska polska armia<. I było kwaśno. Pamiętam, jak
głęboko przeżywałem atmosferę niechęci wobec nas”.
Cóż.
Wypada panu Głombowi współczuć, choć go prawdopodobnie nikt nie
zmuszał do podróżowania po „małych czeskich miasteczkach” i zażywania
antypolskiego kwasu ich mieszkańców, obserwowania niechęci do
Polski i Polaków, znanej niestety od wielu stuleci, ze szczególnym
upodobaniem kultywowanej od końca drugiej dekady XX wieku, gdy m.in.
dzięki polskim staraniom i przelewowi polskiej krwi odrodziła się
Rzeczpospolita Polska i po wielowiekowym uzależnieniu od Austrii
powstała niezależna Czechosłowacja.
Ja
nie podróżuję po „małych
czeskich miasteczkach”, przez które „szła
zwycięska polska armia” (czytaj
Ludowe Wojsko Polskie podległe rozkazom dowództwa Układu
Warszawskiego), ale jeśli się chce spożyć trochę typowego
czeskiego, antypolskiego kwasu, wystarczy spojrzeć na niektóre fora
internetowe.
Czy
w świetle powyższego można mieć najmniejsze wątpliwości, kto –
kogo ma przepraszać?
Trzeba
wyjątkowych wydarzeń, takich jak załamanie się czeskiej polityki
zagranicznej w miesiącu wrześniu r. 1938, aby doczekać
samokrytycznej oferty prezydenta Edvarda Beneša zwrotu Polsce
Zaolzia, ważnej na niby.
Alicja Sęk
|